Echa Warszawskich Salonów
Share
12 sie 2024
GRAFICY POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
W 80.rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego w Galerii Kordegarda otwarto interesującą wystawę pod tytułem „Referat Graficzny”. Ukazuje, że walczyć z wrogiem można było nie tylko bronią, ale również swoim talentem. Artyści w mrocznych latach okupacji nie mogli pracować jak dawniej. Brakowało farb, płócien, gliny i innych przedmiotów niezbędnych do wykonywania zawodu. Z księgarń, bibliotek i czytelni zniknęły polskie mapy i atlasy; polskie dzieła literatury trafiły na listę książek zakazanych. Rekwirowano polskie emblematy, chorągwie, portrety historyczne. „Zakazuje się wystawiania obrazów o motywach polskiej myśli narodowej” – brzmiało rozporządzenie. A przecież sztuka jest jak powietrze…Za niezastosowanie się do rozkazu groziły ostre represje, jednak dzieła artystyczne powstawały nawet w oflagach, obozach koncentracyjnych, więzieniach. Z narażeniem życia drukowano gazety, tomiki wierszy i pieśni patriotycznych. Artyści włączyli się czynnie w walkę z okupantem, działali w konspiracji i wielu z nich zapłaciło za to najwyższą cenę. Jednak już wiosną 1940 roku utworzono Biuro Informacji i Propagandy, które wydawało gazetki, ulotki, broszury, skierowane do żołnierzy Podziemia i ludności cywilnej. Artykuły i aktualne informacje z frontu ilustrowane były winietami i rysunkami; szkicowano też sceny z codziennego życia w okupowanej Polsce. Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, nadeszła chwila szczególnej mobilizacji. Referat Graficzny miał za zadanie opracowanie plakatów, odezw i haseł. W skład zespołu weszli m. in. Stanisław „Miedza” Tomaszewski, Jan Marcin Szancer, Aleksander Sołtan, Andrzej Jakimowicz, Mieczysław Jurgielewicz ps. Narbutt, Henryk Chmielewski ps. Yes, Ludwik Gardowski. Na początku sierpnia 1944 roku uruchomiono pocztę powstańczą, prowadzona przez harcerzy. Wówczas wprowadzono znaczek na listy projektu „Miedzy” Tomaszewskiego i Mariana Sigmunda. Przedstawiał sylwetki trzech uzbrojonych powstańców na tle słynnego wieżowca Prudential, kolumny króla Zygmunta III Wazy oraz ruin Starego Miasta. Ta symbolika była pełna emocji i znaczenia. W Kordegardzie widzimy dokumenty tamtych tragicznych dni: plakaty („Do broni w szeregach A.K.”, „Walcząc z ogniem bronisz Warszawy”, „W walce – odwet za krew tysięcy Polaków”), archiwalną prasę („Barykada Powiśla”, „Życie ulicy”), rysunki walczącej Stolicy (naloty bombowców, ruiny domów, cierpienie i śmierć mieszkańców, egzekucje i uliczne łapanki). To ekspozycja niezwykle poruszająca, poświęcona sztuce Powstania Warszawskiego.
FIGURA CHRYSTUSA
Sierpień to czas zadumy i wspomnień, związanych z Powstaniem Warszawskim 1944. Czas oddania hołdu bohaterom – tym walczącym z bronią w ręku o wolność Stolicy i tym, którzy cierpieli i polegli tylko dlatego, że byli mieszkańcami Stolicy. To czas pamięci o walkach powstańczych i o losie, jaki spotkał miasto: spalonych domach, zgruzowanych ulicach, o morzu ruin w jakie zamieniło się tętniące życiem miasto. Czasami to bardzo osobiste refleksje. Moi rodzice mieszkali przed II wojną światową, jeszcze jako bardzo młodzi ludzie – ze swoimi rodzinami – w pobliżu Krakowskiego Przedmieścia w Śródmieściu Warszawy. To prestiżowa ulica, z zadbanymi kamienicami, kościołami, pomnikami, zieleńcami i mnóstwem sklepów.
Taką ją pamiętali sprzed wojny. Od Placu Zamkowego, przez Prezydium Rady Ministrów, Uniwersytet aż do Pałacu Staszica, przed którym umieszczono pomnik Mikołaja Kopernika (dzieło duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorwaldsena) prowadził szlak spacerowy. Właśnie tamtędy przechodzili codziennie moi rodzice. Na Krakowskim Przedmieściu znajduje się od wieków Kościół Świętego Krzyża. Wybudowany w latach 1682-1757 według planów włoskich architektów (Belotti/Fontanna) charakterystyczną sylwetką przypomina – jak czytamy w „Przewodniku po Warszawie” Mieczysława Orłowicza z 1922 roku – bazylikę Saint Andrea della Valle w Rzymie. Wrażenie robią schody, prowadzące z dwóch stron do wnętrza świątyni, a zwłaszcza posąg Chrystusa dźwigającego krzyż. To dzieło Andrzeja Pruszyńskiego. Na granitowym cokole otuchę wśród przechodniów budzi łaciński napis: „Sursum corda” czyli „Serca w górę”. Posąg został umieszczony w 1858 roku i od razu wzbudził zachwyt: mistrzowsko zaprojektowany, symbolicznie oddaje istotę wiary i nadziei, a jednocześnie dramat ludzkiego losu. Za przykładem Chrystusa, wskazującego ręką niebo, można wierzyć, że są rzeczy ważniejsze. Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, nie oszczędzono nawet kościoła, jak wielu innych warszawskich świątyń. Podczas walk i wskutek bombardowań zniszczono wnętrze kościoła; ginęli powstańcy. Bazylikę ostrzeliwano z czołgów, a założone materiały wybuchowe doprowadziły do zrujnowania cokołu posągu. Kiedy po zakończeniu działań wojennych, w styczniu 1945 roku moi rodzice mogli wejść do zrujnowanej Warszawy (ich domy zostały niestety spalone do fundamentów), łatwo wyobrazić sobie ich szok, zgrozę i rozpacz, kiedy zobaczyli Chrystusa leżącego na zgruzowanym chodniku. Tak samo jak przedtem wskazywał ręką niebo – i to był symbol zwycięstwa Dobra nad złem, na przekór wszystkiemu. I tak się stało: figura wkrótce wróciła na cokół i znów niesie pociechę strapionym i zagubionym. Mój ojciec, red. Franciszek Przedpełski wielokrotnie opisywał historię Kościoła Św. Krzyża w warszawskiej prasie, przypominając jego wojenne i powstańcze dzieje.
EKSLIBRISY ŚWIATA
Otrzymałam właśnie wspaniałą przesyłkę z Australii: katalog twórców, miłośników i kolekcjonerów ekslibrisów. Jakiś czas temu dzięki uprzejmości czytelniczki „Tygodnika Polskiego”, pani Marzeny Walickiej, skontaktowałam się z dr Markiem Fersonem i zostałam przyjęta w poczet członków The New Australian Bookplate Society. To dla mnie wielki zaszczyt, poza tym cieszę się ogromnie, że na antypodach tradycja projektowania miniaturowych znaków książkowych jest wciąż kontynuowana. Jak czytam we wstępie do katalogu, pierwszy ekslibris na terenie Australii należał prawdopodobnie do Charlesa Grimesa – angielskiego geodety, który przyjechał na kontynent w 1791 roku. Pracował w Nowej Południowej Walii i jednym z jego osiągnięć było odkrycie rzeki Yarra w obecnym stanie Wiktoria. Sporządził również mapę trasy Hobart Road, głównej arterii komunikacyjnej Tasmanii. Być może właśnie on zapoczątkował wśród Australijczyków swoistą modę na posiadanie własnych znaków książkowych, głównie z motywami herbów rodowych. W 1891 roku w Londynie założono Ex Libris Society, ale w Sydney – mimo rosnącego zainteresowania tematem – dopiero w 1923 roku. Za to następne lata zaowocowały pracami wielu znakomitych artystów i określane są „złotymi czasami” australijskiego ekslibrisu. Niestety, II wojna światowa odcisnęła swoje piętno nawet na antypodach i zaledwie w 2005 roku reaktywowano stowarzyszenie pod nazwą The New Australia Bookplate Society. Dwudziestolecie działalności podsumowuje wspomniane wyżej wydawnictwo z licznymi reprodukcjami prac swoich członków. Kierujący stowarzyszeniem dr Mark Ferson przypomina, że kolekcjonowanie i posiadanie własnego znaku książkowego było w Australii praktykowane od dawna. W maju 1923 roku w Sydney Lady Davidson (żona Gubernatora Nowej Południowej Walii) otworzyła wystawę ponad dwustu ekslibrisów z Australii i „reszty świata”. W tym samym czasie William Moore napisał w magazynie „Sztuka w Australii” artykuł pod znamiennym tytułem „Czar ekslibrisu”. Stało się nawet zwyczajem, że wizytujący Australię notable (na przykład Książę i Księżna Yorku) otrzymywali w prezencie właśnie dedykowane sobie, wykonane przez najlepszych grafików ekslibrisy. Liczne spotkania entuzjastów, specjalistyczne wydawnictwa, wystawy – to przejaw aktywności miłośników tradycyjnej sztuki oznaczania i zdobienia książek winietami i rycinami z nazwiskiem właściciela. „Directory of Members 2023” pozwala zajrzeć do ekskluzywnego świata artystów i kolekcjonerów, a nawet się z nimi skontaktować, obejrzeć miniaturowe dzieła. W dziale „Overseas” znajduję się wraz z członkami stowarzyszenia The New Australian Bookplate Society z Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii.
ŻYCIE TOWARZYSKIE
W leniwy czas urlopów i wakacji warto znaleźć czas na ciekawą lekturę. Kiedy sięgam do naszej domowej biblioteki, odkrywam skarby. Jak mówił Sędzia w mickiewiczowskim „Panu Tadeuszu”: grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą. W poznaniu zasad savoir vivre’u miała pomóc wydana w 1928 roku książeczka Marii Vauban i Michała Kurcewicza „Zasady i nakazy dobrego wychowania”. Jak tłumaczyli autorzy, są to niepisane prawa, tajemniczy kodeks, czyli znajomość zwyczajów światowych i obowiązków, która pomoże w swobodnych kontaktach z ludźmi i uzewnętrznić kulturę osobistą. Właściwe zachowanie – piszą – jest może najsubtelniejszą ze sztuk pięknych, a przy tym dostępną dla każdego. Jakie są zatem zasadnicze wartości człowieka dobrze wychowanego? Uprzejmość, prostota i naturalność, dyskrecja, skromność, opanowanie i słowność. Jak cię widzą, tak cię piszą – przypominają stare przysłowie. Należy więc wystrzegać się braków i niestosowności w ubiorze. Podczas gdy strój damski jest zdaniem autorów bardziej dowolny, barwny i różnorodny, pozwala na większą fantazję, to tradycyjny ubiór męski składa się z kilku rodzajów: frak, smoking, żakiet, tużurek, garnitur, strój sportowy. Dobry ton wymaga dokładnego dopasowania wszystkich szczegółów toalety, nie można włożyć buraczkowego krawata i zielonych skarpetek do brązowego garnituru. Strój uzupełniają kapelusze, rękawiczki, laseczki i parasole, szaliki i chusteczki, ale prawdziwy dżentelmen unika klejnotów, na przykład grubych łańcuchów i bransolet. Moje szczególne zainteresowanie a nawet rozbawienie wywołał rozdział „Obyczaje wielkoświatowe i dyplomatyczne”. Co nazywają autorzy „wielkim światem”? Warstwę społeczeństwa zajmującą wybitne stanowiska, piastującą wysokie urzędy, noszącą głośne nazwiska oraz… odpowiednio majętną. Ale fortuna kołem się toczy, toteż – jak czytamy – „dzisiejszy skromny urzędnik może być jutro ministrem, a hreczkosiej – senatorem, a wówczas otworzą się przed nimi podwoje salonów prywatnych i urzędowych”. Rzecz jasna są też wskazówki dotyczące postawy, ukłonów, palenia tytoniu, jedzenia i zachowania się przy stole oraz na uroczystościach rodzinnych, w miejscach publicznych (ulica, muzeum, teatr, koncert, restauracja, urząd; w podróży, na zabawach tanecznych). Na zakończenie – korespondencja i ostrzeżenie: „co zaciągniesz piórem, nie wyciągniesz wołem”. Słowo może ulecieć, ale to, co zapisane pozostaje czarne na białym. A pisanie listu należy zacząć od…wyboru odpowiedniego papieru. Potem koniecznie podpisać, bo anonim dowodzi tchórzostwa nadawcy. Książka bardzo ciekawa i wciąż aktualna.
BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA