Echa Warszawskich Salonów
Share
5 października 2024
BLISKO KOREI
J. E. Hoon-Min Lim, Ambasador Republiki Korei w Polsce przyjechał, aby kierować placówką dyplomatyczną w naszym kraju w lutym 2022 roku. Przedtem obejmował wysokie stanowiska w Genewie, Tajlandii, we Włoszech, Ukrainie, Nowym Jorku i Etiopii. Polska – jak mówi – jest dla niego przede wszystkim krajem Chopina i Madame Curie. Dotychczas zwizytował wiele miejsc i odbył wiele spotkań. Okazją do krótkiego podsumowania kontaktów koreańsko-polskich było przyjęcie z okazji Święta Narodowego – Święta Powstania Państwa Koreańskiego, które odbyło się w sali balowej Hotelu Sheraton w Warszawie. W 1989 roku zostały nawiązane stosunki dyplomatyczne między Koreą i Polską; rozpoczęły działalność Ambasady w Warszawie i Seulu. Odtąd dynamicznie rozwijają się kontakty wzajemne i współpraca, szczególnie w sferze gospodarki, kultury i nauki. Polska jest jednym z najważniejszych partnerów Korei w Europie Środkowej; w ostatnich latach wartość obrotu handlowego osiągnęła rekordowy poziom. W Polsce działa obecnie ponad 270 firm koreańskich w rozmaitych sektorach: od produkcji po branże zaawansowanych technologii. Korea to kraj bogatej tradycji i kultury. Cieszy zainteresowanie polskich studentów językiem koreańskim, który przecież nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza liternictwo. Kiedy J. E. Ambasador przebywał z wizytą w Krakowie okazało się, że bardzo prężnie działa wymiana studencka i akademicka w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W ciągu ostatnich pięciu lat zgłoszono aż trzysta prac naukowych, napisanych w efekcie współpracy ośrodków akademickich Republiki Korei z polskimi uczelniami. Od 2010 roku Centrum Kultury Koreańskiej w Warszawie zapoznaje z językiem, zwyczajami, tradycją, muzyką i literaturą kraju. Kilka lat temu miałam zresztą przyjemność prowadzić tam podczas Nocy Muzeów warsztaty malowania masek koreańskich, wykonanych z masy papierowej. Spotkanie cieszyło się ogromnym powodzeniem i frekwencją. Podczas tegorocznego Festiwalu Chopin i jego Europa w Filharmonii Narodowej wystąpiła koreańska skrzypaczka Bomsori Kim z KBS Symphony Orchestra. Na Festiwalu Skrzyżowanie Kultur publiczność oklaskiwała występ legendarnego perkusisty Duk-Soo Kim, który wykonuje tradycyjną muzykę sanjo, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Mistrz wzbudził również aplauz w warszawskiej FN, a wydarzenie uświetniło 35. rocznicę nawiązania stosunków dyplomatycznych między Koreą i Polską. Okazją do poznania dorobku koreańskiej kinematografii jest organizowany od dziesięciu lat Warszawski Festiwal Filmów Koreańskich, a w przyszłym roku gościem honorowym Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie będzie właśnie Republika Korei, która poprzez literaturę przybliży historię, kulturę i obyczaje tego kraju.
KOLOROWY ŚWIAT
Jan Cybis (1897-1972) zapisał się mocno w historii polskiego malarstwa. Jego biografia jest fascynująca i potwierdza przekonanie, że nie można uciec od przeznaczenia. Rozpoczął studia prawnicze, by zaledwie po kilku miesiącach je porzucić i w tajemnicy przed rodziną studiować w Akademii Sztuki i Rzemiosła Artystycznego we Wrocławiu, następnie w Krakowie, gdzie uczył się pod kierunkiem słynnych profesorów: Józefa Mehoffera i Józefa Pankiewicza. Jego styl ceniony jest za wartości kolorystyczne oraz zróżnicowaną i swobodną fakturę, nawiązujący do francuskiego postimpresjonizmu. W 1973 roku przyznawana jest doroczna nagroda jego imienia, by upamiętnić jego twórczość i jednocześnie wyróżnić artystów, którzy godnie kontynuują jego dzieło. Laureaci Nagrody to znakomici malarze, którzy w indywidualny, eksperymentalny sposób potrafią wyrazić swoje emocje poprzez kolor i oryginalny styl. Nagrodę im. Jana Cybisa za rok 2023 odebrał Grzegorz Pabel; jego prace można oglądać w Galerii Związku Polskich Artystów Plastyków. Profesor jest uczniem Cybisa i jednym z jego ostatnich dyplomantów.
W swoich pracach przekazuje własny manifest artystyczny, na który składają się barwy, energia, nastroje. „Poprzez sztukę odnajdujemy ślad człowieka w świecie” – deklaruje twórca. Nie zamierza naśladować natury, ale przetwarza subtelne impresje, zakreśla osobliwą przestrzeń, wypełnioną światłem i kolorem. Każdy obraz ma jakiś tytuł, kierujący wyobraźnię widzów do nieznanych, tajemniczych rejonów. Resztę muszą dopowiedzieć sobie sami. „Czarne dusze”, „Rude ptaki”, „Granica”, „Oddech nieba”, „Srebrzysta przestrzeń”, „Światła o zmierzchu”, „Nadejście mroku”, „Pomarańczowy dąb”, „Wejście w otchłań”, „Kamienny świat” – to niemałe pole do wyobraźni. W tych obrazach cienka linia odgradza to, co widzialne od metafory lub fantazji. W ten sposób artysta proponuje odszukanie w sobie samym podobnych emocji i odpowiedzi na pytanie, co jest dla nas światem realnym, a co tylko kreacją. Dla mnie fascynujące są szczególnie kolaże: fragmenty barwionych temperą pasków papieru, przypięte krawieckimi szpilkami, układające się w oryginalne kompozycje. To jakby historie, opowiedziane odcieniami i formą. Na wernisażu wielu gości chciało zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie na tle monumentalnej, rozpiętej jedwabnej tkaniny. To niezwykle efektowne dzieło potwierdza, że malować można na rozmaitych materiałach, nie tylko płótnie, papierze, tekturze. Wystawie towarzyszy katalog z licznymi reprodukcjami prac laureata, który cierpliwie je podpisywał, dziękując za obecność na tym wyjątkowym wieczorze.
DRAMAT JULII
Kiedy August Strindberg napisał w 1888 roku „Pannę Julię”, sztukę uznano za obsceniczną, skandaliczną i niemoralną. Dramat miał więc swoją premierę nie w rodzinnej Szwecji – ojczyźnie autora – ale w Kopenhadze. Jak widać Duńczycy okazali się bardziej odważni i liberalni w podejściu do tematu. „Panna Julia” pojawiła się na scenie w 1889 roku, potem trafiła do teatrów w Niemczech i Francji, a dopiero w 1906 roku została wystawiona w Szwecji. Chociaż początki nie były łatwe, szybko okazało się, że właśnie to dzieło Strindberga jest wyjątkowo atrakcyjne. Wciąż znajduje się w repertuarze teatrów na całym świecie, było też kilka razy sfilmowane. Konflikt różnic klasowych, relacje damsko-męskie, siła natury dominująca nad rozsądkiem ma uniwersalny wymiar i na tym polega sukces tego utworu. Teraz po tekst Strindberga sięgnęli twórcy spektaklu w warszawskim Teatrze Polskim.
„Panna Julie” (taki tytuł ma sztuka we współczesnym przekładzie Mariusza Kalinowskiego) w reżyserii Anny Skuriatowicz to przedstawienie dynamiczne i efektowne. Funkcjonalna scenografia Aleksandry Redy pozwala na zaprezentowanie w możliwie najbardziej atrakcyjny sposób tego kameralnego dramatu, który rozgrywa się praktycznie w jednym pomieszczeniu: kuchni. Aktorzy – Irmina Liszkowska (Julie), Jakub Kordas (Jean), Katarzyna Lis (Krystyna) – zapewniają widzom maksymalną dawkę emocji. Jak wiadomo, Strindberg pokusił się o napisanie utworu, który aż kipi od namiętności i ukrytych pragnień. Jest tam wiele: kwestia różnic społecznych i władzy, krępujących konwenansów i przekraczania wyznaczonych granic, konsekwencji chwili zapomnienia, za co można zapłacić najwyższą cenę. Julie, bohaterka tej historii, córka szwedzkiego arystokraty, w gorącą noc świętojańską 1874 roku wyzywająco flirtuje z kamerdynerem Jeanem. Prowadzi niebezpieczną grę, która wymyka się spod kontroli. Początkowo wydaje się bezkarna w swoim kaprysie, jednak niestosowne zachowanie może doprowadzić do prawdziwej tragedii. Mroczny, można rzec klasyczny problem wzajemnej zależności, oglądany z perspektywy 136 lat (tyle czasu minęło od napisania utworu) prowokuje pytanie, czy jest jeszcze aktualny we współczesnym świecie. Czy wciąż funkcjonuje coś, co określa się mianem mezaliansu? Na ile przywiązujemy wagę do różnic społecznych, wykształcenia, pozycji, zamożności? Manipulacja uczuciami, pogarda dla osób niższego statusu, a zarazem namiętność ponad granicami rozsądku to kwestie uniwersalne i ponadczasowe. „Panna Julie” w Teatrze Polskim – świetnie zrealizowana i rewelacyjnie zagrana (brawa dla aktorów!). Dobrze, że znów pojawiła się na polskiej scenie.
KOLOR I MUZYKA
Kiedy mówimy o malarstwie, najczęściej oczami wyobraźni widzimy ogromne płótna i obrazy, wykonane farbami olejnymi lub akrylem. Takie właśnie ma w swoim dorobku twórczym Anna Forycka-Putiatycka, która jest absolwentką Wydziału Architektury Wnętrz Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu, a uczyła się m.in. pod kierunkiem profesorów Tadeusza Brzozowskiego, Andrzeja Kurzawskiego i Stanisława Zamecznika. Motywy architektoniczne są obecne w wielu jej pracach (np. Zamek Królewski w Warszawie, Stare Miasto), ale dużo miejsca zajmują pejzaże, kwiaty, drzewa, impresje i inspiracje muzyką (artystka działa w Grupie Twórczej Symfonia).
Maluje, wykonuje grafiki, linoryty, posługuje się techniką sitodruku. Najnowszą wystawę w Galerii Związku Polskich Artystów Plastyków zatytułowała nieco przekornie „Na arkuszu malowane”, bo wybrane prace zostały wykonane właśnie na papierze. Papier jest kruchym, a przez to nieco ulotnym, skromnym nośnikiem artystycznego wyrazu, ale posługiwali się nim najwięksi mistrzowie, zapisując swoje wrażenia i pomysły. Tak jest w przypadku obrazów, prezentowanych w Galerii. Część z nich to notatki z podróży, pejzaże, projekty i szkice, które z czasem stanowią podstawę do wspomnień i przeniesienia na płótno w formie obrazów olejnych. Artystka zauważa, że chociaż nowoczesna technologia kusi wciąż nowymi możliwościami, tradycyjny nośnik, czyli właśnie papier wciąż jest istotnym elementem naszego życia i kreacji, za pomocą którego można się komunikować i wyrażać – także w dziedzinie sztuki. Papier jest symbolem tradycji i piękna – pisze Anna Forycka-Putiatycka. Oprócz lekkich, delikatnych, nastrojowych zapisków z podróży (akwarele i pastele) prezentuje również obrazy muzyczne wykonane techniką monotypii. To zupełnie odmienna strona jej twórczości. Jak wspomina, właśnie od monotypii zaczęła zajmować się grafiką. Monotypię wynalazł podobno mistrz włoskiego baroku, Giovanni Benedetto Castiglione. To ciekawa i nieco skomplikowana technika, a każda odbitka jest niepowtarzalna. Odbitka, bo farbę rozprowadza się na metalowej lub szklanej powierzchni za pomocą walca; od grubości farby, jej gęstości i kierunku rozprowadzenia, od rodzaju papieru zależy uzyskany efekt i trwałość dzieła. W tej części wystawy widzimy szaleństwo kolorów i form, mnóstwo energii i światła. Tak jak w muzyce, wszystko tu gra: barwy, linie, smugi, plamy. I chociaż są to kompozycje abstrakcyjne, jest w nich harmonia, ład, radość; melodia utrwalona na papierze.
BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA