Echa Warszawskich Salonów
Share
![](https://www.tygodnik-polski.com.au/wp-content/uploads/2025/01/MariaCallas_cropped_c.jpg)
Beata Joanna Przedpełska
DIVA
Na ekrany polskich kin wchodzi film “Maria”, przedstawiający sylwetkę słynnej artystki o niepowtarzalnym głosie: Marię Callas. Reżyser – Pablo Larrain – po raz trzeci opowiada historie sławnych kobiet ubiegłego wieku, które wywarły ogromny wpływ na społeczeństwo. Jego poprzednie realizacje to „Jackie” (z Natalie Portman jako Jacqueline Kennedy) i „Spencer” (z Kristen Stewart jako Diana Spencer). Autor scenariusza – Steven Knight – skonstruował interesującą fabułę: rysuje postać Marii Callas w 1977 roku, w Paryżu, na tydzień przed śmiercią. Życie Callas, zwanej „primadonną stulecia” to faktycznie gotowy materiał na film. Chociaż jej rodzice byli Grekami, urodziła się w Nowym Jorku; jej właściwe nazwisko brzmiało Kalogeropulos. Wraz z matką i siostrą wróciła do Aten i tam rozpoczęła rozwijać talent w konserwatorium muzycznym oraz występować na profesjonalnej scenie. Jednak dopiero we Włoszech, pod koniec lat 40. zaczęła odnosić oszałamiające sukcesy – szczególnie po występie w roli Elwiry w „Purytanach” Belliniego w 1949 roku. Zastąpiła wówczas niedysponowaną wokalnie Margheritę Carosio; nauczyła się swojej partii w ciągu dziewięciu dni i… publiczność oszalała. W tym samym roku poślubiła zamożnego włoskiego przemysłowca, Giovanniego Meneghiniego, który pokierował jej dalszą karierą. Otworzyły się przed nią drzwi do największych sal koncertowych świata: La Scali, Covent Garden, Metropolitan Opera. Jednak na przełomie lat 50. i 60. jej dobra gwiazda powoli zaczynała blaknąć: nasiliły się problemy z głosem, powodując ograniczenia planów zawodowych. Najbardziej znaczące momenty w życiu przypomina sobie filmowa Callas podczas spacerów po Paryżu, gdzie występowała z powodzeniem jako Norma w operze Belliniego oraz Tosca w operze Verdiego. Na ekranie oglądamy Angelinę Jolie, która rewelacyjnie kreuje Marię.
![](https://www.tygodnik-polski.com.au/wp-content/uploads/2025/01/Drugie-Echa-stycznia-2025_Pierwszy-felieton_c.jpg?wsr)
Nie chodzi wyłącznie o zewnętrzne podobieństwo, bo jest to kwestią charakteryzacji, ale o oddanie klasy, elegancji i stylu Callas. Śpiewaczka stworzyła własną wersję siebie: być divą znaczyło dla niej wejść absolutnie w rolę niezwykłej damy również w życiu codziennym, poza sceną. Jolie jako Maria ukazuje dystans, chłód, kaprysy, ale także inteligencję bohaterki, poczucie własnej wartości i zachowanie godności w każdej sytuacji. Film ukazuje Callas w czasie, gdy z trudem próbuje wrócić jeszcze na scenę i śpiewać jak dawniej – bezskutecznie. Bajecznie bogata, ale przeraźliwie samotna, może liczyć tylko na towarzystwo oddanej służby: gosposi i kamerdynera. Pozostaje jej magia wspomnień: dawnych sukcesów i miłości do greckiego multimilionera Arystotelesa Onassisa (w tej roli również znakomity Haluk Bilginer). To miał być najpierw niewinny flirt; przerodził się w namiętny romans. Jednak Onassis nigdy się z nią nie ożenił i porzucił dla Jackie Kennedy. To był prawdziwy cios. „Maria” jest gorzką i smutną opowieścią o przemijaniu, samotności, bezradności wobec losu. Dramat życia artystki, dla której opera była wszystkim.
MALOWANIE ŚWIATŁEM
![](https://www.tygodnik-polski.com.au/wp-content/uploads/2025/01/Drugie-Echa-stycznia-2025_Drugi-felieton_c.jpg?wsr)
Doroczna wystawa Sekcji Malarstwa Oddziału Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków odbywa się tym razem pod tytułem „Magia światła”. To wyjątkowo wdzięczny temat, bo o roli światła w malarstwie napisano wiele. Czy w ogóle może istnieć malarstwo bez światła? – na pewno nie. Właśnie światło wydobywa kolory i formy, niuanse barw i detale przedmiotów. Oświetla to, co chce, a na inne spuszcza zasłonę półmroku i cienia. Światło przyciąga piękno jak magnes: w pełnym blasku ideał przegląda się bez skrępowania, w zachwycie. Ale i mrok skrywa tajemnicę, która może być intrygująca. Światło niejedno ma imię. Słońce fascynuje złocistym blaskiem, Księżyc – srebrzystą poświatą. Czerwony, gorący płomień ognia; zimny, błękitny błysk neonów; migotanie kryształów i klejnotów; skrząca biel śniegu… Ognik w oczach portretowanych postaci, połysk tkaniny, ciepłe światło lampy we wnętrzu – to wszystko potrafią zatrzymać w swoich obrazach artyści. Magia światła to także umiejętność budowania nastroju. Jako podstawowy element scenerii pozwala zauważyć konstrukcję kompozycji, kieruje wzrok ku wyodrębnionym elementom. Te, które giną w mroku dają szerokie pole do wyobraźni. Tym samym światło jest jednym z bohaterów obrazu – bywa, że pierwszoplanowym. Tak było w minionych epokach i kierunkach w sztuce. I nie tylko dlatego, że artystów światło intryguje, ale ciekawi, jak odbierają je widzowie, co dzięki niemu zauważą i zrozumieją. Światło to temat, ale również narzędzie do wywoływania efektów wizualnych oraz stanów emocjonalnych. Bo jest to – w zależności od symboliki – życie, bogactwo, czystość, duchowość i świętość, dobro. Kontrast światła i cienia buduje perspektywę oraz aurę obrazu. Przemawia blaskiem, kolorami, kształtami: zarówno w krajobrazach, portretach jak i w formach abstrakcyjnych. Hipnotyzuje i tworzy pewną dramaturgię przedstawianej sceny, esencję i zarazem iluzję. Wystawa „Magia światła” w Salonie DAP pozwoliła zaprezentować prace 175 artystów. To ogromne przedsięwzięcie: ekspozycja zlokalizowana jest w trzech salach, wypełnionych szczelnie obrazami. Twórcy zmagają się z tematem światła bardzo indywidualnie. Na wystawie są bajecznie kolorowe, pastelowe pejzaże, efektownie uchwycone niebo, kwiaty, woda, widoki o zmierzchu, portrety. I są nieoczywiste, abstrakcyjne kompozycje, pozwalające odczytać je po swojemu i nadać własne tytuły i znaczenia. Ekspresyjne i oniryczne, jaskrawe i stłumione – artyści malują światłem jak farbami. Ta wystawa to wędrówka po bezdrożach wyobraźni ze światłem w roli głównej.
INSPIRACJE
Kasia Moś jest obecna na naszej scenie muzycznej od ponad dwudziestu lat. W 2015 roku ukazał się jej debiutancki album „Inspination”, następnie „Moniuszko 200” (wydany w Roku Stanisława Moniuszki czyli 2019 – interpretacje utworów sławnego kompozytora) i „Karin Stanek” (covery przebojów m. in. „Malowana lala”, „Chłopiec z gitarą” i „Autostop”). Najnowszy zatytułowany jest „Wszystko to czego nie da się powiedzieć” i miał premierę pod koniec ubiegłego roku. Biografia Kasi Moś obfituje w liczne dokonania.
![](https://www.tygodnik-polski.com.au/wp-content/uploads/2025/01/Drugie-Echa-stycznia-2025_Trzeci-felieton_c.jpg?wsr)
Wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów pochodzi z rodziny muzycznej, więc chyba nic dziwnego, że sama pragnęła pójść tą samą drogą. Jej ojciec jest dyrygentem Orkiestry Aukso, matka gra na altówce, starszy brat – na skrzypcach. Kasia również uczyła się grać na skrzypcach, wiolonczeli i fortepianie, ale od dziecka brała też lekcje śpiewu i po ukończeniu średniej Szkoły Muzycznej kontynuowała naukę na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Przez pewien czas przebywała na kontrakcie w Stanach Zjednoczonych, gdzie miała okazję poznać popularnych wykonawców, takich jak Kelly Osbourne, Mya, Carmen Electra i Eva Longoria. Znana jest również z udziału w krajowych eliminacjach do konkursu Eurowizji, jednak startowała w nich bez specjalnego powodzenia. Jest za to obecna na rozmaitych koncertach, w programach telewizyjnych, w kampaniach reklamowych i aukcjach charytatywnych. Tych projektów jest bardzo dużo i są bardzo różnorodne stylistycznie. Wydaje się, że wokalistka ma bardzo szerokie zainteresowania – od klasyki, przez jazz, pop aż do rapu – i wciąż poszukuje własnego indywidualnego stylu, w którym będzie się czuła najlepiej. Taki jest też najnowszy album. Sama nazywa go podsumowaniem pewnego etapu w życiu i dokonań na estradzie, zarazem wspomnieniem pięknych i ważnych chwil. Zatem – typowa „składanka”. To, czego nie można powiedzieć, można zaśpiewać – deklaruje. Jest to swoista dedykacja dla tych, z którymi dotąd współpracowała oraz dla słuchaczy. Na płycie trzynaście utworów i prawie godzina muzyki. Pop z elementami klasyki, nowoczesnej elektroniki, a nawet hip hopu. Są kameralne ballady i utwory do wierszy Adama Asnyka („Listek” i „Dziś nie ma takiej wiosny”) czyli tzw. poezja śpiewana. Dla mnie najciekawsze są te nagrania, w których pojawia się moc i dobra energia („Wild Eyes”, „Dobre moce”, „Kto”), ale oczywiście to kwestia gustu. Album ukazał się również w modnej ostatnio (znowu!) wersji winylowej, jednak na dysku kompaktowym jest więcej utworów. Promuje go kilka singli, tak więc strategia dotarcia do potencjalnych nabywców jest dokładnie przemyślana. Ciekawa jestem, jaki kierunek stylu wybierze dalej Kasia Moś. Może tym razem będzie to jazz?
LEPSZY CZŁOWIEK
„Better Man” to tytuł jednego z przebojów, które napisał i zaśpiewał Robbie Williams. To bardzo smutny tekst o potrzebie miłości, o samotności, poczuciu winy, o bólu i rozpaczy. Jakby modlitwa do Boga w chwili kompletnej pustki wewnętrznej i zarazem obietnica poprawy. „Lord I’m doin” all I can to be a better man” – Panie, robię wszystko, co mogę, aby być lepszym człowiekiem. Mocny tekst i poniekąd zupełnie nietypowy jak na gwiazdę estrady. „Better Man” to zarazem tytuł filmu w reżyserii Michaela Gracey, opowiadający historię życia i kariery Robbie Williamsa. Dlaczego właśnie on? Piosenkarz, muzyk, autor tekstów, były wokalista zespołu Take That, po rozstaniu ze sławnym boys bandem rozpoczął działalność solową, wydał kilkanaście albumów i bywa nazywany „brytyjskim księciem muzyki pop”. Właściwie jego biografia jest dość standardowa; przypomina bajkę o Kopciuszku lub „amerykański sen”. Oto chłopiec z przeciętnej rodziny w małej angielskiej miejscowości marzy o karierze piosenkarza. Łut szczęścia zawsze się przydaje oprócz talentu, bo zostaje przyjęty do zespołu Take That, który szturmem wdziera się na listy przebojów. Sukces, sława, pieniądze, uwielbienie fanów – na to nie był przygotowany. Alkohol, narkotyki, ekscesy doprowadziły do tego, że Williams został wyrzucony z zespołu. Ale nie zamierzał się poddać. Powoli odbudowuje popularność, tym razem na własną rękę. Jednak pogrąża się w depresji i używkach, a kiedy wydaje się, że upadł na samo dno, postanowił walczyć z demonami i rozpocząć terapię. Możesz mieć wszystko, a nie mieć nic – mówił. Odbudował pozytywne relacje z rodziną i kolegami, a scena finałowa filmu jest bardzo optymistyczna. Williams podczas koncertu w hollywoodzkim stylu dziękuje ze sceny swoim rodzicom, którym zawdzięcza najwięcej i śpiewa swoją ulubioną piosenkę: przebój „My Way” Franka Sinatry. To prawda: Robbie Williams faktycznie idzie własną drogą, mniej lub bardziej wyboistą, pełną wzlotów i upadków, ale konsekwentnie. Pewnie już nikt nie pamięta szlagierów boys bandu Take That, a z pewnością żaden z wokalistów tej formacji nie odniósł takiego sukcesu jak Robbie. Z jego biografii wynika jedno: nie wystarczy talent. Trzeba dążyć do celu, wierzyć w siebie, szukać swojej szansy, spotykać odpowiednich ludzi i umieć ich oczarować, a nawet zabawić. Dlaczego na plakacie reklamującym film pojawiła się małpa i ta sama małpa przewija się przez sceny, w których występuje Williams? Otóż właśnie tak widzi się wokalista: jako małpę z cyrku, zabawiającą publiczność.
![](https://www.tygodnik-polski.com.au/wp-content/uploads/2025/01/Drugie-Echa-stycznia-2025_Czwarty-felieton_c.jpg?wsr)
Autorka artykułu na tle plakatu
Mówi o tym bez skrępowania, z poczuciem humoru, a może nawet zupełnie poważnie. Efekt komputerowy jest niesamowity, ale małpa w filmie „Better Man” najpierw śmieszy, z czasem zaczyna coraz bardziej irytować, a projekcja trwa ponad dwie godziny. Dobrze zrealizowany, ciekawy film, bo życie w show businessie bywa ciekawe.
BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA