Echa Warszawskich Salonów
Share
AUTENTYCZNA
Jeszcze przed Świętami w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej wystąpiła z recitalem Joanna Jakubas; koncert transmitowany był bezpośrednio na antenę rozgłośni warszawskiej RDC. Była to okazja do spotkania z artystką, która od pewnego czasu obecna jest na estradzie, a tym razem zaprezentowała utwory z premierowego albumu “Authentic Self” – drugiej płyty solowej, wyprodukowanej w legendarnych londyńskich Abbey Road Studios. Joanna Jakubas konsekwentnie szuka swojego miejsca na rynku fonograficznym, własnego stylu – i chyba jej się to udaje, bo zdecydowanie wyróżnia się spośród innych wokalistek. Swój talent szlifowała w Manhattan School of Music w Nowym Jorku oraz Royal College of Music w Londynie. Co ciekawe, kiedy rozpoczynała studia na University of Michigan, w kręgu jej zainteresowań była nie tylko muzyka, ale także… ekonomia, jednak bardzo szybko zdecydowała, że pragnie skoncentrować się na tym, co lubi najbardziej: śpiewie, pisaniu tekstów i komponowaniu utworów.
Jej głos, określany jako sopran liryczny, predysponuje wokalistkę do repertuaru klasycznego – i tak było na początku, kiedy w 2007 roku debiutowała na Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju, a jej występom towarzyszyła orkiestra symfoniczna. W warszawskiej Sali Kongresowej trzy lata później podczas koncertu z okazji jubileuszu 20-lecia Polskiego Klubu Biznesu akompaniował jej znany pianista Stanisław Drzewiecki. Współpracowała z Mazowieckim Teatrem Muzycznym, występowała w Filharmonii Narodowej, a nawet w Operze Narodowej; nagrała utwory ze słynną London Symphony Orchestra. W jej biografii można znaleźć także rolę Kate w „Madame Butterfly” Pucciniego, wystawionej w Operze Bastille w Paryżu w 2015 roku. Przewijają się znakomite nazwiska artystów, z którymi zetknęła się na estradzie: dyrygent Jerzy Maksymiuk, Ennio Morricone, Jan A. P. Kaczmarek (producent jej debiutanckiego albumu), Marek Kościkiewicz (znany z zespołu De Mono,; producent najnowszej płyty). Od kilku lat Joanna Jakubas delikatnie kieruje się w stronę ambitnej muzyki popularnej. Opracowała na swój sposób słynne standardy musicalowe, takie jak „Przetańczyć całą noc” z „My Fair Lady”, „Don’t Cry For Me Argentina” z „Evity”, a jej interpretacje popularnych szlagierów znalazły się na wydanej w 2022 roku płycie „My New Wings”. Jest tam m.in. „Besame Mucho” Velazqueza, „Nights in White Satin” z repertuaru zespołu The Moody Blues, „I Will Always Love You” Whitney Houston, „Hallelujah” Leonarda Cohena” i „La Vie en Rose” Edith Piaf. Pisała wówczas, że w jej rozumieniu muzyka to magiczna siła, przenikająca serca i dusze słuchaczy, sprawiająca radość. To sympatyczne przesłanie kontynuuje w albumie „Authentic Self”. Podkreśla, że najważniejsza jest prawda: w miłości, przyjaźni, uczuciach. Na tym fundamencie trzeba budować wszystko, co ma w życiu wartość. Tym razem zaśpiewała w większości własne utwory, bardzo emocjonalne, uczuciowe, poetyckie, nowocześnie zaaranżowane. Jest też wspomnienie dotyczące rytmów flamenco – muzyki prawdziwej namiętności. „Autentyczna ja” Joanny Jakubas wpisuje się w gatunek „crossover” – ponad granicami, ale w bardzo dobrym stylu.
SZTUKA KOLAŻU
Warszawa jest stolicą kolażu! To oczywiście stwierdzenie trochę żartobliwe, ale nie pozbawione podstaw: w ostatnich tygodniach w stolicy czynne są aż dwie wystawy prezentujące ten rodzaj sztuki. Jak wiadomo jest to technika artystyczna, polegająca na tworzeniu kompozycji z różnych elementów. Francuskie słowo „collage” oznacza „naklejanie”, „oklejanie papierem”. Kiedy poznawaliśmy kolaż w szkole, nazywany był czasem swojsko „wyrywankami”.
To była niezła zabawa: wybieranie z gazet, a najlepiej z kolorowych czasopism interesujących fragmentów: oczu, ust, rąk, przedmiotów, drzew i układanie ich w jakąś zaskakującą, surrealistyczną całość. Bardziej zaawansowani twórcy używają bardzo ostrego nożyka – tak, że granice wybranych elementów są niemal niewidoczne, przylegają do siebie idealnie i wtedy efekt pracy jest wyjątkowo ekspresyjny. Do kolaży można używać też tkanin, fotografii, a nawet drobnych przedmiotów – takie trójwymiarowe kompozycje nazywane są asamblażami (od francuskiego słowa „assemblage”, czyli „zbiór”). I tu wyobraźnia ma nieograniczone pole do popisu, bo na papierze lub płótnie autorzy prac przyklejają guziki, sznurki, metalowe śrubki, koraliki, kluczyki, sztućce…właściwie wszystkie drobne, ale efektowne drobiazgi. Całość można też podkolorować farbą olejną, akrylem lub gwaszem. Dr Anna Kłos udostępnia publiczności wartościowe, oryginalne dzieła. W Galerii Retroavangarda zorganizowała wystawę indywidualną artysty z Gwatemali. Alvaro Sanches zatytułował ją „Moments Like This Never Last”.
Zgodnie z tytułem w swoich pracach podejmuje trudny temat przemijania, kruchości życia, ulotności chwili. Kolaże wykonuje nie tylko ręcznie; tworzy także kolaże cyfrowe, co daje oczywiście idealny efekt, jednak bardziej zdystansowany, chłodny, wykalkulowany, mniej spontaniczny. Jego efektowne prace można skonfrontować z dorobkiem twórców z różnych stron świata – od Japonii przez Niemcy i Portugalię aż po Amerykę Łacińską – na wystawie „Adhezje, kolaż w sztuce książki i artzinu” w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie czyli w BUW-ie. „Adhezja” – tym razem z łaciny – oznacza „przyleganie”. W kolażach poszczególne elementy idealnie przylegają do siebie. Kuratorzy: dr Anna Kłos i Miguel Correia pokazują szeroki przekrój artystycznych indywidualności. Autorzy prac sięgają czasem do tradycji, eksperymentują, bawią się tematem, zaskakują. Kolaż to fenomen: widzimy fascynujące ilustracje, nieszablonowe, wymykające się wszelkim schematom i konwencjom. Artyści zapraszają do wejścia w skomplikowany, czasem nawet szalony świat fantazji, ułożony bardzo precyzyjnie z fragmentów rysunków, fotografii, starych map, rozrzuconych liter, stempli, strzępków gazet. Powstają kompozycje, które czasem śmieszą, kiedy indziej przerażają, szokują, a zawsze zaskakują i budzą podziw. Znakomite wystawy!
ILUZJA SCENY
Błazny, komedianci, igrce – aktorzy nie cieszyli się w dawnych czasach specjalną estymą, chociaż publiczność zawsze lubiła ich oglądać w spektaklach. Sama Helena Modrzejewska, najwybitniejsza artystka w historii polskiego teatru, specjalizująca się w interpretacjach ról szekspirowskich i tragicznych heroin – doświadczyła wielu upokorzeń. Te czasy minęły: dziś aktorzy to celebryci, cieszący się prestiżem społecznym, bohaterowie plotkarskich nowinek, odcinający kupony od swojej popularności. Jak wygląda od kulis praca aktorów – o tym opowiada film „Błazny” w reżyserii Gabrieli Muskały (zarazem autorki scenariusza). To obraz bardzo gorzki w wyrazie, chociaż należy patrzeć na niego ze stosownym dystansem. Aby zaciekawić widzów, w akcję wpleciono wątki psychologiczne, a nawet kryminalne. Otóż studenci Wydziału Aktorskiego otrzymują szansę zrealizowania swojego filmu dyplomowego pod kierunkiem znanego reżysera, co może być przepustką do sławy. Reżyser zostawia im szerokie pole do popisu, niewiele ingerując w przebieg akcji. Atmosfera aż buzuje od emocji, bo każdy z młodych adeptów sztuki teatralnej rywalizuje o role. Następuje kaskada eskalacji konfliktów i powoli wszystko wymyka się spod kontroli. Kain i Abel, Balladyna i Alina, dobro i zło – te role i ekspresyjne tematy wydają się być stworzone do tego, by walczyć za wszelką cenę, by zaprezentować skalę swojego talentu. Granice między życiem a fikcją wydają się zacierać, marzenia i ambicje biorą górę nad rozsądkiem. Wraz z kolejnymi ujęciami kamery odsłaniają się przed widzami dysproporcje między bohaterami: skala umiejętności, różnice w statusie materialnym, skomplikowane relacje uczuciowe, karty przetargowe. Prywatne związki przekładają się na kreowane role, bo młodzi studenci nie potrafią jeszcze wypracować sobie stosownego dystansu i zbyt emocjonalnie przeżywają swoje problemy. Gra o rolę staje się grą o wszystko. Czym jest sukces? Czy to efekt talentu, ciężkiej pracy, wrażliwości, ambicji czy może tylko sprytu i siły przebicia?
Gabriela Muskała – aktorka, dramatopisarka, scenarzystka – debiutuje jako reżyserka filmu. Odważyła się pokazać bez pudru hermetyczne grono swoich koleżanek i kolegów. Na ekranie również debiutanci: Sebastian Dela, Jan Łuć, Justyna Litwic, Magdalena Dwurzyńska – na pewno jeszcze o nich usłyszymy. Oglądamy portret młodego pokolenia, marzącego o sławie. Psychodrama, romans, kryminał; prawda i fałsz, absurdalny teatralny świat, wyścig szczurów. Do końca pozostaje zagadką, co jest ważniejsze: przyjaźń, lojalność czy mrzonka o karierze. Filmowy debiut Gabrieli Muskały – bardzo udany.
ŚPIEWANIE POEZJI
Formacja rodzinna Pospieszalskich działa na polskiej scenie muzycznej od dawna: Pospieszalscy zaczęli wspólnie występować na początku lat 90. Wtedy Jan, Karol, Marcin i Mateusz nagrali album z kolędami. Później, już w powiększonym składzie, współpracowali z wieloma artystami, takimi jak Michał Urbaniak, Anna Maria Jopek, zespoły Voo Voo, Zakopower, Arka Noego i Raz, Dwa, Trzy. Dziś w formację tworzą już dwa pokolenia muzyków, a zespół rozbudował skład i liczy aż 15 osób. Może za chwilę będzie to jeszcze większa orkiestra, w każdym razie właśnie tylu wykonawców zrealizowało najnowszy album, zatytułowany „Dom” (Wyd. Polskie Radio S. A.). Podobno był to pomysł Mateusza Pospieszalskiego, aby przedstawić słuchaczom wybrane wiersze polskich poetów w wersji śpiewanej. Inicjatywa spotkała się z entuzjazmem innych utalentowanych członków rodziny i oto ukazała się płyta, która przede wszystkim spodoba się sympatykom poezji śpiewanej. Na płycie – dziesięć utworów, utrzymanych w urozmaiconej formie, stylu i nastroju, ale łączy je wysoka jakość brzmienia, instrumentów, wokalistyki i oczywiście poetyka tekstów. Być może zaskoczeniem jest to, że tytułowy „Dom” to… fragment homilii Jana Pawła II, który wskazywał: wszystko zaczyna się w rodzinnym domu.
On kojarzy się z darem życia, rodzinnym ciepłem, miłością najbliższych. Dom to to wspólne dziedzictwo; korzenie, z których wyrastamy. „Dom” jest wykładnikiem przekazu płyty, która – zdaniem rodziny Pospieszalskich – jest pewnego rodzaju manifestem moralnym. Wśród wybranych tekstów, które postanowili zinterpretować jest też „Moja piosnka” Cypriana Kamila Norwida. Poeta pisał o kraju, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie. I są „Kwaterunki” Kazimiery Iłłakowiczówny, dla której Ojczyzna to kolor i słodki zapach truskawek, i liście żółtobrązowe w sosnach na urwiskach. Z wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego zespół wybrał „Promienie” – bardzo liryczny, nastrojowy, w którym powietrze jest pełne aniołów i obłok snu purpurowy. a cień przenika powietrze. Nie zabrakło też mistrza poetyckich strof – Bolesława Leśmiana. „Taka cisza w ogrodzie” malowana jest słowami; pozwala subtelnie smakować kolory lata, gdzie żółty motyl, czerwonawa wiewiórka i białe jabłko wyznaczają barwne plamy. W taki poetycki klimat wpisuje się Zbigniew Herbert z wierszem „Kwiaty”, w którym naręcza kwiatów to różnobarwne, aromatyczne, hojne dary natury. I rozpoczynający album „Do Ciebie, człowieku” Jerzego Lieberta oraz „Introit” Edwarda Stachury czyli szczypta filozofii. Pospieszalscy przygotowali płytę, oddziałującą na emocje; dla tych, którzy lubią wsłuchać się w utwory. A ponieważ wykonawcy są multiinstrumentalistami, wszyscy doskonale się uzupełniają, tworząc idealnie zgraną orkiestrę. „Dom” to propozycja dla szukających oddechu i refleksji, muzyczna podróż do Krainy Łagodności.
BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA