OD AZORKÓW KU AZOROM
Share
Od Europodów dla Antypodów – Urocze Eurozakątki: Azory
LUDWIK IDZIKOWSKI, urodzony w Warszawie 24 sierpnia 1891 roku był majorem lotnictwa Wojska Polskiego. Ambitnemu owemu człowiekowi zakołatała do głowy myśl ażeby samolotem Anlot 123 przelecieć Ocean Atlantycki pod wiatry z Europy do Ameryki, dotychczas bowiem latano tam jedynie z wiatrem, w kierunku odwrotnym, z Ameryki do Europy. Śmiałą próbę podjął 3 sierpnia w 1928 roku – obok Idzikowskiego za sterami lotnej maszyny usiadł Kazimierz Kubala, pilot z wieloletnim doświadczeniem. Obaj panowie niewiele mogli zaradzić, kiedy wskaźnik poziomu oleju w silniku ich dwupłatowca począł gwałtownie się obniżać, lot zakończył się przymusowym wodowaniem w wodach Zatoki Biskajskiej; polskich śmiałków uratowali hiszpańscy rybacy. Dla Polaka upartego nie ma przecież nic trudnego!
A Idzikowski wraz z Kubalą, pochodzącym z podkrakowskiego Podłęża, zawziętości w sercach mieli sporo, niczym sołtys z Zawady, zawadzający na drodze każdemu, kto przejeżdża przez jego sioło. Do owego drugiego ataku dwaj umundurowani panowie, w kabinie takiegoż samolotu Anlot 123, jednak z mocniejszym silnikiem, nazwanego „Orzeł Biały” przystąpili w sobotę 13 lipca z rana. Tym razem Półwysep Iberyjski ominęli bez jakiegokolwiek problemu. Niestety 1400 kilometrów od galicyjskiego Vigo, na samym środku Atlantyku, kiedy właśnie dofruwali do archipelagu Azorów w owym mocniejszym silniku niepokojąco poczęło coś kołatać. Major Idzikowski postanowił posadzić dwupłatowca na polowym lądowisku na wyspie Terceira. Wkrótce jednak, dokładniej przyjrzawszy się ówczesnej Google Map zdał sobie sprawę, że nieco bliżej znajduje się urocza wyspeńka Graciosa, wówczas zamieszkana przez z górą dwie setki osób, dużych i małych. Dochodziła dziesiąta wieczorem, ale na Azorach nie było jeszcze ciemno. Spożywającym wieczerze tubylcom nagle objawił się dziwny samolot z polskimi znakami identyfikacyjnymi na statecznikach, terkoczący niczym polska wielkopostna kołatka. Po kilku sekundach perfekcyjnie dotknął wszystkimi trzema kołami trawiastego pola, by po chwili zahaczyć prawym podwoziem o niewysoką kamienną miedzę (major Idzikowski nie wiedział, że zgodnie z odwieczną tradycją właśnie takim sposobem zwykło się na Azorach oddzielać sąsiedzkie poletka). Orzeł Biały, uderzywszy w tak niepozorną miedzę, przekoziołkował i natychmiast stanął w płomieniach, wraz z majorem Ludwikiem Idzikowskim, któremu nie udało się wydostać z kabiny. O dziwo, wyczynu owego dokonał Kazimierz Kubala, również major. Ów wszakże do rodzinnego Podłęża powrócić nie raczył; osiadł w brazylijskim São Paulo, spokojnie dożywszy tam 83 lat, jako farmaceuta. Za ster jakiegokolwiek samolotu, nawet papierowego, major Kubala nigdy nie usiadł.
Trzy lata po azorskiej tragedii na terenie podkrakowskich Bronowic rozpoczęło się budowanie niewielkiego osiedla domków jednorodzinnych. Z inicjatywy Karola Rolle, ówczesnego prezydenta Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa, który sam nigdy prawdziwych Azorów nie odwiedził, choć pewnie miałby na to chrapkę, podkrakowskie osiedle ochrzczono Azory. Po drugiej wojnie światowej na jego terenie powstało wielkie krakowskie blokowisko, w którym mieszka ponad półtorej setki tysięcy osób. Co zrozumiałe, nie może w takim zbraknąć monumentalnych, żelbetonowych katolickich świątyń. Na krakowskich Azorach są nimi kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny Marii, podniesiony z nicości w latach 1972-1979 oraz nieco odeń młodszy kościół pod wezwaniem świętego Jacka, na gruzach komunizmu dźwignięty nieco później, w latach 2006-2008. Ponieważ podwawelski gród od czasów azorskiej tragedii rozrósł się ogromnie, tamtejsze Azory aktualnie znajdują się nie tak znów odlegle od jego centrum. Miejscy włodarze tak jakoś planowali przestrzennie rozwój infrastruktury komunikacyjnej, iż do osiedla Azory nie dojedzie żaden niebieski tramwaj, jedynie autobus. Na tym ja przestanę zajmować się Azorkami krakowskimi, choć jako krakowianin żywię przecie ku nim osobisty sentyment, pisać będę natomiast o tych atlantyckich, albowiem życie pozwoliło mi poznać ich liczne uroki.
*
TE PRAWDZIWE, ATLANTYCKIE AZORY po raz pierwszy zobaczyłem w grudniu 1997 roku. Na atlantycki archipelag składa się dziewięć wysp: SÃO MIGUEL, SANTA MARIA, TERCEIRA, SÃO JORGE, PICO, GRACIOSA, FAIAL, FLORES oraz CORVO. Wszystkie pospołu liczą 2.333 kilometry kwadratowe powierzchni (najmniejsze polskie województwo, opolskie, liczy ich sobie ponad czterokrotnie więcej). W roku 2023 niekrakowskie Azory zamieszkiwało niewiele ponad 236 tysięcy osób – niemal tyle, osiedliło się też w górnośląskich Katowicach. Najwyższym szczytem azorskiego archipelagu, a zarazem całej kontynentalnej i pozakontynentalnej Portugalii jest Montanha do Pico, górujący nad wysepką o takiejż nazwie z wysokości 2.351 metrów nad poziomem oceanu. Pozostałe azorskie wysepki zalegają poniżej. Rok 1976 był tym, w którym portugalski rząd ogłosił Wyspy Azorskie autonomicznym regionem Republiki Portugalii – najdalej na zachód takim politycznym tworem Europodów (francuskie Gujana, Gwadelupa i Martynika nie są autonomicznymi regionami, lecz departamentami – integralnymi częściami Republiki Francuskiej. Do nich też sięga obszar Unii Europejskiej). Azorski region autonomiczny posiada dwie stolice: PONTA DELGADA na wyspie SÃO MIGUEL (siedziba lokalnego rządu) oraz HORTA na wyspie FAIAL, gdzie obraduje Zgromadzenie Legislacyjne do którego co cztery lata wybiera się 57 deputowanych. Aktualnie autonomicznym prezydentem Azorów jest José Manuel Bolieiro, Zgromadzeniu Legislacyjnemu zaś przewodniczy Luis Garcia. Jeszcze jedną stolicą jawi się ANGRA DO HEROISMO na wyspie TERCEIRA, siedziba azorskiego biskupa, uznawana za duchową stolicę Azorów.
Na florze Azorów, na błękitno-białym tle przedstawia się açora, tamtejszego jastrzębia z szeroko rozpostartymi skrzydłami, pomiędzy którymi półkoliście rozciąga się dziewięć gwiazd, symbolizujących dziewięć azorskich wysp. Nietrudno się domyśleć, iż jastrząb açor nadał nazwę archipelagowi. Wzbogaceni w tę wiedzę, poznawajmy owe sokole wyspy.
Klimat Wysp Azorskich zalicza się do typów klimatu umiarkowanego o cechach łagodnych. Roczne wahania temperatur są bardzo niewielkie; wynoszą zaledwie osiem stopni Celsjusza (średnia temperatura stycznia oscyluje wokół 14°C, sierpnia zaś 22 stopnie). Wysoka jest ilość opadów – średnio rocznie 1027 litrów na metr kwadratowy. Niezmiernie ważnym zjawiskiem meteorologicznym w tym rejonie Atlantyku jest sławny wyż azorski – dominujący przez cały okres lata ośrodek wysokiego ciśnienia atmosferycznego (średnio 1024 hektopascale). To on kształtuje latem słoneczną i upalną pogodę na Półwyspie Iberyjskim, na obszarze Francji oraz Wielkiej Brytanii. Często jest tak silny, iż wpływy jego docierają do Alp, Centralnej Europy zaś na zachód do wschodnich wybrzeży Ameryki. Na północy blokuje go niż islandzki – starcia między dwoma przeciwnymi ośrodkami stanowią przyczynę dużej ilości opadów na Azorach.
Świecidełka azorskiego świata przyrody – Położenie geograficzne, a także ukształtowanie terenu wysp azorskich wywierały i w dalszym ciągu wywierają zasadniczy wpływ na kształtowanie się i rozwój szaty roślinnej archipelagu, bodaj najbardziej odosobnionego spośród wszystkich innych wysp Makaronezji. Z owej przyczyny flora Azorów zdaje się bardziej uboga od, na ten przykład tej z nie tak odległych Wysp Kanaryjskich, Madery albo Wysp Zielonego Przylądka. Dodatkowy wpływ na to wywiera jeszcze wulkaniczne pochodzenie każdej z azorskich wysp i wysepek oraz związana z nim surowość. Niemal wszystkie azorskie wyspy, z wyjątkiem najmniejszej Corvo pokrywają gaje laurowe, wyraźnie wszak niższe od tych, znanych nam już z Madery. Towarzyszą mi azorskie sosny, też niezbyt wysokie i zwane przez tamtejszych pinheiro dos Açores. Spośród azorskich gatunków endemicznych wspomnę dwa krzewiaste wrzośce: Erica azorica i Euphorbia azorica, gęsto porastające nawet przepadziste klify. Najprawdziwszym symbolem azorskiej flory stał się inny wrzosiec, Azorina vidalii, prześlicznie kwitnący niemal przez cały rok. Azorscy przewodnicy z dumą prezentowali mi tamtejsze hortensje tłumacząc, iż ich nazwa wywodzi się od miasta Horta, stolicy wyspy Faial. skąd ich zdaniem miały się wywodzić. W rzeczy samej hortensje, w najróżniejszych kolorach setkami tysięcy pokrywają doliny wszystkich azorskich wysp, niewątpliwie przydając im niepowtarzalnego wdzięku i uroku. To prawdopodobnie stamtąd rozprzestrzeniły się na cały świat, razem z portugalskimi kolonizatorami docierając nawet do Chin, Indii i Japonii. Ja twierdzę, że to Horta zawdzięcza swą nazwę hortensjom, nie zaś na odwrót.
Jastrząb zwyczajny (Acvipiter gentili), w Polsce często zwany jastrzębiem gołębiarzem, w Portugalii açorem występuje powszechnie w całej Europie, na Syberii, w Chinach, Japonii, Korei, w północnej Afryce, a po zachodniej stronie Oceanu Atlantyckiego w Stanach Zjednoczonych oraz w Kanadzie. Odznacza się jasnym upierzeniem ciała, najczęściej komponującym się w poprzeczne pasy, za to ciemniejszymi skrzydłami. Jest ptakiem drapieżnym, polującym na inne ptaki, nie gardząc domowymi, nawet większymi i nieco cięższymi od siebie, byle tylko zdołał unieść je w powietrze. To açor nadał nazwę atlantyckiemu archipelagowi dziewięciu wysp a też stał się jego oficjalnym narodowym symbolem. Z fauny fruwającej nad Azorami trzeba by też wspomnieć endemiczne, azorskie nietoperze, znacznie większe od tych, znanych w Europie. Co wszak szczególnie przykuwa tu uwagę, to niezmiernie bogata fauna morska. Spośród morskich stworzeń większych wyliczę wielgachne atlantyckie tuńczyki (Thunnus thynnus), oficjalnie osiągające wagę nawet około czterystu kilogramów, choć ponoć największy, złowiony w dwudziestym stuleciu ważył 679 kilo! (w rybackim porcie Ponta Delgada na wyspie São Miguel z rybackich kutrów przeładowuje się owe rybska na ciężarówki z pomocą portowych dźwigów, co stanowi nie lada atrakcję dla obserwatorów). Swoimi rozmiarami wyróżniają się również wielkie atlantyckie manty, często zwane morskimi diabłami. Na tle obu wspomnianych obficie występujące w tych wodach delfiny prezentują się nader skromniutko. Uwagę przybyszów przykuwają azorskie tuńczyki, manty i delfiny, ale najbardziej fascynują ich jednak tamtejsze wieloryby, obficie występujące zwłaszcza w oceanicznych głębinach wokół wyspy São Jorge, na której dla zainteresowanych przybyszów organizuje się morskie wycieczki, ażeby z bliższa mogli pooglądać sobie kaszaloty. W roku 1986 Portugalię uroczyście przyjęto w poczet członków Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Jednym z warunków przystąpienia owego kraju do EWG było zabronienie przez tamtejsze władze polowań na owe największe morskie ssaki. Zacny Antonio dos Santos Ramalho, ówczesny prezydent dopiero co powstałej republiki, fałszywie na ów warunek przystał, byle tylko jego państwo do Europodów przyłączono, zapewne wszak upatrując w tym własnych profitów. W zanadrzu skrywał przecie podpisaną z autonomicznym rządem Azorów dziesięć lat wcześniej nieformalną umowę, która zezwalała Azorczykom na wydawanie zezwoleń na brutalne wielorybie łowy pod pozorem zmniejszania ich rzekomo nadmiernej populacji. Wszystkim jasne? Takim oto sposobem stały się autonomiczne Wyspy Azorskie jedynym Eurozakątkiem, w którym na wieloryby polować nie wolno, ale można a wszystko to z legalną licencją, która – co zrozumiałe, odpowiednio kosztuje.
Wysepki zwulkanizowane – Każda z dziewięciu azorskich wysp ma pochodzenie wulkaniczne i na każdej zachowały się owego pochodzenia widoczne ślady. Aktualnie jedynym czynnym wulkanem na Azorach jest Montanha do Pico, kulminująca nad oceanem na wysokości 2351 metrów, na samym czubku pokryta śniegiem i z rzadka przydymiająca, co stwarza niesamowite wrażenie. Innym sławnym azorskim wulkanem, aktualnie wygasłym (na razie?) jest Capelinhos na wyspie Faiaj, którego erupcja w roku 1957 przydała niewielkiej wysepce 2,4 kilometra kwadratowego powierzchni, ale przy tym pogrzebał tam liczne domy (pisałem o tym w artykule Tańcowanie przy wulkanie, wyemitowanym na łamach zacnego Tygodnika Polskiego w wydaniu z 16 lutego 2022 roku). Osobliwym przejawem ciągle czynnego wulkanu jest ciepłe jezioro Lagoa das Furnas z zalegającymi u jego wschodniego brzegu dymiącymi i bulgoczącymi błotami – to już na Sąo Miguel, stanowiącymi jedną z największych atrakcji owej „zielonej wyspy”. Inne wulkaniczne ślady na azorskich wyspach opiszę troszeczkę dalej.
OD WYSPY KU WYSPIE
Na lotnisku imienia papieża João Paulo II (Jana Pawła II) w Ponta Delgada na wyspie São Miguel ląduje się raczej spokojnie, bez typowych dla Madery turbulencji. W roku 1990 na Azorach powstały tamtejsze linie lotnicze SATA, cieszące się niezłą opinią. Kiedy w ich centralnych biurach w Ponta Delgada zapytałem o bilety na inne, mniejsze wyspy, zaraz zaoferowano mi pakiet przelotów na pięć wysp, z którego skwapliwie skorzystaliśmy, dzięki czemu powiodło się nam zwiedzić całe Azory; jedynie na wysepki Santa Maria i Corvo musieliśmy pofatygować się promem. O ile mi wiadomo, linie lotnicze SATA dalej oferują podobne bilety do pięciu wysp, tam i z powrotem. A przy tym aerolinie SATA, bardzo się rozrosły i aktualnie obsługują rejsy do licznych miast europejskich, do Angoli, Brazylii, Kanady, Stanów Zjednoczonych oraz na Wyspy Zielonego Przylądka. Wspaniałe to. Fruwanie szybsze wszak jest niźli nawigowanie po falach oceanów. Owo azorskie fruwanie rozpocząć wypada od wyspy największej a taką jawi się
SÃO MIGUEL – Największa wyspa atlantyckiego, azorskiego archipelagu, mierząca sobie 759 kilometrów kwadratowych zaledwie o 242, co znaczy o 44 procent przewyższa obszar polskiej stołecznej Warszawy. O liczbie ludności (około 140.000) wspominać raczej nie warto, by Warszawy niepotrzebnie nie wprawiać w dumę. São Miguel zbytnio nie wyróżnia się też wysokością; jej najwyższe wzniesienie, Pico de Vara wznosi się ledwie na 1103 metry ponad poziom wód wokół ją oblewającego oceanu. Zapomniawszy o Fenicjanach, dzisiejsi Portugalczycy święcie wierzą, iż w roku 1529 pierwszy donawigował do niej niejaki Gonçalo Velho i to on w liście do infante Don Pedro nazwał ją Ilha Verde czyli Zieloną Wyspą. Do prawdy historycznej ma się to niczym hiszpańskie odkrycie Ameryki przez niejakiego Krzysztofa Kolumba w październiku 1492 roku. Nie będę wszak dzisiaj czepiać się szczegółów – Hiszpanie dopiero co celebrowali odkrycie Ameryki.
Ponta Delgada, aktualnie naliczająca sobie niemal 68 tysięcy mieszkańców jawi się polityczną stolicą Azorów. Pan prezydent (José Manuel Cabral Dias Boliero) właśnie stąd sprawuje władzę, pod dyskretnym, ale konkretnym nadzorem delegata portugalskiego rządu, Don Pedro Manuela dos Reis Alves Catarino – uff, któż to zdzierży?! Obaj szlachetni panowie swe rezydencje posiadają na obrzeżach stołecznego miasteczka: regionalny, autonomiczny prezydent w Palácio de Sant’Ana, otoczonym prześlicznymi ogrodami imienia José do Carto, dawnym konwencie ojców dominikanów, porzuconym przez nich pod koniec XVII stulecia. Don Pedro Manuel dos Reis Alves Catarino zadowala się znacznie skromniejszym pałacykiem na skraju uroczego ogrodu botanicznego imienia António Borgesa. Innym dawnym obiektem religijnym, zaadoptowanym dla potrzeb miejscowej administracji przedstawia się barokowy Palácio da Conceição, służący obecnie za siedzibę rządu, organu utworzonego przez dwunastkę zarządzających, zwanymi conselheiros. Teraz najuprzejmiej zapraszam do spaceru po historycznym centrum Ponta delgada.
Azorska stolica prawa miejskie otrzymała w roku 1499, dzięki łaskawości portugalskiego monarchy Don Manuela I. Wkrótce wyspę São Miguel nawiedziła wielka zaraza, niemal całkowicie ją pustosząc. Dopiero w roku 1531, długo po ustaniu klęski Jan III, kolejny władca Portugalii polecił wznowić odbudowywanie miasta i wzniesienie w nim kościoła parafialnego pod wezwaniem świętego Sebastiana, w roku 1953 wpisanego na listę portugalskich zabytków klasy narodowej. Wyróżnia się w nim złocony ołtarz główny oraz kaplica Panny Marii Różańcowej zaś na zewnątrz wysoka na 67 metrów, kwadratowa dzwonnica z zegarem wykonanym w XIX stuleciu przez mistrza António Joaquima Nunesa da Silva. W XV wieku do dopiero co powstałej świątyni przybudowano salę, w której obradować miała gromadka rajców miejskich. Tak oto skromne były wszystkiego początki. Dzisiejszy ratusz (Câmara Municipal), niewielki, ale bardzo w swym stylu elegancki ostatecznie ukończono w roku 1724. Wedle azorskiego kronikarza Frutuoso dzisiejszą świątynię parafialną przerasta wszak wiekiem igreja de São Pedro (kościół świętego Piotra), stojący na swym miejscu już w roku 1418, potem kilkakrotnie przebudowywany W jego ołtarzu głównym wyróżnia się dzieło Zesłanie Ducha Świętego autorstwa Pedro Alexandrino de Carvalho.
Niedaleko od wymienionych obiektów oddalona jest trzyłukowa brama Portas da Cidade, wzniesiona w latach 1782-1783, zaczątek murów obronnych Ponta Delgada, których wszak nigdy tu nie wzniesiono. Wejścia do portu Ponta Delgada strzeże twierdza Forte de São Blás, powstała w stuleciu XVI, opuszczona przez armię w wieku XX, otwarta i udostępniona do zwiedzania.
Miałem niegdyś sposobność przebywania na Azorach w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Wyznam szczerze, iż nigdy i nigdzie na świecie nie napotkałem tak okazałej iluminacji świątecznej jak w Ponta Delgada, niepozornej stolicy azorskiego archipelagu.
Wyspa São Miguel co prawda zaczyna się w Ponta Delgada ale nie tam się przecie kończy. Skoro już wynajęło się kilkukołowy pojazd, proponuję okrążyć ją w harmonii z ruchem wskazówek zegarowych, od końca do końca – tak jest, tak jest. Zachodni kraniec największej azorskiej wyspy okupuje siedem niewielkich osiedli zwanych Sete Cidades, najczęściej odwiedzane miejsce na wyspie São Miguel. Największą jego atrakcję bez wątpienia stanowią: Lagoa Azul, Lagoa Verde, Lagoa de Santiago i najmniejsze Lagoa Rasa – cztery jeziora osiadłe w jednym kraterze dawnego, wygasłego wulkanu – każde o innym zabarwieniu wody (!). Czegoś podobnego nie spotkać w całym świecie! Oprócz tego wszystkiego przed przybyszami otwiera swe otchłanie Grota do Inferno (Jaskinia Piekieł) w której skutecznie postraszą azorskie nietoperze. Za to na powierzchni przykuje uwagę Igreja de São Nicolau de Bari (Kościół świętego Mikołaja z Bari) wzniesiony w latach 1844 – 1849 za pieniądze pułkownika Nicolau Marii Raposo Amaral. W kraterze innego wulkaniku, aktualnie wypoczywającego po trudach dawniejszych erupcji osiadło Lagoa do Fogo (Jezioro Ogniste), głębokie na ponad osiemdziesiąt metrów, wypełnione wodami o temperaturze przekraczającej sześćdziesiąt stopni Celsjusza i połączone podziemnymi kanałami z Lagoa das Furnas, położonym nieco dalej na wschodzie. Tu przyjeżdża się dla zażywania ozdrawiającej kąpieli w obficie dymiących, przybrzeżnych, cieplutkich błotach. Do tradycji należy zakupienie Cozido das Furnas, osobliwego gatunku miejscowego wołowego gulaszu w glinianym garze, który na czas kąpieli wstawia się do kipiącego, błotnistego otworu. Wyszedłszy z ciągle bulgoczącego jeziora, spożyje się znakomity posiłek, najprawdziwszy rarytas azorskiej gastronomii. Przebywając na wyspie São Miguel nie wolno zapomnieć o Plantação de Chá (Plantacji Herbaty) w Porto Formoso na północy wyspy. W tamtejszym muzeum interesująco wyjaśnia się drogę herbacianych krzewików z Półwyspu Koreańskiego na Azory oraz proces produkowania herbatki, by ta trafiała na nasze stoły. Niemniej interesująca okaże się Plantação de Ananás dos Açores (Azorska Plantacja Ananasów), znajdująca się na wschodnich obrzeżach Ponta Delgada. Można się tam wywiedzieć, iż potrzeba aż dwóch lat, ażeby aromatyczny, soczysty ananas od momentu jego zasadzenia trafił na stół a do tego jeszcze co pół roku najlepsze okazy przesadzać należy na nowe, żyźniejsze i przestronniejsze miejsca. Od nabywania owej wiedzy aże dziąsła mi ścierpły.
Ot, uroki uroczej wyspy świętego archanioła Michała. Na koniec jej opisywania wspomnę jeszcze o rybackim porcie w Ponta Delgada, w którym każdego oprócz niedzielnego popołudnia ma miejsce widowiskowa rybna giełda, atrakcja dla turystów, ochoczo fotografujących olbrzymie atlantyckie tuńczyki, dźwigami przeładowywane z przybyłych z łowisk kutrów na półciężarówki, dowożące je do pobliskiej hali, dla poćwiartowania. Mnie owo widowisko w pewnych aspektach przypominało finał hiszpańskiej korridy, kiedy to martwego choć jeszcze krwawiącego byka zwleka się z areny na zaplecze, żeby tam go pokroić na smakowite kąski, uwielbiane przez łasuchów. Ja raczej uwielbiałem przesiadywanie w wolniejszych chwilach w pobliskim ogrodzie botanicznym imienia António Borgesa, w cieniu jakiegoś drzewiastego mirtowca z gatunku Metrosideros, o intensywnie czerwonym ukwieceniu albo innej, charakterystycznej dla wszystkich atlantyckich wysp smoczej draceny o stożkowatej choć rosnącej na sztorc koronie i pogmatwanych gałęziach. Teraz wypada nam już udać się w dalszą drogę albowiem inne wyspy niecierpliwie czekają.
SANTA MARIA – Ową niewielką wysepkę (ledwie 97 kilometrów kwadratowych powierzchni), zamieszkaną przez pięć i pół tysiąca tubylców i nazywaną Ilha do Sol (Wyspą Słońca) dzieli od zielonej São Miguel sto kilometrów. Dla pokonania owego dystansu kursujący cztery dni w tygodniu prom potrzebuje trzech godzin. Podróż niekiedy bywa emocjonująca, albowiem w zasięgu wzroku podróżnych i to w niewielkiej odległości od promu może pojawić się wieloryb a nawet nie jeden, wywołując poruszenie a też emocje na pokładzie. Najwyższym wzniesieniem na wysepce jest dawno zastygły wulkan Pico Alto, kulminujący ponad taflą oceanu na wysokości 590 metrów. Wstępuje się nań dobrze przygotowanym i zadbanym szlakiem z wioseczki Almegreira, od stołecznego miasteczka Vila do Porto oddalonej o z górą sześć kilometrów. W samyej stołecznej Vila do Porto na uwagę zasługują gotycki, parafialny kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Panny Marii, dzieło mistrza Gaspara Frutuoso, i jeszcze Forte de São Brás, forteca wzniesiona pod koniec XVI stulecia. Kiedy już zbłądzi się na wysepkę Santa Maria, nie zaszkodzi zahaczyć o oddalone dalej na wschód wioski Santo Espírito oraz Santa Bárbara, a tam malowniczy wodospad Cascata Cai-Agua.
Był późny środowy wieczór 8 lutego 1989 roku. Do lotniska na azorskiej wysepce Santa Maria zbliżał się Boeing 707 amerykańskich linii Independent Air, wiozący komplet pasażerów z włoskiego Bérgamo do Punta Cana na Dominikanie. Zaplanowano, iż po drodze amerykański Boeing wyląduje na azorskiej wysepce dla dotankowania paliwa. Nie wiedzieć z jakiej przyczyny azorski kontroler lotów polecił załodze zniżyć lot do 3000 stóp, co się przekłada na 910 metrów. Kapitan Leon Daugherty polecenie zrozumiał po swojemu: Boeinga zamiast na 910 metrów spuścił na 510, rozwalając samolot o skalistą Pico Alto i zabijając 144 osoby: wszystkich pasażerów, wszystkich członków załogi, a wraz z nimi również siebie samego – wszystko to uczyniło azorską katastrofę najtragiczniejszą w dziejach Portugalii.
TERAZ WYSPY CENTRALNE – Jest ich pięć, ja zaś wyliczę je w porządku alfabetycznym: FAIAL, GRACIOSA, PICO, SÃO JORGE i jeszcze TERCEIRA. Opiszę wszak w porządku zgoła odmiennym, wziąwszy pod uwagę ich znaczenie.
TERCEIRA – Prawdopodobnie była trzecią z kolei wyspą archipelagu Azorów, do której dotarli Portugalczycy, jeszcze pod koniec XIV stulecia – tak przynajmniej twierdzi się w Lizbonie i dlatego nazwano ją Wyspą Trzecią Jezusa Chrystusa, co krócej przekłada się na portugalski liczebnik porządkowy terceira. Ot, tyle, co tyczy nazwy wyspy. Jej 396,7 km² powierzchni, co również czyni ją trzecią pod względem obszaru w całym azorskim archipelagu, w roku minionym zamieszkiwało 5 810 osób. Pico da Santa Bárbara, najwyższe wzniesienie Terceiry, wypiętrza się na 1 023 metry ponad taflę oblewającego jej brzegi Oceanu Atlantyckiego. Godnym uwagi zapewne okaże się wulkaniczny stożek Pico do Fogo (Ognisty Szczyt), od czasu do czasu podymiający dla rozrywki. Uroku dodaje wyspie Terceira tuzin jezior i jeziorek w zagłębieniach krateru dawniej czynnego wulkanu; pośród nich wyróżniają się Lagoa do Negro oraz Lagoa do Ginjal.
Najprawdziwszą perłą wyspy Terceira prezentuje sią wszak jej stolica, Angra do Heroismo, sama w sobie będąca wielkim ogrodem botanicznym. To w tutejszej katedrze pod wezwaniem São Salvador (Przenajświętszego Zbawiciela) papież Jan Paweł II odprawił uroczyste nabożeństwo w sobotę 12 maja 1991 roku, w czasie swej jedynej wizyty na Azorach. Wznoszenie świątyni dedykowanej Jezusowi Chrystusowi, Przenajświętszemu Zbawicielowi zapoczątkował portugalski żeglarz Álvaro Martins Homem jeszcze w roku 1461. Jej poświęcenia dokonano wszak dopiero w roku 1570. Aktualnie jest jedyną świątynią azorskiego archipelagu, zaszczyconą mianem katedry. Rzeczywistym crème de la crème, co znaczy czymś najlepszym z najlepszych w Angra do Heroismo, okazuje się Forte de São Sebastião e Sãa João Baptista (Twierdza Świętych Sebastiana i Jana Chrzciciela), potężna fortyfikacja wzniesiona w zatoce Angra, na najdalszym południu wyspy. W dniu 30 marca 1949 roku, w opuszczonej przez wojsko części fortyfikacji inaugurowano muzeum, które trzydzieści cztery lata później dostojna UNESCO wpisać raczyła na swą prestiżową listę Światowego Dziedzictwa Kultury ze względu na jego wyjątkową wartość historyczną. Moją uwagę przykuły w nim zwłaszcza całkiem nieźle zachowane kadłuby fenickich okrętów, liczące sobie bodaj trzy i pół tysiąca lat, jeden z częścią omasztowania! Nieco poniżej twierdzy, u wejścia do portu zachowały się pozostałości rynku, gdzie znaleziono srebrne fenickie monety. „Skoro Fenicjanie ze swojego Gadiru (Kadyksu) pływali na Azory, zapewne docierali też do Ameryki” – nieco naiwnie myślałem sobie, przyglądając się owym kadłubom. Eureka! W roku 2010 University of California opublikował informację o odkryciu resztek fenickiego osiedla w pobliżu Sucre, w sercu Boliwii! Oj, biada Krzysztofowi Kolumbowi oraz wszystkim jego klakierom! Po trzykroć biada!
Sąsiadujący z fortem São Sebastião niewielki cypel zwany Monte Brasil stał się miejscem, na którym podczas drugiej wojny światowej, w ramach Operation Alacrity (Skwapliwość) skwapliwie ulokowano ważne stanowiska amerykańskiej baterii przeciwlotniczej. Zaciągnięci do służby w nich żołnierze zbytnio się na tym terenie nie trudzili, ponieważ niemieckie Messerschmitty ani Junkersy aż tak daleko Kolumbowym szlakiem na zachód się nie zapuszczały. Amerykańscy marines przeto, razem z dowódcami z nudów ujeżdżali miejscowe osły, grywali w karty popijając burbońską whisky, a najczęściej po prostu, dłubiąc w nosie wylegiwali się na słońcu. Nadszedł pierwszy dzień stycznia 1944 roku. Ocknąwszy się po całonocnej, noworocznej popijawie jakiś poruczniczyna w rannym zwidzie dostrzegł nagle statecznie nadlatujący od wschodu samolot, którego sylwetki z przepicia nie rozpoznał, uznając go za wrogi, szwabski. W te pędy rozkazał odpalić doń z armaty. Strzelec, niezgorzej skacowany, a przy tym pewnie zezowaty, kilkakrotnie dał ognia, nie trafiając maszyny. Później okazało się, iż samolot niedawno wystartował z wyspy Santa Maria, uzupełniwszy na niej zapas paliwa, ażeby starczyło go co najmniej do stołecznego Waszyngtonu D.C. Honorowym pasażerem Boeinga, już wówczas zwanego Air Force One był Franklin Delano Roosevelt, podówczas prezydent Stanów Zjednoczonych, akurat owego poranka powracający sobie do Białego Domu z Italii. Historyczne działo, z odpowiednią tablicą informacyjną do dziś stoi na Monte Brasil.
SÃO JORGE – Owa wulkaniczna wyspa w swym najszerszym miejscu mierzy zaledwie osiem kilometrów, rozciąga się za to na pięćdziesiąt trzy, w owym aspekcie ustępując jedynie São Miguel. Charakteryzują ją wysokie bazaltowe klify, stromo opadające ku wodom oceanu. Najwyższym wzniesieniem na wyspie jest wulkaniczny stożek Pico da Esperança, mierzący 1053 metry, z daleka zieleniejący od porastających go wysokich traw i drzewiastych paproci. W roku 2021 na wyspie zamieszkiwało z górą osiem i pół tysiąca osób. Elementem wielce charakterystycznym São Jorge są rozległe, choć trudno dostępne równiny zwane fajas, których mieszkańcy trudnią się przede wszystkim uprawą zbóż i owoców oraz hodowlą bydła. Administracyjnie przeciągła wyspa dzieli się na dwie gminy: Calheta na wschodzie oraz Velas w części zachodniej – ta druga uchodzi za osiedle stołeczne. Godnym uwagi w nim zabytkiem jawi się kościół parafialny pod wezwaniem świętego Jerzego. Jego wzniesienie nakazał Don Henrique de Avis, książę Viseu, jeszcze w roku 1460, kamień węgielny położono wszak dopiero 1664, poczem architekt i mistrz budowlany Francisco Rodrigues żwawo przystąpił do dzieła, ażeby po jedenastu latach ukończyć budowanie. W lutym 1675 roku parafialny kościół uroczyście konsekrował monsinior Lourenço de Castro, ówczesny duszpasterz Angra do Heroismo. Prócz bogato złoconego ołtarz głównego na szczególną uwagę w świątyni zasługują współczesne witraże prezentujące krwawy bój świętego Jerzego ze smokiem. Jak widać, ma waleczność dotarła nawet na Azory, o czym przez skromność nie pisałem.
PICO – Ze swoimi 447 kilometrami kwadratowymi powierzchni jest po São Miguel drugą co do wielkości wyspą azorskiego archipelagu, ale za to najwyższą, wierzchołek jej aktywnego wulkanu kulminuje bowiem na pułapie 2.351 metrów ponad poziomem oceanu a to przecie stanowi dach całej Portugalii. Od São Jorge oddziela ją piętnaście kilometrów odległości z przepadlistym oceanicznym rowem o głębokości ponad pięciu kilometrów. Takowe wody stanowią raj dla wielorybów, których zaprawdę pływają w nich setki. W okresie, kiedy ocean jest spokojniejszy, z wysp Pico, São Jorge i Faial organizuje się wycieczki dla pooglądania sonie płetwali żyjących w swym naturalnym środowisku. Wedle danych Narodowego Instytutu Statystyki (INE) w roku 2022 na wyspie Pico zamieszkiwało z górą czternaście tysięcy osób. Miastem największym a przez to stolicą wyspy jest Madalena do Pico, ulokowana w zachodniej zatoce, naprzeciw sąsiedniej wyspy Faial. Mnie dotarcie na wierzchołek wulkanu zajęło niemal cztery godziny, przy czym całkiem zdarłem podeszwy moich człapaczek. Żadnej z sąsiednich wysp nie zobaczyłem, albowiem nad całą okolicą akurat zagęściła się mgła, uniemożliwiając oglądanie.
Niewiele wiadomo o początkach oraz dalszych losach barokowej świątyni pod wezwaniem Marii Magdaleny, patronki wyspy Pico. Zachował się wszak zapis z roku 1871 mieszkającego w Horta historyka António Lourenço da Silveda Macedo, w którym ów wspomina ją jako „rzecz najwspanialszą, jaką oglądał w swym życiu”. Rzecz gustu. Podobnych kościołów w Portugalii ja znam dziesiątki. Zachwyciło mnie za to miasteczko Cachorro na północno zachodnim wybrzeżu wyspy, w którym niemal wszystkie domy wzniesiono z czarnych kamieni zastygłej lawy wulkanu Pico, dla kontrastu rozdzielając je bielusieńką zaprawą wapienną. Dodatkową ozdobą jest tu skała przypominająca siedzące na nabrzeżu i zapatrzone w morskie fale szczenię (po portugalsku cachorro), od której miasteczko wzięło swą nazwę. Jeszcze inną osobliwą atrakcją będzie tu Museu do Vinho (Muzeum Wina), na obrzeżach stołecznej Madalena do Pico. Nie chodzi o byle wino marki wino. Oto w roku 2004 przesławna UNESCO na swą listę niematerialnego acz apetycznego światowego dziedzictwa kultury raczyła dopisać Paisagem da Cultura da Vinha da Ilha do Pico, krócej i bardziej zrozumiale Winnice Wyspy Pico. Nie chodzi o winnice byle jakie, lecz o 1924 hektary niziutkich winnic wyrosłych na zastygłej lawie wulkanu – czegoś podobnego nie sposób spotkać nigdzie indziej w świecie. Ot, najprawdziwsze Azory!
GRACIOSA – Wysepka, na której 13 lipca 1929 roku rozstał się z życiem major Ludwik Idzikowski liczy sobie zaledwie 61 kilometrów kwadratowych powierzchni, którą zamieszkuje niewiele ponad cztery tysiące osób. Wyspa wznosi się ponad poziom oceanu na 402 metry. Portugalczycy, nie oglądając się na Fenicjan twierdzą, że to oni pierwsi dotarli tutaj w roku 1486 i na jednym z jej północnych urwisk wkopali monumentalny krzyż, co miało dać początek stolicy ku chwale krzyża nazwanej Santa Cruz da Graciosa. To ponoć na tym miejscu wzniesiono w latach późniejszych parafialną świątynię pod wezwaniem Świętego Krzyża, później dwakroć przebudowywaną. W roku 1996 świątynia wpisana została na listę zabytków znaczenia narodowego Portugalii. Trzema innymi parafiami na wyspie Graciosa są Luz, Praia i Guadalupe.
To na terenie owej ostatniej, pamiętnej soboty 13 lipca 1929 roku roztrzaskał się Orzeł Biały, uśmiercając majora Ludwika Idzikowskiego. W miejscu, gdzie doszło do tragedii, postawiono monumentalny, biały krzyż, u którego podstawy wmurowano pamiątkową tablicę o treści: Ku pamięci lotników polskich Ludwika Idzikowskiego i Kazimierza Kubali, którym tragiczny wypadek przerwał kontynuowanie przelotu przez Atlantyk – w hołdzie od rządu i ludności Azorów. A pod tekstem dwie daty: 13.07.1929 – 13.07.1979. Tablicę ufundował regionalny rząd Azorów zaś uroczystego jej odsłonięcia w pięćdziesiątą rocznicę tragicznego zdarzenia dokonał Don Alberto Romão Madruga da Costa, podówczas prezydent autonomicznego rządu archipelagu. Don Wojciecha Chabasińskiego, ówczesnego ambasadora Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w Lizbonie na uroczystość – a jakże! – zaproszono, choć nie dotarłem do wiadomości, czy też raczył w niej uczestniczyć. Ówcześni polscy dyplomaci wymiotnie reagowali na liczne krzyże.
FAIAL – Wielkością swego obszaru (173 kilometry kwadratowe) przypomina polską Bydgoszcz. Wyspę zaludnia z górą 15 000 mieszkańców (2022). Największym miastem Faiaj jest hortensjowa Horta, w której osiadła i na dobre się rozsiadła Assambleia Legislativa dos Açores (Regionalne Zgromadzenie Azorów) charakterystyczna budowla o dwu wieżach zwieńczonych ceramicznymi kopułami i otoczona rozległym parkiem. Wnętrza pozwala się zwiedzać w weekendy oraz święta, kiedy 57 deputowanych zażywa rozkoszy w domowych pieleszach. Z pokładu wpływającego do portu promu linii Cruzeiro do Canal najokazalej wszak prezentuje się Igreja Matris do Santissimo Salvador (kościół parafialny Najświętszego Zbawiciela) barokowa świątynia z przełomu XVII i XVIII stuledi, jedna z największych i najbardziej imponujących na całych Azorach, w roku 1980 wpisana na listę najważniejszych zabytków Portugalii. A skoro już zbłądzi się w te strony, nie wolno tak po prostu pominąć Museu de Horta, gdzie zgromadzono bogate zbiory historyczne oraz sztuki sakralnej. Godzi się w tym miejscu wspomnieć, iż wcześniejszy kościół znajdował się w dzielnicy Angústias, w wyższych partiach miasta, spłonął jednakże podczas wielkiego pożaru miasta w roku 1597. Jeszcze innymi obiektami sakralnymi, godnymi uwagi w stolicy wyspy Faial są Igreja da Nossa Senhora da Conceição (Kościół Panny Marii Niepokalanego Poczęcia) oraz Igreja Evangelica Baptista, jedyny na wyspie kościół ewangelicki. W architekturze miasta wyróżnia się samotnie stojąca na skalistej skarpie obok Parku Florencio Terra ponad dwudziestometrowej wysokości Torre do Relógio (Wieża Zegarowa), pierwotnie dzwonnica dawnego parafialnego kościoła Przenajświętszego Zbawiciela. Zbudowano ją solidnie, zdołała bowiem przetrwać liczne silne trzęsienia ziemi, ostatnie w lipcu 1998 roku. W dawniejszych czasach budowano rzetelnie. Jardim Botánico do Faial (Ogród Botaniczny Faial), kolejne miejsce, które bez wątpienia warto odwiedzić na wyspie Faial, od centrum Horty oddalone jest o dwa kilometry. Za to w samym jej centrum pospacerować można pośród masywnych murów Forte da Santa Cruz (Twierdzy Krzyża Świętego), datowanej na szesnaste stulecie. Nie zaszkodzi również wczłapać na górę Monte da Guia, na południowych krańcach miasta. Sprzed stóp kaplicy Nossa Senhora da Guia roztacza się najwspanialszy widok na miasto Horta, przez wielu uważne za najpiękniejsze na Azorach.
Na koniec trzeba mi wspomnieć o wielorybach. To właśnie w mieście Horta znajdziemy Fábrica da Baleia – zamienioną na muzeum wielorybnictwa wielką halę, w której ćwiartowano doholowane do portu, jeszcze krwawiące kaszaloty i tu produkowano dla wojska konserwy, zaś dla dzieci wstrętny tran. Samo muzeum okazuje się wszak interesujące. Ja wszakże o wiele większą sympatię żywię dla historycznej kawiarni Peter Café Sport, przy ulicy Rua José Azevedo. Na sam początek niejaki Ernesto Lourenço Azevedo otworzył w tym miejscu handelek z akcesoriami dla wielorybników, świetnie prosperujący nawet w latach pierwszej wojny światowej. Podczas drugiej wojny światowej syn jego José oraz wnuk Pedro zaciągnęli się do służby na pokładzie brytyjskiego ścigacza HMS Lusitania II, od czasu do czasu zawijającego na Azory, ażeby tam ścigać wrogie uciekacze. Kiedy wojna sczezła, przedsiębiorczy tata i syn postanowili dziadkową halę przebudować na lokal gastronomiczny, nazywając go Peter Café, bowiem młodszego z Azevedów brytyjscy marines takim właśnie ochrzcili imieniem. Niemłodego już Petera Azevedo dane mi było poznać w jego przesławnej kawiarni osobiście, podczas mojego pobytu na Azorach w roku 1997. W jego wspaniałym lokalu poznałem również artystę nazwiskiem José Oliveira, wykonującego w swej pracowni na wyspie Pico najprzeróżniejsze ozdoby oraz biżuterię z krokodylich kości i kosteczek oraz grawerującego interesujące kompozycje w zębach kaszalotów. (na dowód załączam zdjęcia), w roku 1997, przygotowywane przezeń na Światową Wystawą EXPO w Lizbonie, w roku 1998. Zamożnych odbiorców mu nie brakuje, przede wszystkim tych z ziem na zachód położonych od Oceanu Atlantyckiego. Światowa wystawa w Lizbonie wielce mu pomogła. Zacny artysta mijał zamiar otworzyć sobie salony w Bostonie, Londynie i w Nowym Jorku ale tamtejsi obrońcy zwierząt chcieli go zadziobać, jakby sami byli jastrzębiami. Spokojnie mieszka sobie zatem i tworzy w Madalena do Pico zaś dystrybucję swych dzieł zleca swojemu agentowi.
Na wyspie Faial aktualnie przysypiają, z pozoru niemrawe dwa wulkany. Ten pierwszy, Capelinhos z letargu ocknął sią po raz ostatni 27 września 1958 roku. Dzięki zawczasu zaplanowanej akcji ewakuacyjnej śmiertelnych ofiar udało się uniknąć, jedynie obfita lawa zalała zachód wyspy, powiększając jej obszar. Wulkan drugi, Cabeçoordo okazuje się najwyższym punktem wyspy Faial, sięgającym 1.043 metrów pomad poziom oceanu. Tworzy w samym środku wyspy rozległą kalderę, z pozoru spokojną, choć od czasu do czasu popuszczającą z głębin tęgie, zalatujące spalenizną bączyska. Dawne, niewielkie lotnisko wojskowe w Castelo Branco w roku 2001 uzyskało status cywilnego, stając się drugim z najważniejszych po międzynarodowym portów lotniczych Azorów po tym w Ponta Deldaga. To do niego w czasie niesprzyjających warunków atmosferycznych z wysp Graciosa, Pico i São Jorge zwozi się chybotliwymi promami podróżnych, ażeby mogli sobie polecieć dalej do Ponta Delgada a nawet do Lizbony. Piszę to a całą odpowiedzialnością bowiem sam czegoś podobnego doświadczałem.
FLORES I CORVO – To już nie wyspy centralne, lecz skrajnie zachodnie azorskiego archipelagu. Od stołecznej Ponta Delgada na wyspie São Miguel wyspę FLORES dzieli z górą pięćset kilometrów. Lotniska na obu wyspach są małe, tak więc latają tam maszyny niewielkie, z lotniska na wyspie Faial i to jedynie w czasie sprzyjających warunków pogodowych, kiedy nie podmuchują porywiste wiatry. Na koniec wyprawy przyjrzyjmy się obu wyspom.
FLORES po polsku znaczy UKWIECONA. Obszar jej wynosi 143 kilometry kwadratowe: w roku 2022 zamieszkiwało na wyspie z górą 4300 osób. Flores jest najdalej na zachód wysuniętą wyspą archipelagu Azorów: od portugalskiego przylądka Cabo da Roca dzieli ją 1.835 kilometrów, od wybrzeży Nowej Ziemi w Kanadzie zaś 1936. Najwyższym wzniesieniem na wyspie jest Morro Alto, zastygły wulkan mierzący 914 metrów nad poziom oceanu. Wyspa tonie w zieleni i w kwiatach, głównie w hortensjach kwitnących tu kolorem żółtym. W samym środku Flores – tu dociera się jedynie pieszo – podziwiać można kraterowe jeziora Lagoa Comprida, Caldeira Negra, Caldeira Branca oraz Caldeira Seca a do tego jeszcze geologiczną formację Roca de Bordoes zaś nieco dalej i wyżej spektakularny wodospad Cascata Ponta da Faja, W południowej części Flores z pewnością spodobają się jeszcze dwa jeziorka: Caldeira Funda i Caldeira Rasa.
Tak naprawdę nie wiadomo, kto pierwszy dotarł do wyspy Flores. Portugalczycy twierdzą, iż byłli to Diodo i João de Teive, Holendrzy zaś, iż to ich rodak, Willem van der Haegen. Wiadomo natomiast, iż pierwszym proboszczem wzniesionego w latach 1781 – 1788 kościoła Panny Marii Niepokalanego Poczęcia był wielebny Manuel Lourenço Vieira. W ołtarzu głównym szczególnie wyróżnia się figura Marii Niepokalanego Poczęcia, wysoka na 2,3 metra. Oprócz kościoła na wyspie Flores jest jeszcze jedna szkoła podstawowa, jedna średnia, jeden bank oraz jedna poczta.
CORVO – To najprawdziwszy biały kruk wszechjastrzębich Azorów, nazwa wysepki bowiem na język bliższy Wiśe niż Atlantykowi przekłada się na KRUK. Wysepka Corvo zajmuje obszar ledwie 17 kilometrów kwadratowych. W roku 2022 mieszkały na niej cztery setki osób. Nad wysepką góruje wygasły wulkan Monte Grosso, spoglądając na nią z wysokości 770 metrów. W jego kalderze – tradycyjne – niebieskookie jeziorko Lagoa de Cachimbo. Na jednej z najbardziej odizolowanych wysp Europodów znajdziemy ponadto niewielki port, dwie latarnie morskie kilka znudzonych wiatraków oraz jedną szkółkę, w której dzieciarnia uczy się przez osiem lat. Do banku i na pocztę trzeba płynąć na Flores albo frunąć na Faial. Podobnie do spowiedzi i komunii świętej! W roku 1795 w Vila do Corvo co prawda konsekrowano kościół parafialny Nossa Senhora dos Milagron (Panny Marii Czyniącej Cuda), ten jednak spłonął w roku 1932. Co prawda odbudowano go po pożarze, ale proboszcz już nigdy doń nie powrócił. Od tamtej pory jawi się Vila do Corvo jedyną miejscowością w całej Portugalii, nie posiadającą parafii (!)Azory są niepowtarzalne!
*
Ludwik Idzikowski spoczął na Starych Powązkach. W Warszawie poświęcono mu ulicę na Mokotowie, w Krakowie – inną, sąsiadującą z cmentarzem wojskowym na Rakowicach. A na osiedlu Azory tylko Azorki, poszczekując uganiają się po zaroślach za swymi potrzebami.
Jerzy Leszczyński
20 października 2024
Zdjęcia pochodzą z archwium Autora.
Herb Azorów – domena publiczna