LOADING

Type to search

JEDZIESZ NA URLOP?  GRATA ZOSTAW W GARAŻU

Artykuły

JEDZIESZ NA URLOP?  GRATA ZOSTAW W GARAŻU

Share

Od Europodów dla Antypodów                         

Urokliwe Eurozakątki: Wyspy Normandzkie

WYSPY NORMANDZKIE są europejskim archipelagiem, na który składa się ich siedem: Guernsey, Jersey, Alderney, Sark, Herm, Jethou oraz Brecqhou, a do tego jeszcze kilka prywatnych wysepek, do których nieprywatny śmiertelnik dostępu nie uzyska. Na nich panuje pogoda dla bogaczy. nie zaś dla nędznych średniaków, których zachłanna Komisja Europejska od dawna już klasyfikuje po żydowsku do kategorii am haretz (z hebrajskiego: prochu ziemi), coraz dogłębniej ekonomicznie ich upodlając. Same Wyspy Normandzkie nawet w najmniejszej mierze nie są temu winne. Ja sam na ich terenie bywałem kilkakrotnie i wywiozłem stamtąd jak najlepsze wrażenia. Dziś podzielę się z naszymi dostojnymi Czytelnikami – żywiąc nadzieję, iż mój artykuł zachęci ich do kolejnej wyprawy. Szturchnięty własnym doświadczeniem zapewniam: nie pożałują!

Wszystkie normandzkie wyspy oraz wysepki zostały wpuszczone w kanał, z francuska zwany La Manche, po angielsku zaś English Channel. W porównaniu z niedawno poznanymi przez nas Wyspami Alandzkimi doprawdy są niewielkie: zajmują obszar 198 kilometrów kwadratowych. W roku 2023 zamieszkiwało je 172.000 osób. Stolicą archipelagu jest Saint Peter Port, miasteczko liczące w minionym roku niespełna dziewiętnaście tysięcy mieszkańców. Administracyjnie obszar Wysp Normandzkich podzielono na dwa baliwaty (bailiwicks): GUERNSEY (GBG), do którego należą również wyspy Brecqhou, Herm, Jethou i Sark, oraz JERSEY (GBJ). ALDERNEY (GBA), choć zarządza tam oddzielny Leader (Przywódca), należy do baliwatu Guernsey. Najwyższy punkt archipelagu, Les Platons (tonący w zieleni i znajdujący się na wyspie Jersey)  wznosi się na 143 metry ponad poziom morza. Imponujący szczyt dwakroć zdobyłem, człapiąc od najbliższego parkingu, na którym pozostawiałem wynajmowanego grata. Wynajmowanie samochodu na Wyspach Normandzkich w ogóle jest przygodą porywającą. Otóż proszę sobie wyobrazić, że na samo przywitanie moje europejskie prawo jazdy mi nie wystarczyło. Musiałem zapłacić aż cztery dziesiątki brytyjskich funtów za prawo jazdy międzynarodowe. Mało jeszcze: kiedy odebrałem wypożyczonego Forda, oczekiwała na mnie para lokalnych policjantów. Oboje wsiedli do mojego grata i polecili mi przez niemal kwadrans jeździć nim po stołecznym Saint Peter Port a nawet udać się poza miasto. Ja już wcześniej wiedziałem, że na Wyspach Normandzkich żółty, ciągły pas, namalowany na jezdni, przed skrzyżowaniem, oznacza przymusowe zatrzymanie się przed skrzyżowaniem co najmniej na trzy sekundy, odpowiada zatem europejskiemu znakowi STOP, choć i takie ustawia się tuż przed skrzyżowaniami. Para policjantów grzeczniutko poinformowała mnie, że liczne kamery, zainstalowane wzdłuż wyspiarsko – normandzkich dróg dokładnie będą śledziły każdy mój ruch i odruch za kierownicą, zaraz przesyłając odpowiednie informacje do wypożyczalni aut a kiedy będę oddawał wypożyczonego grata, od razu potrąci się mi stosowne mandaty. „Osła w dawniejszych czasach traktowano życzliwiej!” – pomyślałem po czym udałem się w swoją drogę, ażeby poznawać dziedzictwo kulturowe egzotycznego archipelagu. 

JAKI POLITYCZNY STATUS PANUJE NA WYSPACH NORMANDZKICH?  – W brytyjskiej konstytucji pisze się, iż wpuszczone w Kanał Angielski wyspy są British Crown’s Dependent Territory, not forming part of United Kingdom a to po prostu oznacza Terytorium Zależnym od Korony Brytyjskiej, lecz nie stanowiące części Zjednoczonego Królestwa.  Brytyjski monarcha (monarchini), aktualnie Karol III, jednocześnie piastuje tytuły Księcia Guernsey, Księcia Jersey oraz Księcia Alderney.  Cudownie! Cóż to w praktyce oznacza? Ano, spójrzmyż na ową sytuację bliżej, przez lupę. Jako terytoria zależne owe kanałowe wyspy nie mogą być niepodległymi państwami a przeto nie mogą przynależeć do żadnej z międzynarodowych organizacji takich jak Unia Europejska  czy Organizacja Narodów Zjednoczonych. „Nie stanowiące części Zjednoczonego Królestwa” Wyspy Normandzkie nie wchodzą w poczet państw członkowskich Rady Europy pomimo, iż nawet po brexicie Zjednoczone Królestwo z owej organizacji mie wystąpiło. W aspekcie politycznym Wyspy Normandzkie, jak to napisał zacny Adam Mickiewicz, same są więc dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”. Nieźle!

Ekonomicznie Wyspy Normandzkie związane są wszakże ze Zjednoczonym Królestwem. Co ciekawe, na Guernsey, Jersey oraz na Alderney działają autonomiczne banki, posiadające prawo bicia własnej monety oraz emitowania własnych banknotów o wartości równej brytyjskiemu funtowi szterlingowi. Jest swego rodzaju ciekawostką posiadanie w swojej prywatnej kolekcji kilku monet a też banknotów wyemitowanych przez Bank of Guernsey, Bank of Jersey a nawet przez Bank of Alderney. Normandzki świat, jak cały pozostały, też kręci się wokół brzęczącej, a też szeleszczącej mamony. Na wyspach Normandzkich, w Saint Peter Port, działa giełda, niezależna od brytyjskiej. Nie stanowiąc części ani Unii Europodowej, ani Zjednoczonego Królestwa Wyspy Normandzkie obrały własną politykę fiskalną, pobierając jedynie śladowe podatki od zarejestrowanych na Guersey, Jersey lub Alderney zagranicznych firm. Świetnym tego przykładem okazuje się kalifornijskie konsorcjum turystyczne Trafalgar Trael, jedno z największych na świecie, z przyczyn podatkowych posiadające swe centralne biura w Saint Peter Port na wyspie Guernsey. Wiem też o polskich spółkach, z podobnych przyczyn zarejestrowanych na normandzkich wyspach. Szczegółów dziś ujawniać nie będę … może kiedyś, w bardziej sprzyjających okolicznościach? Dla wszystkiego musi przecież nadejść stosowna pora. 

Teoretycznie władzę ustawodawczą na Wyspach Normandzkich sprawuje parlament brytyjski, ale w praktyce wcale tak nie jest. Każde bowiem postanowienie znad Tamizy – wyspy nie są wszak częścią Zjednoczonego Królestwa – musi zatwierdzić albo i nie -stosowny governor (gubernator), aktualnie Richard Cripwell na obszarze Guernsey, Jeremy Kyd na terenie Jersey oraz William Tate na Alderney, gdzie oficjalnie przsługuje mu tytuł Leader of Alderney (Przywódcy Alderney). Każdy z nich powziąć może inną decyzję. Ot, normandzka demokracja! Na żadnej z Wysp Normandzkich nie wysiaduje ciepłych stołków parlament, nawet dwuosobowy, bo komu tam coś takiego potrzebne? Wyspami zarządza 38 – osobowa rada, wybierana w parafiach, i to zupełnie wystarcza. Zgodnie z oficjalnym danymi 66 procent wyspiarzy wyznaje anglikanizm.

Na wyspy Guernsey oraz Jersey można z Francji i z niektórych miast Wielkiej Brytanii dofrunąć niewielkimi samolotami. Na Alderney fruwa się przede wszystkim prywatnymi liniami Guernses’s Airlines ale z góry uprzedzam: wcale nie jest łatwo zabukować na nie bilet bowiem roi się od chętnych, zwłaszcza miejscowych biznesmenów. Sam dwukrotnie miałem z tym poważne problemy. Z Saint Peter Port na wyspie Guernsey pływają do Alderney promy ale nierzadko się ich rejsy odwołuje z uwagi na warunki atmosferyczne (huraganowe wiatry i bardzo wysokie fale) , co też się mi przytrafiło. Osobiście na Jersey oraz na Guernsey polecam romantyczny prom z francuskiego Saint Malo choć razu pewnego, powracając z Jersey, płynęliśmy zygzakiem, ażeby stawiać czoło silnej wichurze od strony otwartego Atlantyku, co spowodowało ponad godzinne opóźnienie. Jak nietrudno sobie wyobrazić, cały pokład zasłany był wymiocinami – ja jakoś ową przeprawę ścierpiałem bezodrzutowo. Wyprawa na Wyspy Normandzkie to prawdziwa przygoda.

***

UCHYLIĆ RĄBKA HISTORII – Jak informuje Encyclopædia Britannica (wydanie z 2012 roku) dzisiejsze Wyspy Normandzkie w najdawniejszych czasach połączone były z kontynentem europejskim, od którego w epoce polodowcowej oddzieliły je wody morskie, szybko podnoszące swój poziom wskutek ocieplenia się klimatu i szybkiego topnienia wycofujących się na północ mas lodu. Trwałe ślady prehistorii pozostawiła na wyspach epoka żelaza, przypadająca w tym zakątku Europy na VII i VI wiek przed naszą erą. To z owego okresu pochodzą liczne menhiry (nagrobne kamienie na wyspie Guernsey) oraz funeralny kompleks Hougue Bie w Grouville na Jersey, zachwycający zwiedzających owo niezwykłe miejsce swymi rozmiarami i okazałością.

W roku 933 Raul I, ówczesny król Franków, przekazał tereny Normandii wraz z opisywanymi wyspami Wilhelmowi I, zwanemu Długim Mieczem, tworząc mocą owej decyzji Księstwo Normandii, które oficjalnie przetrwało do roku 1204, kiedy to połączyło się z francuskim domem królewskim. W czasach Wojny Stuletniej (1337 – 1453), która w rzeczywistości toczyła się przez 116 lat, cztery miesiące, trzy tygodnie i cztery dni Wyspy Normandzkie wielokrotnie przechodziły z rąk francuskich do angielskich a też odwrotnie. Kiedy we Francji zabulgotała w roku 1789 sławna Rewolucja, chronili się na nich ci, którzy pragnęli spokojniej ją przeżyć z dala od ideałów Wolności, Równości i Braterstwa. Ostatecznie ów strategicznie usytuowany archipelag dostał się Brytyjczykom w roku 1815, po ich zwycięstwie nad przesławnym Napoleonem Bonaparte w bitwie na polach podbrukselskiego Waterloo. Od tamtej pory aż po dziś Wyspy Normandzkie znajdują się w rękach Brytyjczyków choć przecie nie stanowią integralnej części ich Zjednoczonego Królestwa.             

Światowa wojna druga – Kiedy po raz pierwszy w mym życiu w Saint Peter Port zstąpiłem na ląd z pokładu promu przybyłego z francuskiego Saint Malo, natychmiast zwrócił moją uwagę obelisk, dumnie stojący tam na nabrzeżu. Liberation Monument of Guernsey (Pomnik Wyzwolenia Guernsey) – przeczytałem na tablicy informacyjnej. Ponjiżej widniała data: May 9th, 1945. Zaraz po zakwaterowaniu się w uroczym hotelu Duke of Normandie zszedłem do portu, żeby, uwolniony od bagażu, lepiej się mu przyjrzeć. Cień obelisku, niczym wskazówka zegara słonecznego wędruje od zachodu ku wschodowi nabrzeża a wmurowane w nie tabliczki informują, co też osobliwego działo się na Guernesey ,a też na sąsiedniej Jersey 9 maja w 1945 roku, w poszczególnych godzinach.

Dziesiątego czerwca w 1940 roku armia niemiecka z wody i z powietrza przypuściła atak na Wielką Brytanię. Spodziewając się ataku również na Wyspy Normandzkie brytyjska marynarka poczęła ewakuowanie ich mieszkańców przez morze do Irlandii Północnej oraz do Szkocji, oddalonych od bezpośrednich działań wojennych. Wiadomo, że wyspę Jersey opuściło w owych dniach 6.600 osób, Guernsey zaś blisko 17.000. Armia brytyjska pozostawiła archipelag bezbronnym. Niemcy z łatwością zajęli go w dniach od 30 czerwca do 4 lipca 1940 roku i okupowali Wyspy Normandzkie przez okres niemal pięciu lat. Zdawszy sobie sprawę z ogromnie ważnej ze strategicznego punktu widzenia lokalizacji wysp – wszak mógł z nich kontrolować zarówno Wielką Brytanię, jak też Francję – Adolf Hitler rozkazał wznieść na nich potężne umocnienia, odporne na ataki z morza oraz z powietrza. Mieszkańców wysp Niemcy uznali za jeńców wojennych, głodząc ich i zmuszając do niewolniczej pracy. Tak działo się na każdej z siedmiu Wysp Normandzkich, a represje nasilały się jeszcze bardziej od kiedy hitlerowska armia zaczęła doznawać porażek, na początek na froncie wschodnim, a później również na innych.

Z dawna oczekiwany Dzień Wyzwolenia nadszedł w środę 9 maja 1945 roku, przynajmniej dla wysp Guernsey, Jersey oraz Herm – mieszkańcy Sark wyzwoleni zostali dnia następnego, ci zaś z Alderney ma wyzwolenie musieli poczekać jeszcze tydzień, do 16 maja. O świcie w dniu 9 maja niszczyciel HMS Bulldog dotarł z bazy w Plumouth do portu w Saint Peter Port podczas gdy inny niszczyciel, HMS Beagle wpłynął do portu w Saint Helier na wyspie Jersey. Niemcy, wiedząc o śmierci swojego Führera, poddali się, nie stawiając nawet najmniejszego oporu. Akt kapitulacji podpisał w hotelu Pomme d’Or, w ówczesnej kwaterze głównej sił niemieckich na Wyspach Szetlandzkich głównodowodzący nimi wiceadmirał Friedrich Hüffmeier.

W dekadzie lat siedemdziesiątych minionego stulecia, po przystąpieniu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej do Unii Europejskiej (1973) natychmiast podjęto zakusy na objęcie dziewięcioma mackami owej organizacji (wówczas liczącej dziewięcioro członków) również Wysp Normandzkich, dla wysysania z nich podatków. W odpowiedzi ówcześni gubernatorowie Guernsey i Jersey, Sirowie Charles Mills oraz John Gilbert Davis natychmiast odruchowo wysztywnili w kierunku Brukseli swe środkowe palce, trzymając się jak najdalej od ówczesnej europodowej dziewięciornicy. W owym postanowieniu Wyspy trwają do dziś.

***

W roku 1960 na Guernsey powołana została do istnienia organizacja nazwana National Trust of Guernsey, której zadaniem jest opiekowanie się ważnymi obiektami na wyspie, zarówno tymi bardziej jak również tamtymi mniej zabytkowymi. Stowarzyszenie organizuje też szereg wystaw, koncertów oraz innych imprez kulturalnych. Teraz opiszę choćby owe najważniejsze zabytki:

Royal Court House (Siedziba Trybunału Królewskiego) – Odnajdziemy ją przy Saint James Street , w eleganckim, piętrowym budynku wzniesionym w końcu XVIII stulecia i przebudowanym w roku 1927. Trybunał jest najwyższym organem władzy sądowniczej na wyspie Guernsey.

Elizabeth College (w latach 1563 – 1826 znana jako Queens Elizabeth Grammar School) zajmuje kompleks budynków w górnej części Saint Peter Port, w otoczeniu rozległego parku. Założona została w roku 1563 przez brytyjską królową Elżbietę I jakp szkoła publiczna znajdująca się pod nadzorem biskupów Canterbury. W latach 1820 – 1826 obiektu zostały rozbudowane, zyskując przez to dzisiejszy wygląd. Nad głównym wejściem widnieje łacińskie motto: Semper eadem, co oznacza: Zawsze tacy sami. Do tej szkoły obowiązkowo uczęszcza się w eleganckich mundurkach. Telefony komórkowe na jej terenie zostały zabronione, albowiem tu trzeba pilnie się uczyć.

The Priaulx Library – jawi się najsłynniejszą biblioteką Wyso Normandzkich. Gromadzenie jej zbiorów historyk Osmond de Beauvoir Priaulx rozpoczął w roku 1889 żeby pod koniec życia przekazać je stołecznemu miastu. Od tamtej pory pałac rozbudowywano, systematycznie go powiększając. W zbiorach biblioteki zgromadzono blisko półtora miliona ksiąg a prócz tego kompletną kolekcję dzienników oraz czasopism z Wysp Normandzkich. Poza tym The Priaulx Library szczyci się posiadaniem imponującego archiwum fotograficznego.

Victoria Tower (Wieża Wiktorii) – Wzniesiono ją dla upamiętnienia wizyty, jaką w 1846 roku na Wyspach Normandzkich złożyli  królowa Wiktoria wraz ze swym małżonkiem księciem Albertem.  Hautville House – Dom stojący sobie przy ulicy o takiejż nazwie. Zacny Victog Hugo spokojnie rezydował w nim sobie przez niemal dwa lata, zanim ostatecznie deportowano go do Francji.

MUZEA – Za najważniejsze z nich uchodzi Guernsey Museum & Art Gallery, usytuowane w ogrodach Candie, górnej części Saint Peter Port. Posiada skromne zbiory archeologiczne ilustrujące codzienne życie najdawniejszych mieszkańców Wysp Normandzkich oraz opowiadające o ich zwyczajach i języku. Na okresowych wystawach sztuki prezentuje się głównie ceramikę, malarstwo a też rzeźbę.  (*) Interesującą kolekcję prezentuje również Guernsey Tapestry Gallery, miejscowy zbiór dywanów, głównie tych naściennych.   (*) Zapewne największe wrażenie na przybyłych wywrze wszak La Vallette Underground Military Museum, imponujące muzeum wojskowe, usytuowane w lochach skały Cornet, nieco na południe od aktualnego portu. Zgromadzono w nim pokaźną liczbę sprzętu wojennego, przede wszystkim z okresu drugiej wojny światowej.

OBIEKTY WOJSKOWE – Bez wątpienia za najważniejszy z nich uznać należy fortecę Castle Cornet, usytuowaną w Zatoce Świętego Piotra, nieco na południe od dzisiejszego portu, na skalistej wysepce zwanej Castle Rock. Do zamczyska, wzniesionego w latach 1206 – 1255 bez problemu dojść można z portu po kamiennym molo, zbudowanym do takiego poziomu, żeby nawet podczas przypływu wody morskie nie zalewały ludzkich stóp. Zamczysko odegrało kluczową rolę w czasie wojny stuletniej oraz w okresie brytyjskiego konfliktu z Napoleonem Bonaparte, po którym królowa Wiktoria poleciła swej armii opuścić fortecę. Tę w roku 1940 zajęli Niemcy i okupowali ją aż do swej kapitulacji, do dnia 9 maja 1945 roku. Aktualnie cytadela znajduje się w rękach Baliwatu Guernsey, a wstęp do niej wolny jest dla każdego. Na jej terenie zwiedzić można trzy muzea, dwa z nich o charakterze wojskowym: Muzeum Morskie, Muzeum Marynarki Wojennej i jeszcze Muzeum 201 Eskadry Royal Air Force. Wyjątkową atrakcją fortecy Castle Corner jawu się codzienny wystrzał z armaty, dokonywany na jej wewnętrznym dziedzińcu, w samo południe. W zgodzie z przyjętą tradycją oznajmia on mieszkańcom Saint Peter Port, iż mogą żyć w spokoju. Nieco inaczej potoczyły się losy innej, pobliskiej cytadeli Fort George, wzniesionej na przełomie XVIII i XIX stulecia. Tę w roku 1967 brytyjska armia postanowiła spieniężyć prywatnej korporacji Fort George Development, ta zaś w te pędy pobudowała na dawnych placach ćwiczeń sto dwadzieścia luksusowych rezydencji, które natychmiast posprzedawała zamożnym, prywatnym nabywcom. Ocalał tylko dawny wojskowy cmentarz, do którego nijak dojść, bo to teren prywatny.

I CÓŻ JESZCZE ZOBACZYMY NA GUERNSEY? – Skoro za moim przewodem wynajęli Państwo jakiegoś normandzkiego, czterokołowego grata, będą mieli okazję okrążyć wyspę dookoła, a też przemierzyć ją wzdłuż i wszerz. A zobaczyć da się na niej doprawdy wiele ciekawych miejsc. Ja wyspę zwiedzać zaczynałem od stołecznego Saint Peter Port, podążając przez jej północ i zachód, powracałem zaś wzdłuż klifów południowych, a dalej przez część centralną. Z Saint Peter Port sąsiaduje od północy parafia SAINT SAMPSON (na Guernsey istnieje dziesięć parafii) z kościołem konsekrowanym 22 maja 1111 roku, aktualnie anglikańskim. Obiektem wszak, który w tych okolicach najbardziej przykuwa uwagę jest ogromne średniowieczne zamczysko Vale Castle, znajdujące się na terenie Vale, najdalej na północy położonej parafii Guernsey.  W roku 968 na owym skalistym półwyspie osiedli benedyktyńscy mnisi z normandzkiego Mont Saint Michel, zakładając tu nowe opactwo pod wezwaniem świętego Michała. Sam zamek zbudowany został w latach 1087 – 1106, z nakazu normandzkiego księcia Roberta II, najstarszego syna Wilhelma Zdobywcy. Jak nietrudno się domyśleć, w roku 1940 fortecę zajęli Niemcy, instalując na jej terenie stanowiska przeciwlotnicze. Aktualnie spokój owemu miejscu odbierają akustyczne letnie festiwale muzyki. Na terenie tej samej parafii, ale po zachodniej stronie półwyspu Vale zobaczyć można też Fort Le Marchant, znacznie mniejszy, po raz pierwszy wzmiankowany w roku 1680.

Klifowate wybrzeże Guernsey schodzi teraz ku południowemu zachodowi. Warto zatrzymać się w Castel dla zobaczenia a może nawet sfotografowania tam parafialnego kościoła Our Lady of Castel (Panny Marii z Castel), konsekrowanego 25 sierpnia w 1203 roku. Miejscem najbardziej interesującym w owych okolicach jest wszakże zatoczka Bas Pas a tam liczne nagrobne kamienie zwane menhirami. Nieco dalej na zachód od Bas Pas w XVII wieku angielski monarcha Karol II polecił zbudować fortecę Fort Hommet, dla strzeżenia owego odcinka wybrzeża. Jej budowanie zakończono w roku 1680.  Od zachodu sąsiaduje z Castel parafia Saint Saviour z kościołem poświęconym w 1683 roku. Mnie wszakże o wiele bardziej zainteresowały tam prehistoryczne megality (dolmeny) w dzielnicy Le Crocq. I tak oto dotarłem do jeszcze jednego fortu, zwanego Saumarez  i zlokalizowanego już na terenie parafii Pierre du Bois. Oprócz parafialnego kościoła pod wezwaniem apostoła Piotra, pochodzącego z XVI wieku uwagę szczególną przykuwa tu Fort Saumarez, wzniesiony w początkach XVIII stulecia z nakazu gubernatora Sir Johna Doyle, z okazałą wieżą Martello Tower. Opanowawszy Guernsey w 1940 roku, Niemcy nazwali owo miejsce Stützenpunkt Langenberg, na miejscu zniszczonej Martello Tower wznosząc własną, okrągłą, ufortyfikowaną wieżę, wysoką na 34 metry. Spoglądając z owego miejsca w dół, na zachód, podziwiać można niewielką, niezamieszkaną wysepkę Lihou Island, deklarowaną parkiem narodowym, z uwagi na niezwykle obfitą w tym obszarze faunę morską (połowy są zabronione). Nieco dalej na południu zatoki Portelet Bay napotkamy jeszcze jedną fortecę, Fort Grey, w której zlokalizowano Shipwreck Museum (Muzeum Zatonięć), w tym miejscu bowiem roztrzaskało się i poszło na morskie dno kilka okrętów, pośród nich SS Elwood Mead i HMS Boreas.  W tej, najdalej na zachód wysuniętej części Guernsey warto zawiesić obiektyw aparatu fotograficznego na twierdzy Pezeries, Wieży Obserwacyjnej oraz bunkrze w Plemont zaś nieco dalej, w Torteval na sylwecie tamtejszego kościoła parafialnego pod wezwaniem świętego Filipa, wzniesionego w latach 1816 – 1818 wedle projektu Johna Wilsona.W Les Houards – to już na terenie parafii Forest – utworzono interesujące German Ocupation Museum (Muzeum Okupacji Niemieckiej), powstałe w roku 1966 z inicjatywy młodego miłośnika historii i militariów Richarda Heaume. Jest to obecnie jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc na Guernsey – tym bardziej, iż nieopodal, w La Vassalerie – tu już na terenie parafii Saint Andrew – znajduje się sławny German Underground Hospital (Niemiecki Szpital Podziemny). Jego tunele wydrążyli w latach 1940 – 1941 miejscowi mieszkańcy, zmuszeni przez Niemców do niewolniczej pracy. Skoro dotarliśmy już do tego miejsca, wypada zobaczyć jeszcze dwa obiekty sakralne: parafialny kościół świętego Andrzeja, którego początki pamiętają XII stulecie oraz The Little Chapel (Małą Kaplicę). Ta jest miniatura Bazyliki Różańcowej z Lourdes, wzniesioną w latach 1914 – 1923 z inicjatywy francuskiego mnicha Déodata. Niezwykłym miejscem przy drodze do Saint Peter Port okazuje się miejscowość Saint Martin, siedziba jeszcze jednej parafii na Guernsey. Tamtejszy kościół pod wezwaniem świętego Marcina wspomniany był już w roku 1048 (religia rzymska na Guernsey dotarła w VI stuleciu naszej ery). Największą atrakcją St. Martin jawi się jednak La Granmère du Chimiquière (po normandzku Babuleńka z Cmentarza) – kamienny menhir datowany na 2500 – 1800 lat przed naszą erą! Zapewne nasi Czytelnicy pojęli, iż trafili do miejsca niezwykłego.

PRÓCZ GUERNSEY NIE TYLKO GUERNSEY – Na wschód od głównej wyspy archipelagu normandzkiego znajdują się jeszcze cztery inne, również zamieszkane, ale do dwóch (JETHOU i BRECQHOU) nie pływają promy – ani regularne, ani nieregularne. Żeby na nie dotrzeć, trzeba się ugodzić z właścicielem jakiejś motoróweczki, który za godziwą sumkę raczy nas tam dostawić. Na Jethou – wbrew temu, co pisze się w Internecie – owe wysepki nie są własnością prywatną, ale na dotarcie do nich potrzebna jest autoryzacja – Jethou zamieszkana była w minionym roku przez jedną, trzyosobową rodzinę, Brecqhou zaledwie przez jednego mężczyznę, strażnika przyrody. Za to na wysepkę HERM, na stałe zamieszkaną przez około 60 osób promy z Saint Peter Port pływają z rana, w południe, a nawet po południu i wieczorem. Na Herm nie wolno używać samochodów – grata, nawet elektrycznego zostawić należy w garażu, w najlepszym wypadku na parkingu w Saint Peter Port. Do sławnego White House Hotel a też do dwu innych schronisk z portu dostawiają klientów łodziami – tak było zawsze i nikt tego nie zmieni. Wysepka Harm liczy zaledwie dwa kilometry kwadratowe powierzchni, godzi się zatem oczłapać ją własnymi stopami. Godnym uwagi miejscem zapewne będzie Saint Tugual’s Chapel, kaplica pamiętająca XI stulecie. Na północnych krańcach wysepki zobaczymy dwa interesujące obiekty: wysoki, kamienny obelisk, podobny prehistorycznym menhirom oraz statuę zapatrzonego w morze człowieka – dzieło brytyjskiego artysty Antony Cormley’a. Ja ze swej strony dodam, iż nigdzie nie spotkałem tyle bażantów, kuropatw oraz perliczek, ile przyglądało się mi na Herm albo uciekało spod moich stóp.,       

WYSPA SARK (pięć i pół kilometra kwadratowego powierzchni, niewiele ponad pięć setek stałych mieszkańców) w moich oczach uchodzi za najbardziej fascynującą spośród wszystkich Wysp Normandzkich. Ażeby do niej dotrzeć prom z Saint Peter Port musi okrążyć ją od północy – tu morze jest spokojniejsze – by zawinąć do portu otoczonego bazaltowym klifem, znajdującego się na wschodnim wybrzeżu. Na górę przybysze wchodzą po żelaznych schodach a ci mniej odporni jadą ciasną windą. Tam czeka ich ogromna niespodzianka: tu na przyjezdnych nie oczekują tłumnie eleganckie taksówki ani czarne furgonetki. NA WYSPIE SARK CAŁKOWICIE ZABRONIONO UŻYWANIA SAMOCHODÓW – PUBLICZNIE A TAKOŻ PRYWATNIE. Początkowo przyczyną były owe pionowe, wysokie klify, które uniemożliwiały ich dostawę. Kiedy po drugiej wojnie światowej stało się to łatwiejsze, chociażby z pomocą helikopterów, nie zgodzili się na to miejscowi mieszkańcy ponieważ ich wyspa stała się sławna w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie z tej przyczyny, że nie jeżdżą po niej smrodliwe auta i nie zakopcają tu powietrza. W latach późnopowojennych na wyspie Sark powstały trzy hotele, a do tego jeszcze dwa domy gościnne. W roku 1997 mieszkańcy wyspy zgodzili się na kompromis: hotelowych gości oraz ich ekwipunek do miejsc zakwaterowania zamiast eleganckimi taksówkami dostawiać będzie się traktorami! I tak pozostało do dziś. Traktor, o czym każdemu wiadomo, mniej kontaminuje niż Mercedes. Wyspę Sark zwiedza się na rowerach, konnymi bryczkami albo też człapliwie.  Jedyna wyasfaltowana uliczka na Sark, dumnie nazywana The Avenue liczy niespełna pół kilometra. Ulokowało się przy niej kilkanaście sklepików z pamiątkami oraz dwa supermarkety. Na Sark nie sprzedaje się napojów alkoholowych a w barach i restauracyjkach do posiłków serwuje się co najwyżej dwie lampki wina albo pół litra piwa. Na szczęście z Guernsey wolno przywieźć sobie do woli, ażeby lica od przymusowej, nadmiernej posuchy nie zwiędły,

Najważniejszym a przy tym najchętniej odwiedzanym miejscem na Sark jest La Seigneurie. Okazała rezydencja zarządcy wyspy zwanego Seigneur (Pan) – osobliwe, albowiem od roku 2022 funkcję ową akurat piastuje pani, Victoria Stamps. Pałacyk tonie w przeuroczych ogrodach.  Nieopodal, w miejscu zwanym Clos de Menage zachowało się kilka kamieni, które nadgorliwcy uważają za pozostałości prastarego klaszotu pod wezwaniem świętego Maglora z Dol choć tego akurat nijak nie sposób udowodnić albowiem domniemany klasztor istnieć miał od wieku VI do VIII a nie zachowały się na jego temat jakiekolwiek dokumenty – ani na Sark, ani na którejkolwiek innej wyspie normandzkiej. Ażeby zajrzeć do wnętrza anglikańskiego kościoła świętego Piotra (1820) a też do stojącego nieopodal kościoła Metodystów, należy na Sark przybyć w niedzielny poranek, co stanowić będzie gwarancję, iż świątynie zastanie się otwarte albowiem w innych porach ich duchowni skrupulatnie przestrzegają nowego przykazania: „Pamiętaj, abyś całą resztę tygodnia święcił” – no, to święcą je na Guernsey, zajadając się okazałymi lobsters (homarami).

Dla mnie osobiście najwartościowszym zabytkiem wyspy Sark jawi się Sark Mill (Młyn z Sark) – wiatrak, któremu w roku 1940 atakujący z morza Niemcy odstrzelili skrzydła zaraz u nasady, zwalając je do przyległego ogrodu, w którym do dziś tkwią, zaflancowane. Podczas mojego podróżowania na Sark poznałem niejakiego Richarda Oxtona, którego w czasie owego niemieckiego ataku na Wyspy Normandzkie jeszcze nie było na świecie. Kiedy przesławny wiatrak stracił swe skrzydła, zawiadowali nim nieżyjący już dziś rodzice Richarda. On sam zaś nigdy wiatrakowych skrzydeł spośród ogrodowej flory nie podźwignął, w dawnym wiatrakowym domu urządzając wspaniałą bibliotekę oraz archiwum fotograficzne. To głównie od zacnego Richarda uzyskałem wszystkie informacje o wyspie Sark. Wiem, że w dalszym ciągu żyje ale nie na Sark lecz w Kanadzie, tam bowiem wyemigrowała parka jego dzieci. Młyn przejęła administracja królewska. Zacny Richard Oxton pokazał mi na Sark jeszcze coś dalece bardziej interesującego: miejscowe więzienie z zaledwie dwiema jednoosobowymi celami. Gdzież na świecie spotkamy podobne?

                                                                ***

WYSPA JERSEY – Licząca 116 kilometrów kwadratowych powierzchni Jersey jawi się największą z Wysp Normandzkich (dla porównania Guernsey zaledwie 65 km²). Tu wstąpić można na Les Platons, najwyższe wzniesienie archipelagu, górujące nad nim z wysokości 136 metrów nad poziomem morza. Administracyjnie wyspa dzieli się na dwanaście parafii. Najważniejszym ośrodkiem miejskim jest tu liczące sobie 37 tysięcy mieszkańców Saint Helier.

Niejaki Helier, pochodzący z okolic Villers w dzisiejszej Belgii przez dziesięć lat prowadził pustelnicze życie na jakiejś bezludnej, skalistej wysepce w zatoce aktualnego portu St. Helier. W roku 555 na Jersey napadli Saksończycy, uśmiercając licznych mieszkańców, pośród nich Heliera pustelnika. W XI stuleciu normandzki książę Wilhelm Zdobywca polecił w pobliżu zatoki portowej zbudować kamienną świątynię, nazywając imieniem jeszcze wówczas nie kanonizowanego pustelnika (na ołtarze wyniósł go dopiero papież Klemens VIII w siedemnastym wieku). Będąc w Saint Helier wypada zajrzeć do Maritime Museun and Ocupation Tapestry Gallery (dosłownie: Muzeum Morskiego i Galerii Gobelinów Okupacyjnych), usytuowanego w dawnych spichlerzach portowych z końca ZVI stulecia. Jak z samej nazwy wynika, prezentuje się w nim głównie historię bardziej i mniej znanych okrętów British Navy oraz ich wyposażenia ale także pokaźny zbiór niemieckich pocisków a prócz tego jeszcze kolekcję gobelinów. Po prostu tutti frutti. Zabytkiem wyjątkowym Saint Helier okazuje się wszakże Steam Clock Ariadne (Zegar Parowy Ariadme), stojący sobie na niewielkim przyportowym placyku, datowany na połowę XIX wieku, wyprodukowany przez angielską Group Smith of Derby dla fregaty HMS Ariadne, na której wierną służbę pełnił do roku 1965. Największą atrakcją Saint Helier jest wszakże potężne zamczysko nazwane Elizabeth Castle, pochodzące z końca XVI stulecia, z okresu panowania królowej Elżbiety I (stąd nazwa), do czasów dzisiejszych częściowo wykorzystywane przez British Army. Zamek zbudowano na skale L’Islet, od brzegów Jersey oddalonej o siedem setek metrów. W czasie wysokiego przypływu do zamku dostać można się jedynie łodzią, ale kiedy w czasie odpływu wody opadną, bez problemu doczłapie się tam własnymi stopami po kamiennej grobli. Trzeba wszak dokładnie przestudiować kalendarz, żeby czasami odpływ nie zamienił nam się w gwałtowny przypływ i żeby nie odpłynąć z nim w ocean. Z portu w Saint Helier do zamku pływają promy Charming Betty i Charming Nancy. Przeprawa trwa niespełna kwadrans. 

Poza Saint Helier jest jeszcze na Jersey kilka miejsc godnych uwagi. Na ten przykład Mount  Orgueil Castle, usytuowany na wschodnim wybrzeżu wyspy, na północ od stołecznego Saint Helier. Ową fortecę sukcesywnie wznoszono w latach od 1294 do 1450, tak więc to ona była na Jersey najważniejszą zanim zbudowany został Elizabeth Castle. Jak nietrudno się domyśleć, oba zamki w roku 1940 zajęła armia niemiecka, ażeby dostosować je do własnych potrzeb. W Grouville, na wschodzie wyspy zwróci naszą uwagę Hougue Bie, sławny prehistoryczny kompleks funeralny.  Zdążając dalej na północ dotrzemy do ukrytego pośród zieleni, prehistoryczkego dolmenu Le Couperon, datowanego na okres 3250 – 2250 przed naszą erą. Jeszcze jedną średniowieczną fortecą na Jersey jest Grosnez Castle, pobudowana w pierwszej połowie XIV stulecia (ukończona w roku 1330). W roku 1806 zainstalowano tu system sygnalizacji świetlnej pozwalający na kontakt z wyspą Guernsey (w owych czasach nie istniał jeszcze telegraf). Grosnez Castle był bodaj jedynym zamkiem Wysp Normandzkich, którym podczas drugiej wojny światowej nie zainteresowała się armia niemiecka. Niemcy woleli pobudować sobie w zachodniej połowie Jersey własne, znacznie większe stanowiska przeciwlotnicze: Lothringen oraz Moltke. Najbardziej zadziwia jednak, zbudowany w centrym wyspy Jersey Höhlgangsalnage, system podziemnych tuneli o długości łącznej 1.100 metrów, drążony przez cztery lata (1941 – 1945). Policzono, że dla ich utworzenia wydrążyć trzeba było 244.000 m³ litej skały (!) Aż dziw bierze, czegóż to człowiek nie uczyni dla uśmiercenia innego! Takie miejsca jak Höhlgangsanlage wybitnie tego dowodzą.

A skoro już znajdziemy się na uroczej wyspie z tuzinem parafii, na której poruszanie się gratem nie stanowi problemu, gorąco zachęcam do zobaczenia oprócz kościoła parafialnego w Saint Helier jeszcze sześciu innych: St. Brélade (św. Brelada) , St. Clement (św. Klemensa), St. John’s (św. Jana), St. Peter (św. Piotra), St. Saviour (św. Zbawiciela) i St. Lawrence (św. Wawrzyńca). W ten oto sposób uchronimy w pamięci pełen, dobrze zachowany obraz uroczej wyspy Jersey.

                                                                ***

ALDERNEY – Tę, i to kilka razy powiodło się mi okrążyć wokół człapiąco. Toż to największa rozkosz! Co ciekawe, nigdy na Alderney nie udało się mi dolecieć samolotem, albowiem wszystkie latające aparaty zapełnione były do ostatniego fotelika. Na Alderney pływałem więc z Saint Peter Port promem, o ile z przyczyn atmosferycznych rejsu nie odwołano, co zdarza się nierzadko. Wysepka liczy niespełna osiem kilometrów kwadratowych powierzchni, zamieszkanych przez 2100 tubylców. Głównym, bodaj jedynym miasteczkiem na Alderney jest Saint Anne, zajmujące wraz z przyległościami blisko jedną czwartą powierzchni wyspy. Inna czwarta jej część należy do lokalnego lotniska. Najstarszy kościół pod wezwaniem świętej Anny podobno istniał już w tym miejscu w siódmym stuleciu naszej ery, ten obecny wszak pochodzi z roku 1561.     

Wysepkę Alderney dookoła otaczają fortyfikacje, niektóre pamiętające czasy wojny stuletniej. Na wschodnim wybrzeżu napotkamy Fort Essex oraz armatnie stanowisko The Guns, zachodu zaś bronią Fort Clonque a też strzegący portu Fort Tourgis. Wybrzeże północne upstrzone jest twierdzami niczym dobra kasza skwarkami: Fort Odeon, Fort Corblets, twierdza Les Hommes Florains i jeszcze Fort Quesnard,  a nieopodal niego latarnia morska Quesnard.

Największą atrakcją Alderney okaże się wszakże Alderney Railway (Linia kolejowa Alderney), aktualnie mierząca sobie zaledwie 3,2 kilometra, łącząca dolną część miasteczka St. Anne z latarnią morską Quesnard. Kiedy w roku 1847 inaugurowano ją, docierała półtora kilometra dalej, do północno wschodniego wybrzeża, ażeby transportować stamtąd wyłuskane ze skał kamienie dla budowania falochronów na zachodzie Alderney. Linia kolejowa Alderney okazuje się drugą z najkrótszych na świecie, po świątobliwej watykańskiej. Przejażdżka nią to najprawdziwsza przygoda, której wszyscy pozazdroszczą, tak na Antypodach, jak w Wisłopodach.

                                                             ***

Ot, i jeszcze jeden europejski archipelag – jak się okazuje, doprawdy niezwykły. Dla zilustrowania mojego długaśnego tym razem artykułu dosyłam trzy zdjęcia. A na Wyspy Normandzkie naprawdę warto zawinąć.