Od Europodów dla Antypodów – Tysiąc lat klasztoru na Montserrat
Share
Tuzin tajemnic tysiąclecia świętej góry
Jerzy Leszczyński
Tajemnica 1 – Zamierzchła
BESALÚ jest uroczym katalońskim miasteczkiem w prowincji Girona i powiaciku Garrotxa, dawniej regionie aktywnego wulkanizmu. Miasteczko, w 2023 roku liczące 2.480 mieszkańców zaliczane jest do średniowiecznych perełek Katalonii. Szczególnego uroku przydaje mu most przerzucony przez rzekę Fluvia, ukończony w 1055 roku. Prócz niego znajdą się w Besalú: zamek (prywatny), trzy romańskie kościoły, dwie takiż kaplice, a do tego jeszcze pozostałości synagogi wraz z mykwą. Co roku owo urocze miasteczko zalewają tysiące turystów z całego świata, żądnych ekscytujących zdjęć oraz pamiątek. Sam bywam w Besalú często, znam tam niemal każdy kamień.
W roku 971, w hrabiowskim zamku w Besalú, przyszedł na świat Oliba de Cabreta, trzeci z czterech synów Oliby de Cabrety (zbieżność imion przypadkowa?), hrabiego Besalú i Cerdanii oraz Ermengardy de Vallespir, wnuczki hrabiego Barcelony Wilhelma Kosmatego. Jego dwaj starsi bracia nosili imiona Bernat i Guifre, ten młodszy zaś – Berenguer. Już w wieku siedemnastu lat młodziutki Oliba, dzięki wpływowym rodzicom, został hrabią Bergi i Ripoll. To w Ripoll, w benedyktyńskim klasztorze, spotkał Romualda z Rawenny, założyciela zakonu kamedułów. Częste rozmowy na tematy duczowe sprawiły, iż w roku 1002 trzydziestojednoletni hrabia Oliba de Cabreta postanowił wstąpić do klasztoru w Ripoll. Sześć lat później, po śmieci tamtejszego opata Seniofre, sam został wybrany opatem ripollskiego klasztoru, a kiedy w roku 1018 zmarł Ramon Borell, biskup hrabstwa Osony, nowym duszpasterzem mianowano Olibę, przy wielkim poparciu Ermesendy z Carcassonne, podówczas hrabiny Barcelony, z którą ów był zaprzyjaźniony. To biskup Oliba zainicjował budowę katedry pod wezwaniem świętego Piotra w Vis, obok której Domènec Fita wzniósł dlań okazały monument, niemalże przewyższający bryłę samej katedry. Już jako biskup Osony wielebny Oliba de Cabreta w roku 1025 założył benedyktyński klasztor na górze Monserrat, najbardziej uświęcone miejsce w Katalonii, odwiedzane rocznie przez ponad dwa miliony pielgrzymów i turystów. W roku 2025 – tysiąc lat wszak minęło jak jeden dzień.
***
Tajemnica 2 – Generalna
SŁOWO MONTSERRAT dałoby się po polsku przetłumaczyć „porozcinana góra” (z języka katalońskiego mont oznacza górę, bezokolicznik serrar zaś ciąć, rozcinać). Rzeczywiście, widziany z odległości masyw, zwłaszcza od wschodu i północy, wygląda, jakby ktoś go porozcinał – co bardziej uduchowieni powiadają, że z nakazu Boga rozpiłować mieli go aniołowie. Cokolwiek i jakkolwiek się stało, pionowe, wapienne skały Montserratu z daleka, a też z bliska doprawdy prezentują się imponująco. Znawcy geologii twierdzą, iż przed milionami lat morze sięgało aż do tego miejsca, a Montserrat wynurzył się z niego w wyniku potężnego podwodnego trzęsienia ziemi. Nijak nie sposób owej teorii dowieść. Tak czy owak skał w masywie Montserrat doliczyć można się ponad setki, a każda z nich różni się od pozostałych, przeto miłujący fantazję nadali im różne imiona, zależnie od tego, co któraś komuś na myśl przywiodła. Znajdziemy więc pośród montserrackich skał dwie marynarskie czapki, słonia, małpę, brzuch biskupa, oblicze Czarnej Madonny z profilu, zapracowanych mnichów, wielbłąda, rozradowanych zakonników, a nawet pionową skałę, przez przewodników nazywaną Palcem Bożym, choć tak naprawdę zowie się ona Cavall Bernat.
Montserrat nie jest górą nazbyt wielką. Mierzona u podstawy, z południa na północ liczy 9,8 kilometra długości, w najszerszym miejscu dosięga zaś pięciu kilometrów, powierzchnia góry przeto wynosi 49 kilometrów kwadratowych. Najwyższym punktem masywu jest skała świętego Hieronima (Sant Jeroni), wznosząca się na 1236 metrów ponad poziom morza. Słynny klasztor, szkoła oraz inne obiekty raczej o świeckim charakterze zbudowane zostały na wysokości siedmiuset do siedmiuset dwudziestu metrów. Na obszarze masywu Montserrat doliczyć się można siedemdziesięciu tras dla pieszych, o łącznej długości przekraczającej dwieście dwadzieścia kilometrów (!) Wzdłuż góry Montserrat przebiega odcinek jednej z katalońskich dróg do Santiago de Compostela (Camí de Sant Jaume) wiodący dalej ku Manresie, Lleidzie i Saragossie. Wbrew temu, co wypisuje się w różnych przewodnikach, a też w Internecie, nawet przy najlepszej pogodzie i widoczności nie sposób z Sant Jeroni dostrzec brzegów Majorki, owa wyspa bowiem oddalona stąd jest o ponad trzysta kilometrów. Poznałem przed laty nieżyjącego już pustelnika o imieniu Basili, przez ponad pięć dziesiątek lat mieszkającego w niewielkim pokoiku przytulonym do pustelni Świętego Krzyża, za Równiną Tarantul, opiekującego się jeszcze pustelniami Świętej Trójcy i Świętego Damazego. Ojciec Bazyli zaprowadził mnie do punktu widokowego, obok depozytu wody ponad pustelnią Damazego, skąd pokazał mi ośnieżone góry otaczające pirenejskie doliny Valter i Vall de Núria, a nieco dalej na prawo Canigó, najwyższy szczyt wschodnich Pirenejów. To wszak co najwyżej sto dwadzieścia kilometrów w linii prostej, od Montserratu, nie zaś trzy setki. Żadnej z Wysp Balearskich z wysokości góry Montserrat oko ludzkie nie dostrzeże. Na moje wspomnienie o Majorce zacny pustelnik roześmiał się, że echo wokół poniosło. On w swym życiu nie zobaczył nawet najwyższego komina Majorki.
Masyw Montserrat skrywa w sobie około setki jaskiń. Najbardziej znaną z nich jest Santa Cova (Święta Grota). Tradycja święcie nakazuje wierzyć, iż to w niej, pod koniec IX wieku znaleziono zapewne ukrytą przez chrześcijan przed muzułmanami figurę Matki z dzieciątkiem Jezus na podołku. Podobno w sobotnie popołudnie pastuszkowie przebywający ze swym stadem na górze nagle zobaczyli zstępującą z nieba olśniewającą światłość, słysząc przy tym przyjemne śpiewanie. Światło zniżyło się do połowy góry i tam pozostało. Miało się to powtarzać przez kilka kolejnych sobót. W końcu na górę wspięli się proboszcz pobliskiej Olesy wraz z przybyłym z Manresy biskupem i to oni znaleźli w głębokiej pieczarze figurę. Biskup postanowił zabrać ją do Manresy, ta wszakże stała się nienaturalnie ciężka, tak że nikt nie był w stanie jej podźwignąć. I wtedy zesłani z nieba aniołowie oznajmili, że wolą Boga jest, by figura pozostała na górze Montserrat. Tak też się stało. W roku 1695 markiza Gertrudis de Canporrell ufundowała przed grotą kaplicę, której budowanie trwało przez lat dziesięć. W roku 2005 urządzono w niewielkiej salce obok zakrystii (nabożeństwa w kaplicy odbywają się każdego dnia, w soboty latem nawet dwukrotnie) urządzono wystawę fotografii obrazujących liczne wypadki i katastrofy, jakie miały miejsce na górze Montserrat. Wspomnę o nich nieco dalej.
Jedynymi dostępnymi do zwiedzania jaskiniami góry Montserat są Coves de Salnitre, znajdujące się na południowych krańcach góry, na granicy z miasteczkiem Collbató. Liczą zaledwie 400 metrów; jeszcze przed pandemią Covid-19 oświetlono je wewnątrz, co ułatwia podziwianie licznych stalaktytów. Nowinka z ostatnich dni: w sobotę 14 grudnia 2024 roku, z tarasu widokowego przed jaskinią spadł w 150-metrową przepaść Isak Antić, najbogatszy mieszkaniec Katalonii, twórca przesłynnej marki Mango, właściciel fortuny ocenianej na 4,5 miliarda euro. Urodzony w 1953 roku w Stambule, żydowskiego pochodzenia przedsiębiorca poniósł śmierć na miejscu. W momencie tragicznego upadku tuż przy nim znajdowali się syn Jonathan i młodsza od bogacza o dwadzieścia lat przyjaciółka, z zawodu scenarzystka Estefania Knuth. Oficjalnie żadnemu z nich policja nie przedstawiła zarzutów o jakikolwiek udział w upadku 71-letniego biznesmena z tak tragicznym skutkiem. Ot, i osobliwy, tajemniczy dodatek do Tajemnicy 2.
Tajemnica 3 – Kolejkowa
Od 1 czerwca 2003 roku ze stacji kolejowej Monistrol Nord można w ciągu mniej więcej kwadransa wjechać do montserrackiego klasztoru nowoczesną kolejką zębatą zwaną Cremallera de Montserrat, z czego liczni z upodobaniem korzystają, jest to bowiem szybki i w miarę niedrogi sposób dostania się na górę. Rzadko jednak spotka się kogoś, kto od samego początku zna dzieje owej cremallery, a sięgają one końca XIX stulecia. Otóż na pomysł zbudowania takiej kolei wpadł niejaki Josep Maria González, kataloński przemysłowiec, którego zafascynowała zębata kolejka wspinająca się we francuskim Lyonie ze Starego Miasta do bazyliki Notre Dame de Fourvière. Montserracki projekt sporządził inżynier Joaquim Carrera. We wtorek, 6 grudnia 1892 roku kolejkę, której budowanie trwało blisko dziewięć lat uroczyście święcił monsinior Josep Morgades Gili, w owych czasach ordynariusz diecezji Osony. W najbliższą sobotę pierwsza cremallera de Montserrat, wówczas wspomagana przez lokomotywę parową, rozpoczęła służbę, która miała potrwać do soboty 25 lipca 1953 roku. Wtedy to, nie wiedzieć z jakiego powodu skład wjeżdżający do pośredniej stacji Dwunastu Apostołów i dalej do stacji górnej zamiast ku górze skierował się w dół, a nabrawszy ogromnej prędkości, po czterystu metrach wpadł z impetem na inny pociąg zdążający ku górze. Wkrótce oba wypełnione pasażerami składy zwaliły się na jeszcze jeden, oczekujący na dolnej stacji. W rezultacie tragedii śmierć poniosło osiem osób; rannych doliczono się stu sześćdziesięciu, większość ciężko. Przestraszone społeczeństwo zaprzestało korzystania z montserrackiej szczerbatej kolejki. W dniu 12 maja 1957 roku cremallerę, w owych czasach wspomaganą już przez lokomotywy spalinowe zamknięto z powodu strat finansowych. Historii owej ja na wszelki wypadek nie opowiadam turystom. Nie muszą przecież wiedzieć wszystkiego.
Niewątpliwy sukces owej pierwszej kolei z dołu do klasztoru na górze Montserrat sprawił, że Compañía General de Ferrocarriles Catalanes (aktualnie Ferrocarrils de la Generalitat de Catalunya), jeszcze w roku 1915 ambitnie przystąpiła do budowy kolejnej „zębatki”, Funicular de Sant Joan, tym razem spod bazyliki na Turó de Sant Joan, na wysokość tysiąca metrów ponad poziom morze, skąd cudowne widoki otwierają się na wszystkie strony świata. To jedynie 503 metry, ale problem stanowił pochył terenu, w niektórych miejscach 65 stopni. Projekt przygotował zespół inżynierów Ferrocarriles de Montañas de Grandes Pendientes (Kolei Górskich o Wielkim Pochyle). W tym wypadku zastosowano rozwiązanie iście nowatorskie: dwa wagoniki połączono linami z systemem napędowym na górnej stacji, dzięki czemu ciężar wagonika zjeżdżającego wspomaga wciąganie tego, który się wspina. W połowie drogi wagoniki bezkolizyjnie się mijają. Podłogi w wagonikach zostały wypoziomowane, żeby pasażerowie podróżujący na stojąco nie musieli stać na pochyłej natomiast na równej podstawie. Genialne! W roku 1929 powstała jeszcze jedna kolejka zębata: Funicular de Santa Cova, licząca zaledwie 262 metry i zbliżająca chętnych od bazyliki ku Świętej Grocie, choć do samej kaplicy nie dociera – od dolnej stacji trzeba dalej człapać własnymi stopami. I wreszcie to, co bodaj najpiękniejsze: Telefèric Aeri de Montserrat, czyli kolejka linowa na Monserrat, istniejąca od 1930 roku, zamknięta w latach hiszpańskiej wojny domowej. Obsługują ją dwa żółte wagoniki z panoramicznymi szybami, każdy zabierający 35 pasażerów, kursujące na górę ze stacji kolejowej Montserrat Aeri na brzegu rzeki Llobregat.
A teraz o czymś, o czym informacji nie znajdzie się nigdzie poza klasztornym archiwum. Pewnego pogodnego dnia – było to po tragicznym pożarze z lipca 1994 roku, który strawił zachodnie stoki Montserratu aż po pustelnię świętego Jana – człapliwie podążałem z grupką niemieckich wędrowców od spalonej restauracji Sant Joan (nigdy jej nie odnotowano, bo właściciele nie byli ubezpieczeni) ku Sant Jeroni, owej najwyższej skale montserrackiego masywu. Po półtorej godzinie dotarliśmy na miejsce. Zostawiłem moich aktywnych wędrowców, ażeby pofotografowali sobie do woli, sam zaś po swojemu penetrowałem okolicę, też fotografując. Uwagę mą przykuł nietypowy dla pustelniczej architektury obiekt, oddalony o z górą dwieście metrów od mocarnych anten na Sant Jeroni, nijak mi nie pasujący do okresu romańskiego. Podchodzę bliżej. Antic aeri de Sant Jeroni – czytam na niewielkiej tabliczce przyczepionej na nieco zapyziałych drzwiach. Przecieram oczy i czytam raz jeszcze: Antic aeri se Sant Jeroni, to zaś oznacza dawną kolejkę linową na Sant Jeroni. Kolejnej nocy zasnąć nie zdołałem, a przy najbliższej okazji zapytałem kogo trzeba, o co tu chodzi. Szlachetny mnich Oriol wkrótce spotkał się ze mną w klasztornej bibliotece, opowiadając o czymś, o czym chyba tylko najstarsi benedyktyni jeszcze pamiętali. Na górze Montserrat istniała otóż kiedyś kolejka linowa z Font se Portal (to w pobliżu dawnego klasztoru Świętej Cecylii) na Sant Jeroni, najwyższe wzniesienie masywu. Padre Oriol zezwolił mi zanotować, iż w dniu 27 lipca 1929 roku uroczyście poświęcił jej klucze klasztorny przeor Antoni Maria Marcet. Kolejka wywoziła i zwoziła chętnych – chyba że sami woleli staczać się pieszo. Tak działo się do roku 1982 – od tamtej pory pozostawiono tylko jeden wagonik, ażeby móc wywozić na Sant Jeroni i zwozić stamtąd do Font de Portal strażników montserrackiego parku narodowego i innych pracowników. Telefèric Aeri de Sant Jeroni ostatecznie zamknięto w roku 1987, poczem rozpoczęto demontaż całej infrastruktury. Ostatni wagonik kolejki tkwił w zaroślach na terenie dawnej stacji Font de Portal do roku 2018 (!). Dopiero wtedy ostatecznie go usunięto.
DRÓŻKI ŚWIĄTOBLIWE – Na górze Montserrat, wedle oficjalnych danych istniało w dawniejszych czasach dziewiętnaście pustelni, aktualnie jest ich piętnaście, z czego zaledwie cztery czasowo zamieszkiwane. Szlachetny ojciec Bazyli od dziesięciu lat już nie żyje. Przechowuję w moim archiwum zapisaną przezeń karteluszkę: Estic en monestir (Jestem w klasztorze), którą pozostawił dla mnie w drzwiach swojej skromnej przybudówki do kaplicy Świętego Krzyża, Kilka dni później pochowano go na nowym montsrerrackim cmentarzyku. Ja jemu zawdzięczam całą mą wiedzę o pustelniach na górze Montserrat. Teraz proszę założyć wygodne buty. Człapać będziem.
Tajemnica 4 – Pustelnicza
Camí de les Ermites (Droga Pustelni) – Wypada mi uprzedzić: z powodu niedawnej pandemii Covid-19 a też dla uniknięcia masowego zadeptywania owej uroczej trasy Generalitat de Catalunya ogranicza dostęp do niej, na razie w weekendy oraz inne dni świąteczne. Zanim więc wyruszy się szlakiem pustelni wraz z rodzinką lub znajomymi, należy w punkcie informacji turystycznej upewnić się czy i jak dalece będzie to możliwe. Nadmieniam, że pokonywanie owej trasy wcale nie jest łatwe. Rozpoczyna się na tyłach montserrackiego kompleksu, od placu opata Oliby Cabrety z pomnikiem założyciela montserrackiego klasztoru, tu już w biskupiej infule na głowie – dzieła pochodzącego z Mataró artysty Manela Cusachsa. Obok owego pomnika rozpoczyna się również króciutka montserracka Via Crucis (Droga Krzyżowa), zaledwie z kilkoma stacjami, raczej nowoczesnymi, pochodzącymi już z minionego stulecia, tak więc nie posiadającymi wielkiej wartości artystycznej ani historycznej. Od pomnika biskupa Oliby dróżka wiedzie stromo w górą. Trzeba pokonać ponad sześćset wyżłobionych w skale stopni, ażeby dotrzeć na wysokość 940 metrów, do Pas dels Francesos (Przejścia Francuzów). To przez ten wąwóz 6 czerwca 1806 roku Napoleon Bonaparte nakazał zaatakować Montserrat, chciał bowiem zdobyć górę, przepędzić z klasztor wszystkichu mnichów, a potem pobudować tu dla siebie pyszną rezydencję, albowiem bardzo mu się owe tereny spodobały. U wejścia na Pla de les Tarantules (Równinę Tarantul), obok wąskiej dróżki pozostały resztki dawnej Ermita de Santa Anna (pustelni świętej Anny), w roku 1806 zrujnowanej przez walecznych żołnierzy walecznego Napoleona. Z dawnej pustelni, niegdyś jednej z ważniejszych na Montserrat pozostały jedynie fundamenty. Pustelnie Santa Creu (Świętego Krzyża) oraz Sant Dimas (Świętego Damazego) sąsiadują z sobą. Nieco poniżej Santa Creu, na skraju ponad dwustumetrowej skały zachowała się kamienna wieża strażnicza, której początki ponoć pamiętają jeszcze czasy muzułmańskie, zanim Abat Oliba założył u jej stóp pierwszy klasztor. Ojciec Bazyli pracowicie otoczył wejście na ten teren metalową siatką z solidną bramką, ażeby amatorzy cudzych ziemniaków, kapusty, brzoskwiń i cytryn nie plądrowali jego upraw. Zapewne wszystkich zainteresuje okoliczność, iż niewielka kaplica świętego Damazego zwieńczona została dwoma krzyżami, co widać nawet z położonego o dwieście metrów poniżej parkingu dla autobusów. Od pustelnika Bazylego dowiedziałem się, że przedstawiają one dwóch zbrodniarzy, których powieszono na Golgocie po obu stronach Chrystusa. Damazy miał być tym, który pokornie poprosił Jezusa, żeby mógł z nim być w Raju. Nieco powyżej opisanych pustelni napotkamy jeszcze jedną, ermita de Santissima Trinitat (Przenajświętszej Trójcy). Kiedy po raz ostatni, jeszcze przed pandemią, stąpałem Szlakiem Pustelni, zastałem ją niezamieszkaną i nieco opuszczoną. Za to rozkwitała położona o kilkaset metrów dalej ermita de Sant Benet (pustelnia świętego Benedykta), z uroczym gajem cytrynowym i orzechowym – przedsiębiorczy pustelnik z bujną, siwą brodą, zamiast habitu odziany w kraciastą koszulę i spodnie do kolan wypoczywał sobie na hamaku. W trakcie przyjemnej rozmowy ugościł mnie mocną orzechówką, zapewne własnego wyrobu. Blisko stąd do pustelni, pod wezwaniem świętego Antoniego (Sant Antoni) oraz świętego Zbawiciela (Sant Salvador). Owa pierwsza tonie w zieleni i jest zamieszkana, tamtą drugą zaś wykuto w litej skale. A stąd już niedaleko do ermita de Sant Jeroni (pustelni świętego Hieronima), patrona tłumaczy. Camí de les Ermites prowadzi dalej centralnym grzbietem, mijając od zachodu skały zwane marynarskimi czapkami, w których cieniu ukryły się jeszcze dwie pustelnie: ermita de Santa Magdalena (świętej Magdaleny) oraz Santa Catarina (świętej Katarzyny), a od nich już całkiem niedaleko do ermita de Sant Joan (pustelni świętego Jana). Obok niej, po pożarze w 1994 roku zbudowano pawilonik, w którym prezentuje się osobliwości montserrackiej flory (ponad trzysta kwiatów!) i fauny, dość obszernie je opisując. Cała Droga Pustelni liczy 12,5 kilometra – w górskich warunkach starczy na długi dzień człapania albo i na więcej – zależnie od kondycji człapiących.
Tajemnica 5 – Spacerkowa
Camí de Sant Miquel (Droga świętego Michała) – Hebrajskie imię Mi-sza-el (Michał) oznacza „Któż jest jak Bóg?” W Biblii nazwano nim jednego tylko anioła, z którym chrześcijańskie wyznania utożsamiają zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, zwycięskiego w ostatecznym starciu ze smokiem (Szatanem Diabłem). W roku 1962 barceloński artysta, Josep Maria Subirachs, ustawił na placu poniżej montserrackiej bazyliki Creu de Sant Miquel (Krzyż świętego Michała), na którego cokole wypisano znaczenie imienia Michał w licznych językach, nie tylko europejskich. To tu rozpoczyna się Camí de Sant Miquel, czyli Droga świętego Michała, zdecydowanie najłatwiejsza spośród wszystkich tras pieszych na górze Montserrat, licząca z górą dwa i pół kilometra, do Nova Creu de Sant Miquel (Nowego Krzyża świętego Michała), zaprojektowanego przez artystę z Andory, Josepa Viladomata. Przy drodze znajdują się dwie ermity (pustelnie): La Dolorosa (Matki Bożej Bolesnej) oraz Sant Miguel (świętego Michała), obie powstałe na początku dwudziestego stulecia i aktualnie niezamieszkane. Pośród licznych rzeźb przy opisywanej drodze na uwagę zasługują zwłaszcza statua świętego Franciszka z Asyżu, dłuta Josepa Viladomata, oraz wiolonczelisty Pau Casalsa – dzieło pochodzącego z Reus artysty Joana Rebull. Wedle mojej oceny od Nowego Krzyża Świętego Michała najpiękniej ogląda się górę Montserrat.
Tajemnica 6 – Paciorkowa
Camí de Santa Cova, Rosari Monumental (Droga do Świętej Groty, Różaniec Monumentalny) – Drogę wraz z jej stopniami, prowadzącą od klasztoru w dół, ku Świętej Grocie wykuto jeszcze w latach 1694 –1704, kiedy budowana była kaplica Santa Cova. W roku 1896 wielebny Jaume Collell i Bancells, jeden z kanoników katedry w Vic przedstawił ideę utworzenia wzdłuż niej piętnastu grup rzeźbiarskich przypominających piętnaście tajemnic różańcowych: pięć radosnych, pięć bolesnych oraz pięć chwalebnych. Joseo Deàs i Villar, ówczesny opat klasztoru, pochodzący z Sant Pol de Mar, natychmiast zapalił się do zbożnego pomysłu. Rozesłał listy do znanych katalońskich rzeźbiarzy i architektów, wzywając ich do poparcia idei. Pozytywnie zareagowali: Josep Maria Barnadas, Bonaventura Basegoda, Joaquim Codina, Francesc García, Antoni Gaudí, Joan Martorell, Francisco de Paula del Villar y Lozano, Josep Puig i Cadafalch, Joan Pujol oraz Enric Sagnier i to ich wspólnym dziełem są tajemnice Różańca Monumentalnego, ukończone w 1916 roku. Sławny Antoni Gaudí zapragnął przy owej sposobności upiec własną pieczeń. Ponieważ to jemu przypadło zaprojektowanie pierwszej tajemnicy chwalebnej (Zmartwychwstanie Jezusa) miał zamiar z niej urządzić osobliwe mauzoleum dla hrabiego Güell, z którym od lat pozostawał w przyjaźni, ażeby tam pochować go w marmurowym sarkofagu, kiedy zemrze. U wejścia do pieczary z sarkofagiem, wychodzącego dokładnie ku wschodowi zaplanował Gaudí postawić marmurowego cherubina obwieszczającego powstanie z grobu Jezusa. Marmurowy anioł miał mieć oblicze hrabiego Güell, zaś w obliczach trzech niewiast przybyłych do grobu Antoni Gaudí zamierzał przedstawić twarze Isabel López, małżonki hrabiego oraz dwóch jego córek: Marii Lluísy i Mercedes. O poranku promienie wschodzącego słońca oświetlać miałyby scenę owego osobliwego zmartwychwstania.
Wielebny opat Deàs, dowiedziawszy się o tym zatrzepotał sutanną i kategorycznie odmówił Gaudiemu realizacji śmiałego pomysłu – nie lubił hrabiego Gûell uważając, iż ów zbyt wiele swej fortuny poświęca sobie samemu i swej rodzinie, zbyt mało zaś klasztorowi na Montserrat. Dostojny Eusebi Güell pozostał więc bez swojego zmartwychwstania przy Drodze do Świętej Groty; z konieczności musiał się zadowolić panteonem przy klasztorze w Pedralbes, osłoniętym od promieni wschodzącego słońca. Ot, jeszcze jeden sekrecik tysiącletniej, Świętej Góry Katalonii.
W roku 1970 wspomniany już wcześniej artysta, Josep Maria Subirachs, wzniósł obok Drogi do Groty strzelisty obelisk z pomnikiem ku czci Domingo de Guzmána, późniejszego założyciela zakonu dominikanów, również przez jakiś czas mieszkającego w klasztorze na górze Montserrat.
Tajemnica 7 – Kroplista
Gdzie krople kapią za kołnierz (Camí dels Degoyalls) – Zarówno po katalońsku jak też po hiszpańsku słowo gota oznacza kroplę – zdrową, solidną kroplę jakiejkolwiek cieczy. Słowa Camí de Degotalls można zatem z powodzeniem oddać po polsku: Droga kropel kapiących za kołnierze. W opracowaniu Montserrat – Patronat de Muntanya trasę ową nazwano „najbardziej katalońską na katalońskiej górze Montserrat”. I pewnie nie bez racji, ponieważ upamiętniono przy niej najbardziej znanych twórców katalońskiej literatury. Swoje pomniki mają tu: Josep Anselm Clavé, Pompeu Fabra, Joan Maragall, Enric Vendrell, Josep Ventura oraz sławny Jacint Verdaguer, autor El Vilorai, uroczystego hymnu dla Czarnej Madonny z Montserrat. Sama trasa zaś przebiega po północnym skłonie góry Montserrat, przeto z drzew często spadają tam za kołnierz sążniste krople wody, zwłaszcza o poranku, zanim słońce zdąży je osuszyć. Stało się tradycją, iż wzdłuż Camí dels Degotalls wmurowują sobie tablice pamiątkowe towarzystwa pielgrzymkowe z różnych miast i wiosek Katalonii, często z uroczystymi dedykacjami. Droga mierzy niespełna dwa kilometry, od Placu Dwunastu Apostołów do dawnego klasztoru świętej Cecylii; w jej połowie mnisi ulokowali w roku 1999 nowy cmentarz, miejsc na owym tradycyjnym bowiem już im zabrakło. Dokładnie tędy wiedzie katalońska Droga świętego Jakuba, zmierzająca ostatecznie do Santiago de Compostela.
Zaraz za wyjazdem z parkingu autobusowego, przy drodze wiodącej ku zjazdowi z góry, stanął w roku 1984 pomnik z metalowym krzyżem, na cokole którego wypisano z góry na dół: Pax vobis (Pokój niech będzie z wami). Monument przypomina wizytę, jaką w bazylice Montserrat złożył papież Jan Paweł II w dniu 7 listopada 1982 roku. Wizytę dziś owianą kolejną tajemnicą Świętej Góry. Zgodnie z planem papieskiej pielgrzymki Jan Paweł II miał na górę Montserrat dolecieć wojskowym helikopterem z Barcelony, po Mszy jaką odprawił na stadionie Camo Nou dla 120 tysięcy wiernych. Od południa na przylot zwierzchnika Kościoła katolickiego wiernie oczekiwało ponad dwadzieścia tysięcy osób. Tymczasem gwałtownie poczęła psuć się pogoda – nad Pirenejami zawisła potężna DANA, najpierw powodując wichury, a wkrótce po nich gwałtowne ulewy. Montserrat spowiła gęsta mgła. W takich warunkach Alberto Oliart, ówczesny minister obrony narodowej, za zgodą premiera Leopoldo Calvo Sotelo, postanowił odwołać wizytę na Świętej Górze, ażeby niepotrzebnie nie narażać życia Jego Świątobliwości. Innego zdania byli Jordi Pujol, ówczesny prezydent Generalitat de Catalunya oraz generał Jaime Martín García, dowodzący eskadrą towarzyszącą papieżowi w czasie jego pobytu w Hiszpanii. Ci proponowali dowiezienie Santo Padre (Ojca Świętego) helikopterem do Olesy, Monistrol de Montserrat albo do El Bruc, zaś stamtąd dalej do klasztoru na górze Montserrat autobusem. Czas nieubłagalnie upływał. Dochodziła już szesnasta, kiedy nieoczekiwanie w gęstej mgle cierpliwie wyczekującym, przemokłym do suchej nitki wiernym objawił się biały Papa mobile, z Don Jaime Martínem za kierownicą i za nim stojącym papieżem. Wokół zerwały się okrzyki: Viva! Viva! Viva! (Niech żyje! Niech żyje! Niech żyje!). Potem dopiero okazało się, iż Jana Pawła II dostawiono wojskowym helikopterem na boisko piłkarskie do Monistrol de Montserrat, gdzie oczekiwał papieski Mercedes, dowieziony tamże wojskowym transporterem. Uroków góry Montserrat w gęstej mgle papież nie mógł podziwiać. Nie wiadomo też, czy dotarła doń wieść, iż w nocy z 7 na 8 listopada w niewielkiej wioseczce El Pont de Suert powódź odebrała życie siedemnastu osobom, zaś w księstwie Andory osiemnastu.
Droga Kapiących Kropel prowadzi do dawnego żeńskiego klasztoru pod wezwaniem świętej Cecylii, wzmiankowanego w X stuleciu, prawdopodobnie w roku 987, byłby on zatem o 38 lat starszy od klasztoru założonego przed tysiącem lat dla męskich benedyktynów przez biskupa Olibę Cabretę. Zamieszkany był do roku 1952, kiedy to siostry postanowiły wynieść się do Barcelony, do tamtejszego klasztoru świętej Klary. Kiedy jednak w roku 1954 architekt Lluís Bonet i Gari dokończył budowę nowego klasztoru dla kobiet na zboczu Świętej Góry, część z nich tam powróciła. Kiedy lata się nad górą Monserrat samolocikiem albo helikopterem widać, iż w klasztornych ogrodach siostry mają dwa baseny, w których kąpią się w powłóczystych szatach, niczym muzułmanki w Jemenie albo w innym Iranie. Przecież każdemu wolno pływać, nieprawdaż?
Tajemnica 8 – Świątobliwa
Co przede wszystkim rzuci się w oczy przybyłym na Montserrat: zapewne będzie to wysoka na 8,70 metrów, dziwna piramida, złożona z dziewięciu prostopadłościennych, jednakowo wysokich (każdy na 86 centymetrów) żelbetonowych bloków, ułożonych jeden na drugim, od największego do najmniejszego. Bloki przedstawiają: kamień, ogień, rośliny, zwierzęta, człowieka (blok piąty mężczyznę, szósty kobietę), niebo, aniołów i Boga. Owa najbardziej mistyczna kompozycja jest osobliwym pomnikiem dla pochodzącego z Majorki średniowiecznego (1232 – 1316) katalońskiego filozofa, teologa, mistyka i poety, znanego jako Ramon Llull – jeszcze jedno dzieło Josepa Marii Subirachsa, z roku 1976. Sam artysta nazwał piramidę Escaka d’Enterniment, a to oznacza Schody do Trenowania. Trenowania czego? Ano, wspinaczki po owych blokach, od kamienia aż do nieba z aniołami i Bogiem. W dawniejszych czasach wolno było wdrapywać się po blokach, ostatnio jednak zabroniono tego, kierując się fałszywą troską o bezpieczeństwo śmiałków. Piramidę otoczono więc solidną siatką. Wszak i nad Wisłą powiada się: lepiej na zimne dmuchać.
Naprzeciw niewielkiego parkingu dla autokarów, na murze podpierającym drogę Cími dels Degotalls, przykuwają uwagę dwie niewielkie, kamienne figury, wzbudzające ciekawość bodaj wszystkich przybyłych na Montserrat. W niektórych przewodnikach pisze się, że przedstawiają one świętego Benedykta i też wyniesioną na ołtarze jego siostrę Scholastykę. Tymczasem rzeczy mają się zgoła inaczej: figury mężczyzny i kobiety prezentują parę pielgrzymów, kroczących przez Montserrat do Santiago de Compostela – wszak tędy prowadzi katalońska Droga świętego Jakuba.
Tam, gdzie kończy się wiadukt łączący parking dla autobusów z Placem świętego Michała wprawne oko dostrzeże przywieszoną do ściany bazyliki, wykonaną z trawertynu płaskorzeźbę Ariadna i Hermes, jeszcze jedno dzieło Josepa Marii Subirachsa, pochodzące z roku 1985. Żeby tę tajemnicę pojąć, należy nieco zagłębić się w historię starożytnej Grecji oraz w grecką mitologię. Oto Ariadna, córka króla Krety Minosa, alegoria miłości, pomaga tu Tezeuszowi wydostać się z labiryntu. Z prawej strony reliefu oczekuje ją Hermes, chciwy bóg kupców i podróżnych – rozdzielające ich słońce ma przedstawiać tęsknotę ku wolności. Tu ma swój początek wielkie centrum gastronomiczne, a zaraz za nim sklep z dewocjonaliami oraz pamiątkami. Rzadko kto wie jednak o kolejnej tajemnicy Porozcinanej Góry: ich zaplecze skrywa wielkie hale o łukowatych sklepieniach, podpartych kamiennymi kolumnami, powstałe w samym końcu XIX stulecia pod nadzorem zacnego architekta Josepa Puig i Cadafalcha. Powala na kolana wiadomość, iż to w owych halach młody wówczas benedyktyn i orientalista, Bonaventura Ubach, składował zwożone z Bliskiego Wschodu oraz z Egiptu eksponaty, zanim w roku 1911 utworzono dla nich muzeum. Obecnie magazynuje się w nich najróżniejsze towary potrzebne restauracjom i centrom z pamiątkami. Nieco dalej ku górze, zaraz za Krzyżem świętego Michała, stanęły trzy czteropiętrowe, kamienice, w końcu XIX stulecia dające schronienie dziesiątkom robotników zatrudnionych przy rozbudowie klasztoru, aktualnie wykorzystywane jako schroniska dla pielgrzymów. W pierwszym z nich całe jedno niskie piętro zaadaptowano dla audiowizualnej wystawy Monserrat – Portes endins (Montserrat – Drzwi do wnętrza), odsłaniającej liczne tajemnice życia w klasztorze oraz w Escolanii, szkole dla młodzieniaszków, choć z pewnością nie wszystkie.
O poziom wyżej, już przed nową fasadą bazyliki, wchodzi się na rozległy Plaça de Santa Maria (Plac Panny Marii), najbardziej reprezentacyjny spośród wszystkich na Świętej Górze. Wejścia nań strzeże oblicze Sant Jordi (świętego Jerzego) dłuta niezniszczalnego Josepa Marii Subirachsa (1986). Artysta osadził patronowi Katalonii oczy nie w wypukłej twarzy, lecz w wklęsłej, szerokiej u góry i zwężonej przy brodzie, przez co odnosi się wrażenie, iż patron lustruje wszystkich, którzy wchodzą na plac. Nieco dalej, również po lewej stronie placu, zachował się Creu de Terme (Krzyż Municypalny) Montserrat, datujący się na końcówkę XVI wieku – do tego miejsca sięgały w tamtych czasach zabudowane tereny opactwa. W czasach późniejszych dobudowano kompleks, w którym aktualnie znajduje się hotel Abad Cisneros wraz ze swym zapleczem gastronomicznym. W południowej pierzei Placu Panny Marii, w uroczych arkadach otwartych ku południowi, czterej rzeźbiarze: Claudi Rius, Enriz Monjo, Francesc Juventeny i Joaquim Ros wykonali marmurowe figury sześciorga świętych, założycieli różnych zakonów: Jana Chrzciciela de la Salle, świętej Teresy z Ávili, Józefa Kalasantego, Henryka de Ossó Cervelló, Wincentego à Paulo i jeszcze świętego Jana Bosko.
Z tej części Placu Panny Marii podziwiać można taż trzy style architektury montserrackiego kompleksu. Pierwszym od lewej będzie klasztor zbudowany w samym końcu XV wieku, kiedy opatem był tu García Jiménez de Cisneros, aktualnie przeznaczony dla celów administracyjnych. Nieco dalej ku prawej, cofnięty w głąb ku skałom, z charakterystycznymi, niewielkimi okienkami jest tym najstarszym, z XIII stulecia – to w nim ojcowie benedyktyni zlokalizowali swą słynną bibliotekę. I wreszcie nowa fasada bazyliki a też klasztoru. Zaprojektował ją barceloński architekt Francesc Folguera ale wykonawcą bezpośrednim był Joan Rebull. Wyróżniają się na niej trzy reliefy, ukryte w cieniu okazałych łuków. Odnośnie do dwóch z nich nie ma wątpliwości: ów z lewej przedstawia świętego Benedykta, ten centralny – wniebowzięcie Panny Marii. Wątpliwości budzi ów trzeci, najdalej wysunięty na prawo. Powszechnie informuje się, iż relief prezentuje świętego Jerzego. Bzdura! A gdzież tam smok? Prawdopodobnie nie chodzi tu o patrona Katalonii, lecz o spotkanie aragońskiego króla Jakuba I z wysłannikami papieża Innocentego III, którzy nakazali młodemu władcy nieustępliwą walkę z muzułmanami. Catalunya serà cristiana o no serà (Katalonia albo będzie chrześcijańska, albo jej nie będzie) – miał usłyszeć monarcha, opierający się na tarczy z krzyżem świętego Jerzego od papieskich wysłanników. Ot i koleja tajemnica. Pod nowymi arkadami napotkamy dwa sarkofagi; spoczywają w nich dwaj członkowie hiszpańskiego rodu królewskiego: Bernard II de Vilamur oraz Jan II z Aragonii, siostrzeniec króla Ferdynanda. W przeciwległym krańcu arkadów znajduje się wejście do klasztoru, którego strzeże metalowa figura świętego Benedykta, dzieło Domènèca Fity. Tak i docieramy na dziedziniec przed bazyliką. Jakoś w żadnej informacji na temat montserrackiego klasztoru nie wspomina się, iż właśnie tuż obok sarkofagu księcia Bernarda II zachował się romański portal, pozostałość klasztoru z 1025 roku.
Z dziedzińca wewnętrznego wejść można do baptysterium z mozaikami przedstawiającymi chrzest Jezusa oraz figurą Ignacego Loyoli autorstwa Rafaela Solanica (1958). W przeciwległym rogu zajrzeć można do izdebki, w której wierni składają dla Czarnej Madonny dary wotywne za dokonane przez nią cuda. Pod arkadami z lewej strony kilka figur (Antoni Maria Claret, król Jan I Aragoński, święty Grzegorz Cudotwórca) sięga historii, po prawej stronie zaś wymieniono słynne miejsca maryjne z całego świata – Częstochowa została pośród nich zapisana fonetycznie, O tajemniczym kręgu w posadzce krążą liczne legendy, przypisujące mu tajemną, nadziemską moc – chodzi tymczasem o jeden z trzech kręgów stworzenia, wykonanych przez Josepa Puig i Cadafalcha. Ten akurat przedstawia stworzenia wodne; tamte ziemskie oraz powietrzne nie są
widoczne dla oka turysty ani nawet pielgrzyma, artysta Puig i Cadafalch skomponował je bowiem w niedostępnych do zwiedzania klasztornych ogrodach. Za to z wewnętrznego dziedzińca każdy może sobie zobaczyć starą fasadę bazyliki z figurami Chrystusa oraz dwunastu apostołów – dzieło braci Venancio i Agapita Vallmitjanów, wykonane w latach 1891 – 1901.
Wnętrze bazyliki pamięta schyłek renesansu, choć w stuleciach późniejszych wielokrotnie je przebudowywano, skrywa zatem w sobie również bliższe naszym czasom style. Jej okazała nawa mierzy 68,32 metry długości, 21,50 szerokości, wysoka zaś jest na 33,33 metra. Nie będę opisywał jej bocznych kaplic, niewiele to bowiem przyda treści artykułu a też ani nie objawia, ani nie skrywa żadnych tajemnic. Wspomnę jedynie, iż po prawej stronie – wchodzi się wszak z zewnątrz – wytyczono wejście do figury Czarnej Madonny, przenajświętszej świętości Katalończyków. Rozpoczyna je imponująca figura świętego Piotra apostoła, wierna kopia tej z bazyliki świętego Piotra w Watykanie – dzieło andorskiego artysty, Josepa Viladomata, kończą zaś pieczołowicie skomponowane mozaiki. Na uwagę zasługują nowe organy z podwójnymi piszczałkami; pionowymi i, dla poprawy akustyki, również poziomymi, co jest typowe dla Hiszpanii. W roku 2010 zainstalował je kataloński konstruktor organów, dostojny Albert Blancafort.
Absydę bazyliki wypełnia niewielka, urocza kaplica świętego Jerzego z witrażami oraz figurą rycerskiego patrona Katalończyków, staczającego zwycięski bój ze smokiem. To w niej grupy pielgrzymkowe zwykły odprawiać nabożeństwa. A stąd już wychodzi się na zewnątrz, wprost na dziedziniec przed bazyliką, po drodze napotykając kranik z wodą – bynajmniej nie uzdrawiającą, o czym informuje stosowna tabliczka. Można za to zapalić, za opłatą, świecę wotywną.
Tajemnica 9 – Sekret Czarnej Madonny
Rosa d’abril, Morena de la serra … (Kwietniowa Różo, Czarnulko z Świętej Gory …) – takimi oto słowy rozpoczyna się El Vilorai, hymn dla duchowej patronki Katalonii, śpiewany o trzynastej oraz za kwadrans siódma wieczorem przez uczniów montserrackiej chłopięcej szkoły w dni, kiedy uczestniczą oni w szkolnych zajęciach – w wakacje oraz w soboty daje się im odetchnąć. Również owa figura Morenety, dzierżąca w prawej dłoni złoconą kulę jako symbol królewskiej władzy, owiana jest licznymi tajemnicami. Jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia otrzymywaliśmy z klasztoru oficjalne informacje, że wyrzeźbiona została z drewna hebanowego i to z owej przyczyny jej oblicze oraz dłonie jak również twarz Dzieciątka Jezus są ciemne, niemalże czarne. Jedna z legend powiada, iż jej autorem był ewangelista Łukasz i że to on przekazał ją chrześcijanom udającym się do grobu apostoła Jakuba w Santiago de Compostela, ci zaś z jakiejś przyczyny (być może w obawie przed Rzymianami) ukryli ją w pieczarze na górze Montserrat, gdzie w roku 880 odnaleźli ją skromni pastuszkowie. Wszelkie wątpliwości rozwiały ekspertyzy figury, jakie przeprowadzono w latach 1997 i 1999. Ich rezultaty okazały się zgodne; wykazały, iż montserracka Czarna Madonna nie pochodzi ani z pierwszego stulecia, ani z dziewiątego, lecz z końca dwunastego albo z początku trzynastego. Co więcej: nie wyrzeźbiono jej z ciemnego drewna hebanowego, lecz z jasnego, prawdopodobnie bukowego. A ponieważ w owych latach klub F. C. Barcelona grał nieszczególnie, prasa sportowa pokpiwała sobie z Josepa Marii Núñeza, ówczesnego prezesa klubu: „Núñez, przez ciebie nawet Czarna Madonna zbielała!” Sam to czytałem. Dlaczego zatem figura pociemniała? Wpływ na to miała okoliczność, iż aż do XIX stulecia stała sobie na dole, tuż obok ołtarza dawnej bazyliki. Pobożni wierni przynosili tam świece wotywne i je zapalali, przez co dym osiadał na figurze. Ostatecznie w końcu XVII wieku, za czasów opata Miquela Pujola, postanowiono zaimpregnować twarz oraz dłonie Madonny, a również Dzieciątka, przez co stały się ciemne i takimi pozostały do dziś. Znamienne, że dopiero od owego czasu zaczęto nazywać figurę La Moreneta (Czarnulka). Wcześniej tak nie pisano. Ot, i takim sposobem rozwikłała się jeszcze jedna tajemnica góry Montserrat, bodaj dla niej najważniejsza.
Tajemnica 10 – Oświeceniowa
Rąbek owej tajemnicy odsłania najpierw Museu de Montserrat (Muzeum Montserrat), a po nim L’Escolania, słynna szkoła dla chłopców, oświecająca ich umysły. Muzeum istnieje od 27 kwietnia 1911 uroku, początkowo jako Museo Bíblico (Muzeum Biblijne). Jego założycielem był tutejszy benedyktyn, Bonaventura Ubach (1879 – 1960), profesjonalnie zajmujący się archeologią, w związku z czym wiele podróżował na Bliski Wschód i do Egiptu. W latach sześćdziesiątych minionego stulecia rozpoczęto powiększanie muzeum, adaptując dlań magazyny zaprojektowane przez znanego katalońskiego architekta Josepa Puig i Cadafalcha. Aktualnie montserrackie muzeum zajmuje powierzchnię 8.000 metrów kwadratowych; rocznie odwiedza je blisko 200 000 osób Pośród 1.300 zgromadzonych w nim obiektów najwięcej uwagi przykuwa kolekcja obrazów. Zebrano w niej przede wszystkim prace malarzy katalońskich, pośród których wyróżniają się Ramon Martí Alsina, Ramon Casas, Joaquim Mir, Isidre Nonell, Santiago Rusiñol, Ramon Tusquets oraz pejzażysta Joaquim Vayreda. Swoje miejsce znalazły tu również Acadèmia neocubista (Studium neokubizmu) Salvadora Dalí z roku 1926 oraz dwa portrety namalowane w roku 1895 przez czternastoletniego wówczas Pablo Ruiza, później znanego pod nazwiskiem swej matki Picasso: El pescador viego (Stary rybak) w którym młodzieniec sportretował swojego wuja – rybaka Manuela Simeona Castellano oraz El monaguillo (Ministrant), na którym młodzieniaszek przedstawił swojego kuzyna Salvadora, ubranego do posługiwania w czasie Mszy w katedrze w Maladze. W sali malarstwa dawniejszego wyróżniają się Święty Hieronim Michelaangelo Caravaggio oraz Maria Magdalena, namalowana przez Dominikosa Theotokopulosa (El Grec).
W sekcji archeologicznej muzeum zgromadzono zbiory z terenów starożytnej Asyrii, Babilonii, Fenicji i Egiptu, przywiezione przez zakonnika – archeologa Ubacha. Jeszcze inną sekcję, Nigra sum (Czarna jestem) zadedykowano Czarnej Madonnie z Montserrat, a też wyobrażeniom Marii z różnych obszarów chrześcijaństwa, nie tylko europejskich.
O ile montserrackie muzeom otwarte jest dla każdego, kto przybywa na Świętą Górę, o tyle nie da się tego powiedzieć o klasztornych krużgankach i ogrodach. Sam miałem sposobność kilka razy w nich przebywać, stąd też poznałem ich urok. Pochodzący z Mataró architekt Josep Puig i Cadafalch zaprojektował na ich terenie dwa kręgi stworzenia: zwierząt żyjących na ziemi oraz ptactwa latającego w przestworzach nieba. Osobliwą ciekawostką ogrodów jawi się kaplica – kopia rzymskiego kościoła Santa Maria in Montserrato degli Spagnoli (Świętej Marii z Montserratu Hiszpanów), w której w odosobnieniu zwykli modlić się mnisi a też uczniowie szkoły Escolania – ci drudzy zwłaszcza przed ważnymi egzaminami. Nieco dalej, tuż przed starym cmentarzem napotkamy kaplicę pod wezwaniem Sant Iscle (w wersji hiszpańskiej Acisclo, polskiego odpowiednika nie znalazłem nawet na liście świętych i błogosławionych Kościoła Katolickiego), zamęczonego przez Rzymian w Kordobie, w czasach okrutnego cesarza Dioklecjana. Kaplicę ową, wzniesioną w X stuleciu naszej ery, uważa się za najstarszy chrześcijański obiekt sakralny na górze Montserrat. Nieco powyżej znajduje się wielki rezerwuar wody, zwieńczony figurami świętych Benedykta i Scholastyki. Ot, tajemnica Montserratu za zamkniętymi bramami.
Najstarszy dokument potwierdzający istnienie przy klasztorze na górze Montserrat szkoły dla chłopców datowany jest na rok 1307, powszechnie wierzy się wszakże, iż Escolania istniała i działała już we wczesnych latach stulecia XIII. W roku 1901 ukończono budowę budynku szkoły, wedle projektu architekta Francisco de Paula del Villar, w latach późniejszych kilkakrotnie go rozbudowując, po raz ostatni w roku 2002, kiedy to obiekt przybrał obecne kształty.
W montserrackiej szkole kształcić się może co najwyżej 60 uczniów w wieku od 10. do16. roku życia (w aktualnym roku szkolnym jest ich 58). Nauka trwa sześć lat, co odpowiada zakresowi hiszpańskiej szkoły średniej, chociaż bez możliwości uzyskania matury (dla jej osiągnięcia konieczne są dalsze dwa lata nauki). Naboru dziesięcioletnich kandydatów dokonuje się jeszcze zimą, poddając młodzieniaszków niełatwym egzaminom. Ci muszą władać językiem katalońskim, bowiem ten zawsze dominował w Escolanii, choć naucza się tu również języków hiszpańskiego i angielskiego (czwarty język uczniowie wybierają spośród francuskiego, niemieckiego i włoskiego). I co najważniejsze: chłopcy muszą być uzdolnieni muzycznie, każdego dnia bowiem, prócz innych przedmiotów będą uczyć się śpiewu oraz gry na dwóch instrumentach muzycznych o różnej technice, dla przykładu na wiolonczeli i na klarnecie albo na trąbce i na fortepianie. W dniach od poniedziałku do piątku szkolne zajęcia rozpoczynają się dla nich już o 7.30 i trwają z przerwami do 12.30. Uczniowie Escolanii nabywają wiedzy ze wszystkich przedmiotów objętych programem nauczania dla hiszpańskich szkół średnich. W tej szkole nauka religii katolickiej jest obowiązkowa, w przeciwieństwie do wszystkich hiszpańskich szkół publicznych a też wielu prywatnych. O 13.00 ci, którzy jeszcze nie przeszli mutacji, założywszy białe komże, udają się do bazyliki, stają z boku głównego ołtarza, żeby przy wtórze organów śpiewać dwie pieśni dla Czarnej Madonny: pierwszą najczęściej jest Salve Regina, a po niej zawsze El Vilorai, uroczysty hymn dla katalońskiej patronki, którego tekst w roku 1880 ułożył kapłan – poeta Jacint Verdaguer. Na ów uroczysty moment wszyscy siedzący w ławach powstają z miejsc. Teraz chłopcy udadzą się na obiad i krótki odpoczynek, żeby o 15.00 przejść do Schola Cantorum. Tu przez całe popołudnie, z przerwą na podwieczorek, uczyć się będą chóralnego śpiewania oraz gry na instrumentach. Przed kolacją, o 18.45 chłopcy raz jeszcze zaśpiewają w bazylice dla Czarnej Madonny (niekiedy o tej porze zastępuje ich męski chór zakonników). I tak każdego dnia od poniedziałku do piątku. Sobota jest dniem wolnym od zajęć szkolnych, niedzielami zaś śpiewają w bazylice o 12.00, po zakończeniu sumy. Taki oto program obowiązuje każdego tygodnia, oprócz letnich wakacji, przerw na Boże Narodzenie (w Hiszpanii do święta Trzech Króli), na Wielkanoc oraz okresów, w których chór Escolanii wyjeżdża w trasę koncertową do różnych zakątków świata (w marcu 2023 roku chłopięcy chór z Montserrat po raz pierwszy koncertował w Australii).
W szkolnym internacie uczniowie tworzący sześć grup wiekowych, w każdej po dziesięciu, zajmują pokoje jedno- rzadziej dwuosobowe. Pokoje pozbawione są telewizorów i komputerów – z owych dobrodziejstw techniki chłopcy korzystać mogą w wolnych chwilach we wspólnych salkach, pod nadzorem zakonników. Obok internatu znajduje się niewielkie boisko do gry w piłkę ręczną oraz koszykówkę, w samym internacie zaś dwie sale gimnastyczne oraz kryty basen.
Kim są nauczyciele montserrackich uczniów? Niektórych przedmiotów nauczają miejscowi zakonnicy, ale w Escolanii zatrudnia się również nauczycieli świeckich (jest też pośród nich kilka kobiet) spoza benedyktyńskiego klasztoru), desygnowanych bezpośrednio przez Departament d’Educació de la Generalitat de Catalunya, formalnie katalońskiego rządu. W gronie belfrów znalazła się nauczycielka muzyki o imieniu Montserrat, niekiedy przygrywająca na organach chłopiątkom śpiewającym przy ołtarzu hymn dla katalońskiej patronki. Wspomnę w tym miejscu, iż w Katalonii nierzadko nadaje się dziewczynkom imiona będące nazwami znanych sanktuariów, na ten przykład Montserrat, Núria, Meritxell (to w Andorze) a nawet Lurdes (to już od francuskiego Lourdes) i nikogo to nie drażni. Bodaj najwybitniejszym przykładem była słynna sopranistka Montserrat Caballé. W Polsce za to nie do pomyślenia byłoby nadanie dziewczynce imienia Częstochowa albo Święta Lipka. Dzwony biłyby na alarm. Cóż, jaki kraj taki też obyczaj.
Tajemnica 11 – Finansowa
Tysiącletnie sanktuarium na górze Montserrat odwiedza każdego roku ponad dwa miliony osób. Szacuje się, że w jubileuszowym roku 2025 będzie ich co najmniej o 40 procent więcej. Samo wejście do bazyliki jest bezpłatne, ale tylko w porach, w których nie śpiewa tam chłopięcy chórek.
Z nizin świątynnej posadzki, z daleka, można zobaczyć figurę Czarnej Madonny a nawet przy tym się do niej pomodlić. Kto jednakże chciałby dojść do niej, ażeby z bliska móc ją poprosić o błogosławieństwo oraz spełnienie skrytego w sercu życzenia, musi za tę przyjemność zapłacić, aktualnie 11 euro. Jeśli przy sposobności zapragnie posłuchać chóru, cena wzrośnie jeszcze o dodatkowych 12 euro, razem więc 23. Cena nie obejmuje wstępów do montserrackiego muzeum, programu audiowizualnego ani też degustacji likierów, sporządzanych wedle benedyktyńskiej receptury. Tak dla porównania: wejście do muzeum Pablo Picasso w Barcelonie kosztuje 15 euro. Parking na górze Montserrat zarówno dla samochodów osobowych jak i dla autokarów należy do najdroższych w Hiszpani. Wizyta na pełnej tajemnic Świętej Górze nie zalicza się do najtańszych.
W roku 1997 opactwo Montserrat powołało do istnienia Fundació Abadia de Montserrat – fundację, na której konto, jak to określono w statucie, „wpływać będą datki od osób prywatnych, przedsiębiorstw oraz instytucji, pragnących wspierać działalność opactwa”. Wszelkie wpływy z wymienionych wcześniej biletów wstępu jak również opłaty od osób prowadzących na obszarze Świętej Góry jakąkolwiek działalność gospodarczą wpływają na konto owej świątobliwej fundacji. Podobno – tego wszak nie sposób sprawdzić – montserrackie opactwo posiada spore udziały w Banku Sabadell oraz w kompanii transportowej Alsa, największego hiszpańskiego przewoźnika autokarowego na liniach zarówno krajowych jak też międzynarodowych. Banc Sabadell S. A. był w roku 1992 jednym z głównych sponsorów olimpiady w Barcelonie, zarabiając na tym krocie. Jest jedynym zagranicznym bankiem działającym na terenie księstwa Andory, którego nieformalnym współksięciem jest przecież przewielebny katolicki biskup z La Seu d’Urgell. Wszystkie owe informacje, choć oficjalnie nie ujawniane, w zadziwiająco logiczny sposób się zazębiają
Zachodzi w tym miejscu jeszcze jedno pytanie: z czyich źródeł finansowana jest montserracka szkoła dla chłopców? Otóż wszystkich jej wykładowców, również tych przywdziewających klasztorne habity, opłaca Departament d’Educació de la Generalitat de Catalunya, ma się rozumieć z podatków inkasowanych od mieszkańców. Dwoma ważnymi sponsorami szkoły są kataloński bank La Caixa oraz sieć domów handlowych El Corte Inglés. Rodzice młodzieniaszków za ich naukę nie płacą; pokrywają zaledwie 20 procnt za zakwaterowanie i wyżywienie swoich pociech, co raczej nigdy nie przekracza kwoty 200 euro miesięcznie. To zaiste znikoma cena za ogromny prestiż.
Tajemnica 12 – Wojskowa
W niektórych krajach za ujawnienie takowej jeszcze dziś grozi solidny powróz albo w lepszym wypadku mur egzekucyjny. Ja wszakże żywię nadzieję, iż tak wieleby Manel Gasch i Hurios, opat montserrackiego klasztoru, jak też pozostałych 41 benedyktynów zamieszkujących obecnie na wpół wyludnione cele monastyru na górze Montserrat (jest ich tam wszak osiemdziesiąt) okażą mi, nędznemu karłowi żurnalistyki, prawdziwie chrześcijańskie miłosierdzie. Ujawnię bowiem od dawna wstydliwie skrywaną przed całym światem wojskową tajemnicę Świętej Góry.
Formacja zbrojna nazwana Tercio de Requetés de Nuestra Señora de Montserrat (Legion Karlistów imienia Panny Marii z Montserrat) powstała w początkach hiszpańskiej wojny domowej, jeszcze w sierpniu 1936 roku. Ruch karlistów, mający wcześniej charakter społeczny, dążył do przywrócenia w Hiszpanii tradycyjnego modelu konserwatywnego, opartego na normach katolickich, opowiadającego się przeciwko wolnościom osobistym, i antydemokratycznego. Zaraz z nastaniem wojny domowej ruch przerodził się w organizację militarną – w legion włączony do struktur armii generała Francisco Franco. Jego liczebność w szczytowym okresie rozwoju ocenia się na bliską 60 tysiącom. Wojska legionu wsławiły się zwłaszcza w walkach na terenie Aragonii oraz w bitwie o Ebro (25 lipca – 16 listopada 1938). Po zakończeniu wojny legion walczący pod świątobliwym wezwaniem Panny Marii z Montserrat został rozwiązany.
Pamięć o chwalebnych czynach legionu po ustaniu wojny nie zanikła. W roku 1961 Hermandad de Ex-Combarientes (Bratni Związek Dawnych Bojowników) legionu zwrócił się do opactwa o wyrażenie zgody na utworzenie na Świętej Górze Montserrat mauzoleum, w którym spoczęłaby ziemia z pól bitewnych, gdzie walczyli legioniści. Stosowną zgodę na to podpisał wielebny Aureli Maria Escarré, podówczas przeor montserrackiego klasztoru. Tam oto poniżej Placu Dwunastu Apostołów powstało mauzoleum, a przed nim pomnik żołnierza z karabinem, czołgającego się na bitewnym polu. Ostatnimi czasy coraz częściej słychać głosy domagające się usunięcia z terenu Świętej Góry spornego mauzoleum. Przyszłość pokaże, co na to wielebni ojcowie benedyktyni.
Oj, długi ten mój artykuł – przyznam nawet, że bardzo długi. Usprawiedliwię się tym, iż tysiąc lat to doprawdy kawał historii, tak więc do czegoś zobowiązuje. Mnie jubileusz tysiąclecia skłonił do napisania najdłuższego felietonu w historii mojej współpracy z zacnym Tygodnikiem Polskim. A jeśli kogoś z naszych Czytelników zachęciłem do odwiedzenia Montserratu, ufam, iż będzie miał z czego skorzystać, odkrywając w swych wędrówkach kolejne tajemnice katalońskiej Świętej Góry
Jerzy Leszczyński, 30 grudnia 2024
Informacje zawarte w artykule przeznaczone są wyłącznie dla Czytelników Tygodnika Polskiego. Nie zezwalam udostępniać ich postronnym. JL
Zdjęcie ilustracyjne: Mikipons, CC BY-SA 3.0 ES https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/es/deed.en, via Wikimedia Commons
Enrique López-Tamayo Biosca – https://www.flickr.com/photos/eltb/3227926254/
CC BY 2.0
Tekst można powiększyć używając klawisza Ctr++