Od Europodów dla Antypodów: Urokliwe Eurozakątki: wyspy arktyczne
Share

Jerzy Leszczyński
Bielszy odcień bieli
NA SPITSBERGEN tak i nie pojechałem. W roku 1975 – liczyłem sobie dziewiętnaście lat – zająłem zaszczytne drugie miejsce w rozgrywanym w Tarnowie finale ogólnopolskiej olimpiady geograficznej w kategorii uczniów szkół średnich. Nagrodą dla zwycięzcy i dla mnie miał być wyjazd na dwa letnie miesiące na Spitsbergen, do jakiejś polskiej stacji naukowej. Nasze wnioski o wydanie paszportów na wszystkie kraje świata, poparte przez Uniwersytet Wrocławski zostały natychmiast odrzucone, nie byliśmy bowiem jeszcze studentami tej uczelni, a, co gorsza, dożyliśmy obaj wieku poborowego do Ludowego Wojska Polskiego i to całkowicie nas dyskwalifikowało. „Najpierw służba dla ojczyzny!” – przypomniał mi naczelnik wydziału paszportowego, Tym sposobem wyprawa na arktyczny Spitsbergen przeszła mi koło nosa. Nawet jej nie powąchałem.
*
Artykuł dzisiejszy, dla schłodzenia nieco temperatury po zwiedzaniu Wysp Kannar-ryjskich poświęcam europejskim wyspom Oceanu Lodowatego Arktycznego a konkretnie archipelagom: SVALBARD, NOWA ZIEMIA, ZIEMIA FRANCISZKA JÓZEFA oraz wysepce JAN MAYEN. Na boku pozostawiam wyspy położone na morzach Norweskim i Północnym – żeby choć raz się powtórzyć: na nie czas nadejdzie w wyznaczonym czasie. Zaczniemy od wyprawy na schłodzony
ARCHIPELAG SVALBARD – Tworzą go trzy zamieszkane wyspy: Spitsbergen, Hopen (Wyspa Nadziei) i Bjørnøya (Wyspa Niedźwiedzia), oprócz nich jedenaście większych wysp niezaludnionych: Abeløya (Wyspa Nielsa Henrika Abela, norweskiego matematyka), Barentsøya (Wyspa Willema Barentsa, niderlandzkiego podróżnika i odkrywcy), Edgeøya (Wyspa Thomasa Edge, angielskiego łowcy fok i wielorybów), Kongsøya (Wyspa Królewska), Kvitøya (Wyspa Biała), Lågøya (Wyspa Niska), Nordaystlandet (Ziemia Północno-Wschodnia), Prins Karl Forland (Ziemia Księcia Karola), Storøya (Wyspa Wielka), Svenskøya (Wyspa Szwedzka) i Wilhelmøya (Wyspa króla pruskiego Wilhelma Hohenzollerna). Wyspy Abeløya, Helgoland, Kongsøya, Svenskøya i Tirpitzøya tworzą wspólnie grupę nazwaną Kong Karls Lanad (Ziemią Króla Karola), ku czci króla Karola I Wirtemberskiego. Prócz wszystkich wymienionych z imienia w skład archipelagu Svalbard wchodzą jeszcze liczne niewielkie wysepki. Łączna powierzchnia wszystkich, zgodnie z danymi Det Norske Geografiske Selskab (Norweskiego Towarzystwa Geograficznego), sięga 62.045 kilometrów kwadratowych, co stanowi jedną piątą obszaru Polski (Australia pod tym względem przewyższa lodowaty archipelag 125-krotnie). Newtontoppen, najwyższy szczyt wysp Svalbard, sięga 1.713 metrów ponad poziom lodowatego oceanu. Dzięki uprzejmości Norweskiego Towarzystwa Geograficznego uzyskałam też informację odnośnie do najbardziej aktualnej liczby mieszkańców Svalbard. Otóż w końcu 2022 roku zameldowane tam były 2.504 osoby. W tej liczbie 55,4 procent stanowili Norwegowie, 44,3 Rosjanie i Ukraińcy (bez względu na toczącą się wojnę i jednych, i drugich w norweskiej statystyce zsypuje się do jednego, wspólnego kosza). Zgodnie z informacją z tego samego źródła (mam nadzieję, że wiarogodną) na wyspie Spitsbergen rezydowała jedna trzyosobowa rodzina szwedzka, jedna takaż niemiecka oraz jedna para małżeńska pochodząca z Holandii – łącznie osiem osób, w przeliczeniu procentowym 0,3 %. Do statystyki wlicza się też pracowników stacji naukowych. Polska posiada ich tam pięć.
Głównym miastem nie będącym stacją badawczą ani meteorologiczną na archipelagu Svalbard jest LONGYEARBYEN, liczące w 2022 roku 1945 mieszkańców. Śpieszę wyjaśnić szanownym naszym Czytelnikom jego z pozoru skomplikowaną nazwę. Zaczniemy od końca: otóż owo jednosylabowe słówko byen w mowie Norweżek i Norwegów oznacza miasto, tak więc niepozorne stołeczne osiedle, założone na Spitsbergenie w 1907 roku szczyci się statusem miasta, dokładnie tak samo jak w Polsce Kalisz, w Australii Melbourne albo w Hiszpanii Barcelona. A co z owym Longyear? Ano, gdyby rozerwać ów angielski twór na dwie sylaby, należałoby pojmować go jako long, co przekłada się na długi, a do tego year, czyli po prostu rok. Psiakość! – jakiż długi rok? Czyż chodzi o rok przestępny, bo taki jest od normalnego o jeden dzień dłuższy? No, to teraz połączmy owe dwie sylaby. I cóż w rezultacie otrzymamy? Ano, zamiasl long year – Longyear. Poszperawszy w leksykonach, dojdziemy sedna sprawy. Longyear, Longyear… Bingo! W roku 1901 niejaki John Munro Longyear, Amerykanin z Bostonu, odwiedził Spitsbergen, gdzie dostrzegł pokłady węgla kamiennego zalegające nie jak w amerykańskim Crandall Canyon albo w polskiej Halembie pod ziemią, lecz na jej powierzchni! Podniecony, powrócił po dwóch latach, wraz ze swym wspólnikiem Frederickiem Ayerem. Norweski monarcha Oskar II, który sam na Spitsbergenie nigdy nie był, bo zawsze bał się zimna, za czapkę dolarów odsprzedał przedsiębiorczym massachusettsczykom tereny w Adventfjorden, jego zdaniem dzikie i bezużyteczne. I tak oto założona została na wyspie Arctic Coal Company, ale z siedzibą w Bostonie. W roku 1907 przy kopalni powstało górnicze osiedle nazwane Longyearbyen. Nazwa zachowała się do dziś choć od jej nadania mija już 118 lat.
Skoro wyjaśniła się nazwa stołecznego byen, czas zająć się terminem Svalbard, od roku 1920 powszechnie używanym dla całego archipelagu. Otóż wyrażenie svalr bard pojawia się w starych tekstach islandzkich, pochodących z końca IX stulecia – okresu, kiedy w polowaniach na foki i morsy islandzcy łowcy zapuszczali się w te strony. W mowie Wikingów svalr bard oznaczało zimne wybrzeża, również zimne krańce. Po raz pierwszy słowa Svalbard użyto zarówno w tekście angielskim jak i francuskim Spitsbergen Treaty (Traité Concernant le Spitzberg), czyli Traktatu Spitsbergeńskiego, podpisanego w Paryżu w dniu 9 lutego 1920 roku. Nazwę Svalbard odniesiono w jego tekście nie tylko do głównej wyspy Spitsbergen, lecz do całego archipelagu.
Wyspy Svalr Bard znane były skandynawskim i islandzkim Wikingom już w wieku IX, o czym wspomniałem powyżej. Za odkrywcę archipelagu Svalbard świat uważa jednak Willema Barentsa (w oryginale Barentsza), niderlandzkiego żeglarza pochodzącego z Terscheling w grupie Wysp Fryzyjskich, który dotarł w te strony w roku 1596, podczas swej pierwszej wyprawy na najdalszą północ. Barents był bowiem pierwszym, kto rzetelnie owe wyspy opisał, po niderlandzku nazywając je Spitsbergen, co się tłumaczy Spiczaste Góry, taką widząc w nich formę. Nazwa owa przetrwała do dziś, przynajmniej w odniesieniu do jednej wyspy, tej najważniejszej. W roku 1619 niderlandzcy łowcy fok i wielorybów założyli osiedle Smeerenburg na niewielkiej wysepce, którą nazwali Amsterdam Eiland (aktualnie Amsterdamøya, bezludna). Pod koniec stulecia XVII dołączyli do nich Norwegowie, Duńczycy, Szwedzi i Niemcy, a w wieku XVIII Rosjanie, Brytyjczycy oraz… Amerykanie, nadając wielorybnictwu przez nikogo nie kontrolowany charakter międzynarodowy. W wieku XIX i na początku XX na wyspie Spitsbergen, z niemiecka zwanej Spitzbergen powstały kopalnie węgla kamiennego, na początek amerykańskie i norweskie. W cieniu Pierwszej Wojny Światowej (1914 – 1918) życie na lodowatym archipelagu toczyło się spokojnie.
Przesławny Traktat Spitsbergeński podpisało z Norwegią w Paryżu osiem państw: Staby Zjednoczone, Wielka Brytania, Dania, Finlandia, Holandia, Japonia, Szwecja i Włochy. Na mocy owego międzynarodowego porozumienia wymienione rządy powierzyły Królestwu Norwegii wyspy Svalbard jako jej suwerenne terytorium, zastrzegając sobie wszak prawo do eksploatowania ich bogactw naturalnych, zwłaszcza węgla kamiennego. W traktacie zastrzeżono, iż archipelag Svalbard będzie całkowicie neutralny i żadne państwo, nawet Norwegia, nie będzie miało prawa do instalowania na jego terytorium baz ani urządzeń wojskowych. Układ okazał się na tyle przejrzysty, iż w kolejnych latach ratyfikowało go jeszcze ponad trzydzieści innych krajów: w roku 1931 Rzeczpospolita Polska, a cztery lata po niej Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. W sierpniu 1925 roku rząd Norwegii utworzył urząd Sysselhesteren på Svalbard (Gubernatora dla Svalbardu), mianowanego przez ministra sprawiedliwości i bezpieczeństwa. Pierwszym w historii został Johannes Gerken Bassøe, aktualnym dwudziestym drugim jest Lars Fause. Gubernatorowi podlega na wyspach policja. Aktualny ma do dyspozycji dwa helikoptery, ażeby łatwiej mógł się przemieszczać na różne wyspy arktycznego archipelagu, na terenie którego sprawuje władzę.
Zaraz w roku 1920, wykorzystując umowę, holenderskie konsorcjum Van der Ed & Dresselhuys z siedzibą w Rotterdamie zbudowało na wyspie Spitsbergen kopalnię węgla kamiennego o nazwie Spitsbergen Company i przy niej osiedle dla 64 górników, 12 Holendrów, a wraz z mimi 52 fedrujących węgiel wiertaczy, sprowadzonych z niemieckiego Zagłębia Ruhry. Osiedle, ku chwale swojego odkrywcy Spitsbergenu, holenderscy jego rodacy nazwali Barentsburg. W roku 1932 polarną koncesję odsprzedali stalinowskiej kooperatywie o nazwie Arktikugoł. Sowieccy Rosjanie wraz z Ukraińcami, zachęceni węglowym sukcesem w te pędy pognali na Spitsbergen budować tam swoje kopalnie, bo te w Krzywym Rogu już się im zanadto powykrzywiały i nie wystarczały. W tej sytuacji niemieccy wiertacze, porzucili świdry, wrócili do Essen i pozaciągali się do Wehrmachtu.
Z okresu drugiej wojny światowej pamięta się na zlodowaciałych wyspach cztery epizody już po zajęciu Norwegii, dokonanym przez wojska Adolfa Hitlera 9 kwietnia 1940 roku. W lipcu 1941 roku flota brytyjska przeprowadziła na Spitsbergenie operację Gauntiet, ewakuując wszystkich górników norweskich i radzieckich. W początkach maja 1942 roku emigracyjne norweskie władze wysłały do kopalń nową załogę, na co Niemcy zareagowali we wrześniu tego samego roku, kierując na Svalbard pancernik Tirpitz (operacja Zitronella), osadzając na wyspie Nordaustlandet ekipę, która pod płaszczykiem stacji meteorologicznej zainstalowała tam anteny szpiegowskie. Niemcy poddali się w kwietniu 1945 roku, zaś po całkowitym zakończeniu działań wojennych archipelag Svalbard powrócił do Norwegii, zgodnie z ciągle obowiązującym Traktatem Spitsbergeńskim.
Czwartego kwietnia w roku 1949 przedstawiciele Norwegii, jako jednego z dwunastu krajów, podpisali w Waszyngtonie akt założycielski the North Atlantic Treaty Organization, czyli NATO. W owym dokuencie wspomina się również archipelag Svalbard. Co prawda zachowano dlań status neutralności, zastrzegając jednakowoż prawo do odpierania tam przez pakt północnoatlantycki ataków przypuszczonych nań z Moskwy, Swierdłowska czy nawet iakiegoś innego Kujbyszewa. W dekadzie lat sześćdziesiątych, w czasie przesławnej zimnej wojny do katorżniczych robót na Svalbard wysłano wiertaczy wraz z rodzinami, przede wszystkim z obszarów przemysłowych Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Wówczas to towarzysz Nikita Chruszczow polecił przeniesienie na Spitsbergen, do radzieckich już kopalń Grumant, Piramida i Barentsburg oraz przyległych do nich osiedli fedrujących wiertaczy, a wraz z nimi ich rodzin. W roku 1963 z tej przyczyny populacja Svalbard wzrosła do 4 tys. z czego niemal dwie trzecie (2580) stanowili świdrujący z Kraju Rad oraz ich rodziny. Sytuacja owa gwałtownie zmieniać zaczęła się od początków rozpadu ZSRR. W roku 2010 dawnych radzieckich mieszkańców na norweskim archipelagu pozostało zaledwie 450, aktualnie jest ich tam mniej więcej 370 (piszę „mniej więcej” albowiem ani Federacja Rosyjska, ani Republika Ukrainy precyzyjnych danych co do ludności nie ujawniają, parawanując się rzekomą tajemnicą danych osobowych. Cacanie! Ową zaczarowaną liczbę 2504 mieszkańców uzyskałem od zacnego Norske Geografiske Selskab.
*
Co zlodowaciały archipelag porasta i kto po nim człapie?
– „George, what’s the name of this tree?” („George, jak się nazywa to drzewo?”) – takim oto pytaniem zaskoczyła mnie zacna Anneliese, szefująca norweskiej grupie folklorystycznej, przybyłej jesienią 2024 roku na nasz tradycyjny Oktoberfest, żeby dwakroć zatańczyć przed publicznością bygdedans, typowy taniec północnej Norwegii. „To platan” – odpowiedziałem zaskoczony – „A te na nabrzeżu rzeki to lipy” – dodałem zaraz. Z sympatyczną grupą zwiedzaliśmy Gironę z jej uroczym historycznym centrum, rozlokowanym nad rzeką Onyar. Stanąłem jak wryty w trotuar. „Bo u nas nie ma drzew” – Anneliese dopiero teraz zdradziła mi, że jej grupa przyleciała do Barcelony z Tromsø, ale wszyscy jej członkowie mieszkają w Longyearbyen. Zaraz zdałem sobie sprawę, z kim mam do czynienia. Następnego dnia, w uroczym miasteczku Tossa de Mar, zamiast mówić o architekturze pokazywałem zlodowaciałym przybyszom wszelkie rosnące tam drzewa.
Na wyspach Svalbard nawet jednego drzewa się nie napotka. Tamtejsze zlodowaciałe podłoże uniemożliwia zapuszczenie głębiej w glebie korzeni, a drzewa tego przecież wymagają. Dominuje roślinność typowa dla tundry; latem doliny się zazieleniają i pokrywają barwnym kwieciem. Przeważają w nich głównie skalnice i dębiki, rzadziej niziutkie, ale rozpęczniałe wełnianki. Co ciekawe, w głębi oceanu, w skalnych szczelinach odkryto ponad osiemset gatunków nasion różnych roślin, które w bardziej im sprzyjających warunkach mogłyby wyrosnąć ponad powierzchnię. W klasie fauny fruwającej dominują alki, mewy, kaczki, gęsi, rybitwy i pardy, zaś w tej kroczącej lisy polarne, renifery oraz białe niedźwiedzie polarne – tych ostatnich żyje tam ponad trzysta.
Białe misie, podobnie jak ich szarzy pobratymcy z terenów Ameryki, Azji a też te, które jeszcze uchroniły się w Europie, przesypiają okres zimowy ukryte w swoich pieczarach. Ot, i nadeszła pora odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: jak długo na Svalbard trwa noc polarna, podczas której słońce nie wychyla się zza horyzontu, a jak długo polarny dzień, kiedy za nim nie zapada? Odpowiedź: zgodnie ze wszelkimi naukami astronomicznymi całkowicie zaciemniona noc polarna trwa na Svalbard 85 dni, mniej więcej od połowy listopada do końca stycznia. Poprzedzają ją, a też po niej następują okresy szarości, kiedy co prawda samego słońca się nie widzi, ale jego poświata dociera do arktycznych wysp rankiem skądś znak Czukotki, a pod wieczór zapada gdzieś nad Alaską. „Dziwny jest ten świat” – wyśpiewywał kiedyś Czesław Niemen – pamiętamy? Sezon letni trwa na zlodzonych wyspach od połowy kwietnia do połowy października. To byłoby mniej więcej sto osiemdziesiąt dni, czyli pół normalnego astronomicznego i kalendarzowego roku.
Jak się do arktycznej wyprawy przygotować? W co się ubrać? – Kiedy podobne pytania mnie zadawali turyści w Hiszpanii albo w pirenejskiej Andorze, zawsze odpowiadałem; „Nie wiem”. Donnerwetter! To przewodnik ma komuś mówić, jak ten albo ta znosi temperatury – tak te wysokie, jak tamte niskie, a nawet skrajnie niskie? Pora opowiedzieć o klimacie Svalbardu. Zdecydowanie zimny okres trwa tu od listopada do kwietnia, kiedy to średnie temperatury spadają do wartości pomiędzy – 14 a – 17 stopni Celsjusza. Najniższą temperaturę w historii od zakończenia drugiej wojny światowej, – 46,3 °C odnotowano w grudniu 1956, a potem, taką samą w marcu 1962 roku. W okresie zimowym należy być przygotowanym na częste opady śniegu oraz burze śnieżne. Zgodnie ze statystykami w każdym miesiącu pomiędzy październikiem a grudniem przypada 21 – 22 dni z opadami śniegu; pomiędzy styczniem a majem od 21 do 16. Pojedyncze dni, w których pada śnieg odnotowuje się również w miesiącach od czerwca do września. Latem średnie temperatury wahają się pomiędzy 4°C a 6°c. W lipcu oraz w sierpniu roku 1961 w stacji meteorologicznej Ny-Ålesund zanotowano najwyższe temperatury w historii archipelagu, odpowiednio 21,3ᴼC i 18,1ᴼC. Często pada deszcz; w czerwcu średnio odnotowuje się 13 dni deszczowych, w lipcu 17, w sierpniu 18 we wrześniu zaś 14. Już wiadomo, w co należy się odziać?
Svalbard w zwierciadle gospodarczym – Jak informuje norweskie Ministerstwo Przemysłu i Handlu (Nærings- og Handelsdepartamentet), trzema sektorami gospodarczymi, które najwięcej dochodów przysparzają svalbardzkiemu archipelagowi są obecnie rolnictwo wraz z rybołówstwem i łowiectwem, turystyka i prócz nich ciągle jeszcze przemysł, choć wkrótce zobaczymy, co też z nim będzie. W roku 1949 do Longyearbyen przywieziono z kontynentalnej Norwegii kilkanaście krów, prócz nich kozy, świnie i kury – żeby przynajmniej mieć tu swoje mleko, masło, sery i bledziutkie jaja. Dwa lata później do owego pierwszego na archipelagu gospodarstwa sprowadzono z Islandii kilka koni. Radzieccy zareagowali natychmiast, zakładając w Barentsburgu sowietskoje choziajstwo (sowchoz) z krowami, świniami, kurami, a też z jednym koniem przywiezionym ze Szwecji. Inwentarz karmiono paszami i ziarnem sprowadzanym z Europy, nigdy nie wypuszczając bydląt na zewnątrz w obawie, żeby na stale zlodowaciałej ziemi krowy nie połamały kończyn. Ot, jakie były początki. Dziś prócz ferm, które zaopatrują mieszkańców w nabiał i mięso, na Svalbard znajdują się podziemne magazyny nasion, z których w oświetlanych i ocieplanych szklarniach uprawia się zboża oraz inne pożyteczne rośliny, nawet chmiel. Powstały w roku 2011 browar Svalbard Bryggeri produkuje pięć piw: Svalbard Pilsner, Spitsbergen Weissbier, IPA, Stout i jeszcze Pale Ale. Ceny są przystępne, albowiem na Svalbard nie aplikuje się podatku VAT.
Na arktycznym archipelagu działają aktualnie trzy elektrociepłownie: jedna norweska w okolicach Longyearbyen, ciągle jeszcze wykorzystująca węgiel kamienny oraz ropę naftową, inna w pobliskim fiordzie Isfjorden, zasilana energią słoneczną oraz ta trzecia, rosyjska, w Barentsbyrgu, upornie korzystająca z węgla. Rząd Norwegii w roku 2023 podniośnie odfanfarował całemu światu, że za dwa lata, a to oznacza w upływającym nam roku 2025, na wszystkie spusty zamknie Store Norske Gruve 7, ostatnią swoją kopalnię węgla kamiennego na Spitsbergenie. Ropę naftową dla ciepłowni sprowadza się z kontynentu, wydobywanie jej na terenie Svalbardu zostało bowiem zabronione z uwagi na ochronę środowiska naturalnego. Przez ponad sto lat wydobycie węgla kamiennego było głównym źródłem dochodu archipelagu, teraz wszystko się zmienia.
Bardzo ważnym źródłem dochodu wysp Svalbard staje się turystyka. W roku 2023 po raz pierwszy w historii Svalbard odwiedziło ponad sto tysięcy turystów, z czego tylko 21 procent stanowili skandynawscy Norwegowie, zaś zdecydowaną większość, 79 procent obcokrajowcy. Wynika z prostego rachunku, iż na jednego arktycznego tubylca przypadło 32 nie-norweskich przybylców (w superturystycznej Hiszpanii ów stosunek w minionym roku wyniósł 1:2). Dzięki uprzejmości biura Sysselmesteren på Svalbard (Gubernatora Svalbardu) uzyskałem oto więcej informacji: siedemdziesiąt dwa tysiące osób przyleciało do Longyearbyen samolotami, ponad trzydzieści tysięcy zaś przypłynęło do svalbardzkiej stolicy na jeden dzień, wycieczkowymi statkami. Aktualnie do i z międzynarodowego choć niewielkiego portu lotniczego w Longyearbyen, dolecieć można do 24 europejskich miast. Blisko jedna trzecia przybyłych podróżowała na Svalbard w celach naukowych. Inni, oprócz stołecznego Longyearbyen, mogą z pomocą wyspecjalizowanych miejscowych przewodników zwiedzić inne atrakcyjne miejsca na archipelagu, do których dociera się wojskowymi pojazdami gąsienicowymi, skuterami śnieżnymi, a do tych bardziej oddalonych helikopterami (na Svalbard nie ma dróg przeto samochodami można poruszać się jedynie po ulicach miast i osiedli). W stolicy działają dwa przedsiębiorstwa taksówkowe: Svalbard Buss og Taxi AS i Longyearbyen Taxi AS. W minionym roku za taksówkę zabierającą od jednej do czterech osób płaciło się 129 norweskich koron (11 €uro) za godzinę; za ośmioosobową furgonetkę 175 NOK (około 15 €) – cena w Barcelonie jest co najmniej trzykrotnie wyższa. Kto pragnie zatrzymać się na noc, ma w Longyearbyen do dyspozycji 9 hoteli, 5 domów gościnnych oraz jeden camping. Poza miastem znajdzie jeszcze 6 hytte, typowych pustynnych kabin na kołach. Dzięki uprzejmości biura Gubernatora dowiedziałem się, że w roku 2024 dochody z turystyki stanowiły 18 procent dochodu wysp Svalbard. Co czwarta zawodowo aktywna osoba pracowała tam w sektorze turystycznym. W przeraźliwie turystycznej Hiszpanii było takich 11,6 procent.
W statystykach Svalbardu jako jeszcze jedno źródło dochodu uważa się sektor badawczy. Powód jest taki, iż stacje naukowe albo rządy krajów, których są one własnością, a w niektórych wypadkach sponsorzy płacą za możliwość z nich korzystania. Aktualnie oprócz Norwegii posiadają własne stacje naukowe Polska, Chiny oraz Włochy. W Ny-Ålesund utworzono w roku 2008 stację międzynarodową, w której swoje ośrodki badawcze posiadają Francja, Holandia, India, Japonia, Korea Południowa, Niemcy, Stany Zjewnoczone, Szwecja oraz Wielka Brytania. Owa pierwsza na archipelagu międzynarodowa stacja badawcza powstała na terenach nieczynnej kopalni węgla kamiennego Kings Bay Kull Company A. S., zamkniętej w roku 1963 po tragicznym wybuchu metanu, który pozbawił w niej życia dwudziestu jeden górników.
*
Jak się na Svalbard żyje? – Z wcześniej przytoczonych informacji o gospodarce wysp zapewne wnioskujemy, iż życie na arktycznym archipelagu chłodne jest, ale daje się wytrzymać. Zacznijmy od początku. W Longyearbyen działają dwa publiczne przedszkola. W jedynej szkole naukę w zakresie programu podstawowego pobiera w tym roku 275 uczniów, o tuzin więcej na poziomie średnim. Zatrudnionych jest w niej 45 nauczycieli. Od roku 1993 istnieje w Longyearbyen Universitetssentere på Svalbard (Centrum Uniwersyteckie Svalbardu), kształcące w bieżącym roku akademickim 481 studentów, prócz nich 31 na studiach doktoranckich. Owa publiczna uczelnia, zależna on norweskiego Ministerstwa Edukacji, zatrudnia 46 uczelnianych wykładowców. Jako wyższa szkoła publiczna jest ona bezpłatna, trzeba uiścicić jedynie 640 norweskich koron (54 €uro) opłaty wpisowej. Podręczniki szkolne i akademickie oraz podstawowe pomoce naukowe dzieci i młodzież otrzymują bezpłatnie. Ukończywszy naukę wypada zatrudnić się w którymś z opisanych sektorów albo pracować na własny rachunek, żeby móc potem pobietać świadczenia emerytalne. Wynagrodzenia na wyspach Svalbard są o 20 procent wyższe niż w kontynentalnej Norwegii, a te należą przecież do najwyższych w Europodach. Wiek emerytalny ustalono tu na 66 lat. Kiedy ktoś przepracuje ich 38 i pół nabywa prawa do pobierania emerytury w wysokości stu procent zarobków z okresu ostatnich pięciu lat swej aktywności zawodowej. Z pewnością wystarczy na zakup mieszkanka na Costa Blanca albo Costa del Sol, choć ceny nieruchomości w Hiszpanii wzrastają. Średnia długość życia svalbardzkich mężczyzn sięga 80,2, zaś kobiet 83,8 lat.
A jak na Svalbard się umiera? – Opiszę na sam początek tragiczne zdarzenia, jakie w miały miejsce w svalbardzkich kopalniach węgla w historii arktycznego arcipelagu i nie tylko w kopalniach. Tutejsze kopalnie, zarówno te norweskie, jak też rosyjskie, należały do najbardziej niebezpiecznych na świecie. Nie udało się mi precyzyjnie ustalić pełnej liczby śmiertelnych ofiar od samego początku ich powstania, skupię się przeto na wypadkach najtragiczniejszych. Oto już w roku 1920 wybuch metanu zabił w kopalni należącej do kompanii Kings Bay Kull Companiy A. S. w Ny-Ålesund 26 norweskich górników. Norweskie Ministerstwo Przenysłu i Handlu ujawniło, iż w okrecie czterdziestu lat (1952-1992) śmierć w kopalniach na archipelagu poniosło 84 górników (jeden tylko wybuch metanu w listopadzie 1962 roku, ponownie w Ny-Ålesund uśmiercił ich 21), a po tym okresie jeszcze dwóch. Niewiele lepiej działo się po stronie radzieckiej, a potem rosyjskiej. Z tego, co ujawniono: od roku 1989 do dziś straciło życie w tamtejszych szybach co najmniej 34 szachtiorów. Tylko 18 września w 1997 roku dwudziestu trzech. Na dnie szybu zalegli wówczas, ramię przy ramieniu wiertacze rosyjscy, jak też ukraińscy. Śmierć przecież nie wybiera.
Kiedy na Svalbard pragnie się wyrazić nawet najgłębsze współczucie krewym zmarłych w takich tragicznych zdarzeniach albo w sposób naturalny, nie wolno do nich powiedzieć: „Niech mu / jej ziemia lekką będzie”. Od roku 1928 na zlodowaciałych wyspach zmarłych nie grzebie się bowiem w ziemi. Tłumaczy się to dwiema przyczynami: po pierwsze ziemia jest tam wiecznie zmarznięta, co stanowi poważną przeszkodę przy kopaniu w niej mogił. Po wtóre, w niskich temperaturach bakterie i mikroby w ciele zmarłej osoby, ogromnie niebezpieczne dla pozostałych przy życiu zdolne są przetrwać o wiele dłużej, niźli w temperaturach bardziej umiarkowanych. Ot, i tyle. Ciała zmarłych spopiela się w krematorium, rodzina zaś urnę z prochami składa w niszy na którymś z dwóch cmentarzy w Longyearbyen. Oto ciekawostka na skalę świata! Skoro już tyle o arktycznych wyspach się dowiedzieliśmy, najwyższa pora poznać je teraz twarzą w twarz.
*
MALOWNICZE FIORDY – Na wszystkich wyspach liczy się je w ponad dwie dziesiątki. Najdłuższym, a zarazem najbardziej malowniczym, jest Wijdefjorden, od północy wcinający się w wyspę Spitsbergen na 108 kilometrów. Obszar położony na wschód od malowniczych, wschodnich ścian fiordu zajmuje lodowiec Asgarotonna, a dalej na wschód od niego góry z Perriertoppen, drugim z najwyższych szczytów archipelagu Svalbard, sięgającym 1712 metrów ponad poziom arktycznego oceanu. Latem do czoła fiordu dotrzeć można z Longyearbyen śnieżnymi skuterami. Od roku 2005 fiordowi oraz terenom leżącym po obu jego stronach przyznano status parku narodowego. Niedaleko od opisanego fiordu wciska się w Spitsbergen od zachodu w kierunku centrum wyspy Spitsbergen Isfjorden. W roku 2003 tereny owego fiordu również uznano parkiem narodowym. W nim napotka się najwięcej z całego archipelagu reniferów i lisów polarnych, a z fauny fruwającej mew, gniazdujących w skalnych rozpadlinach i na zlodowaciałych plażach. Na samym południu wyspy Spitsbergen wcina się w nią 83-kilometrowej długości Van Mijenfjorden – trzeci z najdłuższych fiordów archipelagu Svalbard, od czerwca 2021 również park narodowy. To w nim znajduje się osiedle Sveagruva, aktualnie zamieszkiwane sezonowu przez górników rosyjskiej kopalni Barentsburg, ciągle czynnej. Jeszcze do końca lat dziewięćdziesiątych Sveagruva była trzecim najbardziej zaludnionym osiedlem archipelagu po Longyearsbyen i Barentsburgu. Cóż, czasy się nam zmieniły. A teraz pora na przyjrzenie się polarnym osiedlom oraz stolicy Svalbardu.
*
OSIEDLA ROSYJSKIE – Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, o czym wspominałem, eksploatował na archipelagu Svalbard trzy kopalnie węgla kamiennego. Tą pierwszą była kopalnia i osada Grumant, założona jeszcze za carskiego okresu, w roku 1912 przez bliżej nieznanego Niemca o takimż nazwisku, pochodzącego z wówczas niemieckiego Pomorza. W roku 1927 już poleninowski Sojuz odkupił od Szwedów koncesję kopalni i osiedla Pyramiden, po swojemu nazywając ów teren Piramida. Pięć lat później sowieccy kolonizatorzy zawładnęli Barentsburgiem. W dobrych dla radzieckiej gospodarki czasach z Moskwy do Longyearbyen każdej soboty latały zdezelowane samoloty kompanii Arktikugoł (w roku 1996 TU-154 należący do niej rozbił się przy podchodzeniu do lądowania na lotnisku w Lonyearbyen, uśmiercając 141 osób). Najpierw rozpad komunistycznego super imperium, a w ostatnich latach rosyjska wojna z, do niedawna przecież braterską Ukrainą, całkowicie odmieniły sytuację. W odpowiedzi na rosyjską agresję, w marcu 2022 roku Norwegia, podobnie jak inne państwa Europodów wprowadziła przeciw Rosji sankcje i nie wpuszcza do swej przestrzeni powietrznej ani lotniskowej rosyjskich statków powietrznych, co legalnie zamieszkujących Barentsburg Rosjan zmusza do korzystania z usług Turkish Airlines, żeby do Moskwy, Jekaterinburga albo nawet do Władywostoku fruwać przez Stambuł. Z wydobywania węgla kamiennego w Grumant oraz w Pyramiden Rosjanie wycofali się odpowiednio w latach 1965 i 1998, pozostawiając po sobie apokaliptyczne pejzaże, podobnie jak w pomorskim Bornem Solinowie i dalej na południu, w Legnicy. Coś jednak i tam się zmienia.
GRUMANT zwane też GRUMANTBYEN – Położone jest dziesięć kilometrów na południe od Longyearbyen, na brzegu Isfjorden, w kierunku Barentsburga. W szczytowym okresie swojego rozwoju (1951) przykopalniane miasto liczyło 1106 mieszkańców, miało szkołę oraz ośrodek kultury z biblioteką. Po zamknięciu kopalni zostało całkowicie opuszczone, w latach późniejszych przeradzając się w ważne centrum polowań na arktyczne biełuchy, foki i wieloryby. Niektóre górnicze domy. jakie z owego okresu zachowały się w stanie zezwalającym na ich zamieszkanie, łowcy wykorzystywali jako schroniska. W roku 2003 dostojny Odd Olsen Ingerø, podówczas gubernator Svalbardu, zaproponował rozebranie domów w najgorszym stanie, za to odnowienie niektórych lepiej zachowanych i utworzenie z Grumant osady rybackiej, zamieszkanej przez cały rok. Od owego czasu minęło ponad dwadzieścia lat i owego ambitnego zamysłu nie udało się zrealizować. Wszystkie domy w Grumantbyen pozostają własnością ciągle istniejącej kompanii węglowej Arktikugoł, a Rosjanie nie pozwalają ich tknąć. Niegdyś nieźle prosperujące osiedle pozostaje niezamieszkane, można wszak wybrać się tu na wycieczkę z Longyearbyen i także, uzyskawszy zezwolenie, łowić sobie ryby, a te w wodach wokół Svalbardu występują w obfitości.
PYRANIDEN (PIRAMIDA) – W linii prostej od stołecznego Longyearbyen oddalone jest o 50 kilometrów na północ, drogą lądową zaś niemal dwukrotnie więcej. Miasto w najlepszym okresie swojego rozwoju liczyło około tysiąca mieszkańców. Kopalnię węgla kamiennego Arktikugoł zamknął tu w 1998 roku, pozbawiając mieszkańców stałego dochodu, a przez to zmuszając ich do powrotu w swoje strony rodzinne. Kompania Arktikugoł z prężnie rozwijającej się kopalni wprowadziła ją w etap zwijania, stawiając piramidę szczytem ku dołowi. Początkowo szefowie kopalni pozostawili tam trzydzieścioro pracowników dla zabezpieczenia majątku trwałego. Trzeba szczerze przyznać, iż z powierzonego im zadania wywiązali się bardzo dobrze. W roku 2012 do Piramidy ze słonecznej Italii przeprowadził się na lato ukraiński pianista Oleksandr Romanowskij przechwalając się, iż będzie tu najdalej na północy koncertującym, huczącym innym w głowach head bangerem (przez dawne komunistyczne, uliczne megafony włączał zwiedzającym nawet utwory hardrockowe, co radowało wielu turystów a jemu samemu przyczyniało popularności).
W Pyramiden Rosjanie odrestaurowali liczne socrealistyczne bloki. W jednym z nich w roku 2013 otwarto hotel z restauracją, gdzie turyści mogą w miesiącach letnich przespać się i zjeść coś pożywnego, na przykład pieczeń z renifera. Po ulicach Piramidy wolno swobodnie spacerować, filmować i fotografować. Wejść do wnętrz wolno jedynie z przewodnikiem (na okres letni zatrudnia się ich tam sześciu). Zwiedzić można dawny urząd miasta oraz szkołę, do której w dawniejszych czasach uczęszczało mniej więcej pół setki uczniaków. W szkole zatrudniano trójkę nauczycieli: jeden nauczał języka rosyjskiego i angielskiego, drugi muzyki a ten trzeci – pozostałych przedmiotów – wszystko to w zakresie szkoły podstawowej. Prawdziwą perłą Pyramiden jest jednak tamtejszy kinoteatr, w którego archiwum zgromadzono około tysiąca filmów z okresu sowieckiego (!) W dniu 27 sierpnia 2019 roku w arktycznym kinoteatrze w dość osobliwy sposób uczczono stulecie powstania radzieckiego kina: przez całą dobę wyświetlano różne filmy z okresu ZSRR, nie powtarzając żadnego. Nieopodal zachowała się hala sportowa z basenem. W centrum opuszczonego miasta uwagi zwiedzających z pewnością nie umknie wysoka na 24 metry, strzelista piramida – pomnik zbudowany w 1998 roku, dla którego podstawy wykorzystano ostatnią tonę węgla wydobytą w tutejszej kopalni. I powie ktoś, że komuniści byli mało romantyczni?! Na centralnym placu dumnie prezentuje się jeszcze kamienna głowa Włodzimierza Iljicza Lenina, ustawiona na cokole w kształcie piramidy – najdalej na północy wzniesiony pomnik wodza rewolucji. Wszystko to można sobie sfotografować albo kupić w sklepiku z pamiątkami widokówkę i wysłać ją z tutejszej poczty, otwartej w okresie letnim. Wokół – opuszczone, górnicze bloki; w niektórych zachowały się meble. Prawda, że podniecające?
BARENTSBURG – W jedynym rosyjskim mieście, jakie do dziś przetrwało na Spitsbergenie, żyje aktualnie, przez cały rok około 370 osób. Oddalone od stołecznego Longyearbyen w linii prostej o 36 kilometrów, drogą lądową o 56. Miasto uważane jest za rosyjską stolicę Svalbardu – nic dziwnego: to w nim, nie bacząc na Traktat Spitsbergeński, rząd rosyjski zbudował w czasach prezydenta Borisa Jelcyna swój okazały konsulat generalny. Generalnym konsulem aktualnie jest niejaki Andriej Czemeriło, agent przesławnej KGB, wyspecjalizowany w sprawach wojskowości. Człek ów zorganizował w roku 2022 – trwała już wojna Rosji z Ukrainą – „defiladę zwycięstwa”. Dziewiątego maja, w Dniu Zwycięstwa, po centralnych ulicach Barentsburga, w rytm wojskowej muzyki, przedefilowało pół setki samochodów osobowych i ciężarówek, a za nimi skutery śnieżne i gąsienicowe sniegochody, a nawet jeden helikopter. Czołgów ani nuklearnych głowic gienieralnyj konsul w Barentsburgu nie zaprezentował choć i na to może nadejść pora.
Rosyjską stolicę Svalbardu na razie można zwiedzać spokojnie. W mieście działa rosyjska agencja turystyczna Arctic Travel Company Grumant, zajmująca się organizowaniem wycieczek, a też polowań. Po rosyjskim mieście wolno spacerować samemu, ale zawsze warto wynająć miejscowego przewodnika, który zdradzi wiele interesujących szczegółów. Zapewne zwróci uwagę szarzyzna postkomunistycznych bloków mieszkalnych; kontrastują z nią schludne jednorodzinne domki, pomalowane w żywe barwy, przypominające tamte ze Skandynawii. Najwięcej takich napotyka się w zatoce portowej oraz na głównej ulicy miasta, z rosyjska nazwanej Main Street. W Barentsburgu jest jeden hotel kategorii czterech gwiazdek oraz jedno skromne schronisko, oba otwarte przez cały rok. Agencja Husky Kennel organizuje popularne wyprawy psimi zaprzęgami.
W odróżnieniu od Pyramiden nie wszędzie da się zajrzeć do środka. Na przykład tutejszą szkołę, wzniesioną z białej cegły wedle takiego samego planu jak polskie „tysiąc szkół ma tysiąclecie”, ogląda się z ulicy. Liczby uczniów, a zwłaszcza nauczycieli, nie udało się mi ustalić. Mniejsza o to. Innymi obiektami użyteczności publicznej w rosyjskiej stolicy są szpital wraz z apteką oraz poczta. W tutejszej hali sportowej z trybunami na 320 miejsc rozgrywane są mecze koszykówki, siatkówki, piłki ręcznej oraz halowej piłki nożnej. Istnieje przy niej również klub trialu, a także kolarstwa górskiego. Jeszcze jednym centrum sportowym jest niedawno odnowiony Fitness Centre z wewnętrznym basenem, siłownią, salą do gry w tenisa stołowego i w badmintona. Sala kinowa w Centrum Kultury, z jaskrawoczerwonymi fotelami – Rosjanie zawsze kochali ów wymowny kolor – przeznaczona jest dla trzystu osób. W Barentsburgu działają jedno muzeum (Pomor Museum), galeria sztuki i na dodatek jeszcze Handicraft Centre (Centrum Rękodzieła). W rosyjskim mieście, nawet za kołem podbiegunowym, nie może zabraknąć pomnika Włodzimierza Lemina. O ile w Pyramiden na cokole ustawiono jedynie głowę rewolucyjnego przywódcy, o tyle w Barentsburgu znacznie głębsze iego popiersie. I jeszcze coś dla ducha: prawosławna cerkiew pod wezwaniem św. Jerzego, patrona wszech-Rusi. Trudno doszukiwać się jej nawet na najdokładniejszych mapach sztabowych z okresu 1932 – 1989 albowiem komuniści obiektów sakralnych nie budowali – przeciwnie, równali je z ziemią. Svalbardzką, prawosławną cerkiew, w kształcie oktagonalnej baszty, wzniesiono i poświęcono Jerzemu w roku 1997, już za prezydentury Borisa Jelcyna, w hołdzie dla 141 ofiar tragicznej katastrofy lotniczej z roku 1996, a też innych ofiar w rosyjskich kopalniach węgla na Spitsbergenie. Proszę oto spojrzeć, ileż interesujących miejsc do obejrzenia! Jeżeli nasz helikopter odlatuje wkrótce, czasu starczy nam jedynie na zakup jakichś pamiątek i rychłe udanie się taksówką do Heliportu. A jeśli zostajemy do kolejnego dnia, dzisiejsze wrażenia warto utrwalić w barze. Za dwa najpopularniejsze uchodzą Café-Bar 78 Parallel, gdzie na estradzie zagrzewają klientów do konsumpcji tutejsi artyści albo wyskoczyć do Pub & Brewery Red Bear (Pub i Piwiarnia Czerwony Miś) – bez muzyki za to z wyskokowymi napojami.
*
Przypnijmy łatkę Szwedom.
Sveagruva – Nazwa osiedla pochodzi od słów: szwedzkiego Sverige (Szwecja) i norweskiego gruva (kopalnia). Kopalnia i przy niej górnicze osiedle powstało w roku 1917. W roku 1940, zaraz po niemieckiej agresji na Norwegię, szwedzcy gwarkowie w popłochu czmychnęli do swojego kraju. Powrócili w roku 1970, ale już pod baldachimem norweskiej Store Norske Spitsberbegen Kullkommpani. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych minionego stulecia aż do roku 2004, w Sveagruva wydobywano cztery miliony ton czarnego złota rocznie, a miasto, zamieszkane przez 300 osób, było na archipelagu trzecim pod względem liczby ludności po Lomgyearbyen i Barensburgu. Lata sukcesów przerwał trwający pięć tygodni pożar głównego szybu, jaki miał miejsce w roku 2005. Ofiar w ludziach co prawda nie zanotowano, bowiem zdążono na czas ewakuować pracujących pod ziemią górników, ale straty materialne były przeogromne, sięgające 700 milionów norweskich koron (aktualnie 59.685.000 euro). To zadecydowało o ostatecznym zamknięciu kopalni, co nastąpiło w marcu 2020 roku. W Sveagruva nikt dziś na stałe nie mieszka. Schludne drewniane, szwedzkie domki na jedynej ulicy wykorzystują w okresie letnim niektórzy rosyjscy górnicy, a prócz nich przylatujący do owego opuszczonego osiedla turyści i myśliwi.
Norweska tragedia w szwedzkim domu – Żeby zobaczyć najstarszy dom Svalbard, stojący tam do dziś, trzeba nam polecieć helikopterem na północ od Longyearbyen, na przylądek Kapp Thordsen. To tu napotkamy solidny, drewniany Svenskhuset (Dom Szwedzki), zbudowany w roku 1864 na polecenie pochodzącego z Helsinek (to w tamtych czasach Szwecja) arystokratę Nilsa Adolfa Erika Nordenskjölda, zafascynowanego nie tyle Arktyką, ile jej bogactwami, a w wypadku Spitsbergenu – fosforem. Na początek baron Nordenskjöld zorganizował i sfinansował wyprawę naukową, którą pokierowali Nils Gustaf Ekholm, meteorolog, oraz Salomon August Andrée, prócz nich lekarz oraz liczni asystenci. Ekspedycję żądny fosforu baron kwaterował w swoim Svenskhuset. Ta wszak powróciła do Szwecji z pustymi rękoma. Jesienią w roku 1872 grupę 58 norweskich łowców fok zaskoczył na północy Spitsbergenu gwałtowny atak zimy. Foczy myśliwi uwięzieni zostali w lodach Spitsbergenu. Siedemnastu z nich, tych najbardziej zdeterminowanych, wiedząc o istnieniu Szwedzkiego Domu, oddalonego o 350 kilometrów na południe, postanowiło doń się dostać i w nim przezimować, co też się im powiodło. Stamtąd dowodzący łowczą grupą niejaki Björn Ricardsen z Helsinek, dobry znajomy barona Nordenskjölda, za pomocą alfabetu Morse’a wezwał pomoc. Ta przybyła z wiosną 1873 roku z norweskiego Tromsø. Przybywszy do Kapp Thordsen norwescy marynarze odkryli przed Szwedzkim Domem zamarznięte zwłoki dwóch mężczyzn. Wszedłszy do domu, znaleźli innych piętnaście. W ręku jednego z nich, niejakiego Karla Albertsena tkwiła stara gazeta, a przy niej kartki z zapiskami, co tamtej zimy działo się w Szwedzkim Domu. Badający zwłoki lekarze stwierdzili, że przyczyną tragedii był szkorbut, z czym jednak wielu zdecydowanie się nie zgadzało. I trwać w owym zafałszowanym przeświadczeniu trzeba było sto pięćdziesiąt dwa lata, do roku 2005. Dopiero wtedy norweski rząd uroczyście zgodził się na wyekspediowanie na Svalbard ekipy naukowców. W roku 2008 popłynęła na północ grupa specjalnych specjalistów, której przewodził doktor nauk medycznych i zarazem doktor historii Kjell Kjær. Ta przywiozła niezbite dowody: siedemnastu nieszczęśników wyzionęło ducha nie z powodu szkorbutu, lecz zatrucia oparami ołowiu. Oj, niezbadane są egzekucje Boskie.
*
Norweskie wyspy wreszcie norweskimi – Niektórzy z treści mojego dzisiejszego artykułu mogą wywnioskować, iż pisząc o norweskich wyspach zapomniałem o samej Norwegii. Otóż nie! Norwegia jest przecież suuwerennym właścicielem svalbardzkiego archipelagu oraz krajem, który najbardziej zadbał i w dalszym ciągu dba o ochronę bogactwa jego przyrody. Dawne kopcące kopalnie węgla kamiennego, powszechnie w świecie nazywanego „czarnym złotem”, pozamykano, tworząc w nich stacje naukowe, które niewiele wokół siebie zanieczyszczają.
NY-ÅLESUND (NOWE ÅLESUND) – Owo najdalej na północy położone osiedle znajduje się w Kongsfjorden, po północnej stronie półwyspu Brøggerhalyøya, Osiedle dla łowców fok założył w roku 1917 niejaki Peter Andreas Brandal, sam również polujący na owe ssaki, urodzony w roku 1870 w norweskim Ålesund, i nadał mu nazwę swej rodzinnej miejscowości z przydomkiem nowe. Do swojego osiedla foczy przedsiębiorca wkrótce sprowadził specjalistów fedrowania kamiennego węgla i w roku 1920, by zwiększyć swe dochody, otworzył kopalnię pod swoim nazwiskiem. Ta wszak okazała się nierentowna, przeto dziewięć lat później zacny Peter Brandal zamknął ją na cztery spusty, odsyłając gwarków z powrotem do starego Ålesund. Tuż po jego śmierci, w roku 1933, norweski rząd postanowił Brandalową kopalnię znacjonalizować i wznowić wydobycie węgla, ponownie przerwane z powodu niemieckiej napaści na Norwegię w roku 1940, zaś po wojnie takoż podobnie wznowione. Państwowe przedsiębiorstwo Kings Bay wydobywało rocznie ponad 60 tysięcy ton „czarnego złota”, aż do feralnego wypadku w listopadzie 1962 roku, w którym życie straciło 21 górników. Wkrótce po wypadku Kings Bay swoją kullgruven definitywnie zamknęła. Norweskie Ministerstwo Handlu i Przemysłu postanowiło Ny-Ålesund przekształcić w jeden wielki obszar badań naukowych, wynajmując dawne kopalniane obiekty instytutom badawczym z różnych krajów. Wokół dawnego osiedla zainstalowano najnowocześniejszą aparaturę naukową.
W Ny-Ålesund działa aktualnie 18 centrów badawczych z 11 krajów, z których pięć przez cały rok. Bodaj najbardziej spektakularnie usytuowana jest, należąca do Norweskiego Instytutu Polarnego stacja naukowa Zeppelinobservatoriet, otwarta w roku 1990 – na szczycie góry Zeppelimfjellet (556 metrów ponad poziomem morza). Z Ny-Ålesund wjeżdża się do niej czerwonym wagonikiem dawnej kopalnianej kolejki linowej, co gwarantuje wspaniałe wrażenia. W naukowym miasteczku przez cały rok 2024 zamieszkiwało 36 osób, latem 147. Docierający tutaj helikopterami albo statkami mogą zwiedzić niewielkie muzeum, a też sfotografować się obok pomnika – popiersia norweskiego podróżnika Roalda Amundsena, ze szczelnie zakapturzoną głową. Mieszkańcy Ny-Ålesung korzystają z samochodów, choć do stołecznego Longyearbyen (179 kilometrów traktem lądowym) nie sposób dojechać. A przy tym trzeba po drodze uważać na polarne, białe niedźwiedzie, o czym przypominają tutejsze drogowe znaki ostrzegawcze.
LONGYEARBYEN – Stołeczny kąsek pozostawiłem na koniec opisywania Svalbardu, bo i tak sporo już o stolicy archipelagu napisałem. Teraz pozostaje skupić się na miejscach godnych tam zobaczenia. Ratusz miejski (Longyearbyen Lokalstyre), przez miejscowych pieszczotliwie nazywany Fargepalett (paletą malarską), zbudowany został w latach 1980-1981, zgodnie z projektem pani Grete Smedal. W budynku o estetycznej kombinacji różcych kolorów – przeważają szary i czerwony – ma swój gabinet mer najdalej na północ wysuniętego miasta świata (aktualnie Leif Terje Aunevik). Nowocześnie prezentuje się też budynek Urzędu Administracyjnego Gubernatora Svalbarcu (Administrasjobsbygning for Sysselmannen på Svalbard), dzieło Einara Jarmunda i ukończony w roku 1998. Zgodnie z noweską tradycją oba budynki można bezpłatnie zwiedzać w dni świąteczne, soboty i niedziele. Niemniej nowoczesny Longyearbyen Kulturhus (Dom Kultury) posiada dwie sale: większą na 420 miejsc i mniejszą na 150 – obie wykorzystać można dla przedstawień teatralnych jako sale kinowe, a też dla koncertów muzycznych. Stolica Svalbardu posiada trzy hale sportowe, dla uprawiania różnych dyscyplin. Od roku 1930 w Longyearbyen istnieje klub Svalbard Turn F.C. posiadający wyasfaltowane boisko do gry w piłkę nożną i dużą halę sportową z zapleczem treningowym. W centrum miasta, niemal naprzeciw siebie, stoją dwa muzea: Muzeum Svalbardu i Muzeum Ekspedycji na Biegun Północny. W stolicy archipelagu oficjalnie żyją wyznawcy sześciu religii: Norweskiego Kościoła Luterańskiego, a prócz nich zielonoświątkowcy, świadkowie Jehowy, katolicy, muzułmanie i buddyści. W roku 1921 poświęcony został luterański Svalbard kirke, zbudowany wedle projektu Hansa Magnusa z przywiezionego z Norwegii drewna, wówczas przygotowany dla półtora setki wiernych – obecnie liczba ludności w Longyearbyen wzrosła, ale wyznawców przeciwnie, znacznie się zmniejszyła. Do wnętrza świątynki częściej zachodzą ciekawi turyści, niż spragnieni Słowa Bożego miejscowi luteranie. Tak oto prezentuje się stolica svalbardzkiego archipelagu. Pozostały nam teraz jeszcze dwie wysepki oficjalnie przynależące do Svalbardu – arktycznego archipelagu zimnych wybrzeży.
HOPEN (WYSPA NADZIEI) – Jest najbardziej kluskowatą wyspą norweskiego arktycznego archipelagu. Mierzy 33 kilometry długości i w najszerszym miejscu dwa kilometry szerokości – to taki polski Hel, ale oderwany od Władysławowa, pozbawiony kolejowego toru i zamiast z zachodu ku południowemu wschodowi skierowana z północy na południe. Thon Ivensen, najwyższy pagórek wysepki dorósł do 371 metrów ponad arktyczny poziom oceanu. Podobno Hopen odkrył w roku 1586 niejaki Jan Cornelisz Rijp, współuczestniczący w wyprawach Willema Barentsa. W dniu 28 sierpnia 1978 roku o wysepkę roztrzaskał się radziecki Tupolew TU-16, uśmiercając sześciu członków załogi. Norwegia uznała ów lot za misję szpiegowską. Kraj Rad przyznał się do niej dopiero, kiedy do Moskwy dostarczono ciała poległych. Na Hopen działa obecnie całoroczna stacja meteorologiczna, w której zatrudnione są cztery osoby. O wiele więcej jest tam ptaków.
BJØRNØYA (WYSPA NIEDŹWIEDZIA) – Jest najdalej na południe wysuniętą z całego svalbardzkiego archipelagu. Jej powierzchnia liczy 178 kilometrów kwadratowych. W minionym roku polarną wysepkę zamieszkiwało dziewięć osób i pewnie niewiele więcej fok oraz polarnych niedźwiedzi. Najwyższym punktem na wyspie jest Miseryfjellet, wznoszący się na 536 metrów ponad poziom oblewających ją morskich toni. To podobno o nią w dniu 18 czerwca 1928 roku rozbił się hydroplan, na pokładzie którego powracał ze Spitsbergenu do Tromsø zacny Roald Amundsen. Odkrycie Niedźwiedziej Wyspy przypisuje się Willemowi Barentsowi i datuje na rok 1596. W czasie drugiej wojny światowej HMS Sheffield zatopił w bitwach u wybrzeży wyspy dwa niemieckie niszczyciele: Friedrich Escoldt i rok później Scharnhorst. Niedźwiedzie i foki z bezpiecznej odległości tylko się przyglądały. Niszczycielskie szczątki zalegają głęboko na dnie.
* * *
JAN MAYEN – Niektórzy zaliczają ową wyspę, usytuowaną pomiędzy północną Norwegią a Grenlandią, ale bliżej tej drugiej, i na północ od Islandii za część archipelagu Svalbardu. Ot, i nie! Prawdą jest, iż wyspę ową dzieli od Longyearbyen dystans o 150 kilometrów krótszy niźli od Nordkapp, ale to przecież o niczym jeszcze nie świadczy. Jan Mayen stanowi integralną część Norwegii, a konkretnie hrabstwa Nordland. To w Bodø, jego stolicy, urzęduje pani Astrid Hauan, mianowana statsforvalterem (gubernatorem) wyspy Jan Mayen. Z mej wiedzy wynika, że w całej historii ludzkości jej ekscelencja Astrid Hauan, sprawująca rządy nad 35 mieszkańcami wyspy Jan Mayen, prowadzi żywot najspokojniejszy ze wszystkich gubernatorów, książąt, arcyksiążąt, królów, a nawet cesarzy, ma bowiem pod opieką tylko trzy tuziny dusz ludzkich, i to samych dorosłych. Przecież nawet azteckim kacykom zawracało głowy więcej poddanych!
Jan Mayen zajmuje obszar 377 kilometrów kwadratowych; w roku 2024 zamieszkiwało tam 35 osób. Są to właściwie dwie wyspy, połączone wąskim przesmykiem. Dzięki temu całkowita dłługość Jan Mayen dochodzi do 53 i pół kilometra, naksymalna jej szerokość zaś do kilometrów szesnastu. Linia brzegowa Jan Mayen, precyzyjnie pomierzona, liczy 199,5 kilometra. Jedynym osiedlem na wysoie, zamieszkanym przez cały rok – nazwijmyż go stolicą, norweskie byen oznacza przecież miasto! – jest OLONKINBYEN, dokąd można nawet dolecieć samolocikiem z Oslo albo z Tromsø. Sezonowo wykorzystywane są również Puppebu i Frydenlund – dwa mniejsze osiedla nie mające stałych mieszkańców. Nie trzeba zbyt wiele się mozolić, żeby wejść na Beerenberg, nazywany też Haakon VII Toppen, najwyższy szczyt na Jan Mayen, ten bowiem wznosi się zaledwie na 227 metrów ponad poziom Morza Grenlandzkiego. Beerenberg jest wulkanem, w latach siedemdziesiątych minionego stulecia przebudzonym z drzemki – jego ostatnia erupcja miała miejsce w roku 1985. Ofiar śmiertelnych nie było, bo też nie było tam kogo uśmiercić. Żyjąca na Jan Mayen ludność zatrudniona jest albo w stacji meteorologicznej, albo w radiowej, a czasem z braku innego zajęcia na lotnisku. Na, ani wokół Jan Mayen, na razie nie znaleziono ropy naftowej, gazu ziemnego ani węgla kamiennego, tak więc nie ma tu o co się bić. Potrzebną mieszkańcom Olonkinbyen energię elektryczną wytwarza się z pomocą generatorów, dla których paliwo dostarczane jest z kontynentalnej Norwegii. Wśród pracowników stacji radiowej znajdują się zawodowi żołnierze, których zadaniem jest jeszcze strzeżenie spokoju i bezpieczeństwa na wyspie. Nie ma na niej żadnego kościoła ani nawet przydrożnej kapliczki. „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam ja jestem pośród nich” – oznajmił kiedyś założyciel chrześcijaństwa, nieprawdaż? A na Jan Mayen nie chodzi ani o ‘dwóch’ ani o ‘trzech’, lecz o ‘trzydziestu pięciu’. W kronikach zapisano, że do budowania domów w Olonkinbyen używano miejscowy żwir i piasek. Wapno, cement oraz inne potrzebne materiały trzeba było sprowadzać statkami z europodowej Norwegii.
Nie ma jasności odnośnie do odkrywcy wyspy Jan Mayen. Podobno pierwszy miał trafić do jej brzegów holenderski żeglarz Jan Jakobsz May van Schellinghout, w roku 1614. Inni spierają się i uperają się, że o siedem lat wcześniej zjawił się tam londyńczyk, Henry Hudson. Przez dwa i pół stulecia niewielka wyspa dawała schronienie niderlandzkim łowcom fok i wielorybów – dopóty, dopóki miemal doszczętnie ich w tamtych stronach nie wybili. Z historycznych zapisów wiadomo. że w latach 1882-1883 ponad rok spędziła na Jan Mayen austro-węgierska ekspedycja naukowa, podróżując i prowadząc badania na rozlicznych wyspach Arktyki. W roku 1921 swoją stację meteorologiczną na Jan Mayen założyli Norwegowie, a dziewięć lat później Liga Narodów powierzyła niepozorną wyspę Norwegii – pod warunkiem, iż państwo to nie zbuduje tam żadnych instalacji wojskowych. Tak też się stało, poza jednym wzbudzającym wątpliwości wyjątkiem. W roku 1943 swą stację radiolokacyjną na Jan Mayen uruchomiły Stany Zjednoczone – nie pod auspicjami wszak swojej armii, lecz CBS Radio, co uchroniło strategicznie usytuowaną wyspę od międzynarodowych konfliktów. Z nastaniem roku 2010 norweska wyspa Jan Mayen, wraz z dwunastoma kilometrami wód przybrzeżnych wokół niej, ogłoszona została rezerwatem przyrody o pełnej ochronie. Aby móc stawić na niej choć jedną stopę, wymagane jest specjalne zezwolenie. Zobaczywszy norweskie, arktyczne wyspy, przenieśmy się w inny świat, aby biel stała się bielsza.
* * *
NOWA ZIEMIA (NOWAJA ZIEMLIA) – „I ujrzałem nowe niebo i ziemę nową. Bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły” – zanotował święty Jan Ewangelista (Księga Objawienia 21:1, według katolickiej Biblii Tysiąclecia). Wygląda na to, że Rosjanie zrozumieli ową, natchnioną Świętym Duchem wypowiedź, zbyt dosłownie, kiedy pod koniec XIX wieku odbierali wyspy niemieckim kolonistom, którzy nieco wcześniej przybyli tu z Archangielska. W roku 1917, po historycznych wystrzałach z rewolucyjnej Aurory, Rosjanie z nazwanych przez siebie Wysp Matoczkina już się nie wycofali, stając na nich obunóż, okrakiem. Wkrótce nazwali je po nowemu, Nową Ziemią, ponieważ wszystko, co tam zobaczyli, było dla nich nowe, nawet białe niedźwiedzie.
Archipelag Nowej Ziemi tworzą dwie duże wyspy: Północna (Siewiernyj Ostrow) i Połudmiowa (Jużnyj Ostrow), oddzielone od siebie wąziutkim przesmykiem Matoczkin Szar, a prócz nich jeszcze dwie wyspy mniejsze: Wajgacz oraz Kołgujew i do tego całe mnóstwo niezamieszkanych wysepek, zatopionych w lodowatych wodach Morza Barentsa i Morza Karskiego. Łączna powierzchnia wszystkich wysp archipelagu Nowa Ziemia sięga 82.600 kilometrów kwadratowych – ponad jedną czwartą owego obszaru stanowią lodowce. Najwyższym szczytem wysp jest Kruzensztern, górujący nad Wyspą Północną z wysokości 1.547 metrów nad poziom morza. Wszystkie wyspy archipelagu zaliczane są do kontynentu europejskiego – granica z Azją przebiega wzdłuż wschodnich wybrzeży wysp Wajgacz, Południowej oraz Północnej – wszystko to dlatego, iż są one przedłużeniem pasma Uralu, oficjalnie stanowiącego granicę pomiędzy oboma zrośniętymi z sobą kontynentami. Na każdej ze wspomnianych wysp upamiętniają to obeliski Europa-Azja. Adminuistracyjnie archipelag Nowej Ziemi należy do obwodu archangielskiego.
Jeszcze w XI stuleciu do lodowatego archipelagu dotarli kijowscy Rusini, a wkrótce po nich fińscy Karelowie, niesprzyjające warunki klimatyczne jednak tak jednych, jak drugich zniechęcały do osiedlania się na nim. Podobno pierwszym żeglarzem, który przez zlodowaciałe wody przedarł się do Nowej Ziemi był Hugh Willoughby – jego wyczyn historycy datują na rok 1553. Willem Barents, zamierzając dotrzeć z Amstermamu do Chin krótszą drogą, niż ta dookoła Afryki i przez Ocean Indyjski, po trzykroć dotarł do aktualnie rosyjskiego archipelagu: w latach 1594, 1595 i po raz ostatni trzeci, w 1597, kiedy to gdzieś u brzegów Wyspy Północnej powalił go szkorbut. Do dziś nie dowiedziano się czy jego zwłoki zagrzebano w lodzie, czy wrzucono do wód Morza Barentsa, jak w owych czasach miano to w zwyczaju. Do późniejszej Nowej Ziemi żeglował również Henry Hudson. W roku 1841 do archipelagu dotarł graf Friedrich Benjamin von Lütke, niemieckiego pochodzenia geograf z Sankt Petersburga, po rosyjsku zwany Fiodor Litke – odwiedził arktyczne wyspy, dokonał odpowiednich pomiarów i po powrocie sporządził pierwszą w historii ich mapę. W roku 1870 na Południowej Wyspie założone zostało pierwsze stałe osiedle, Małyje Karnakuły. Trudny okres nastał po napaści wojsk hitlerowskich na Związek Radziecki (22 czerwca 1941). W czerwcu 1942 roku Stany Zjednoczone wraz z Wielką Brytanią wyekspediowały na Nową Ziemię, w ramach akcji nazwanej Konwojem PQ17 sprzęt wojskowy: 297 samolotów bojowych, 594 czołgi i do tego jeszcze 4.286 innych pojazdów bojowych. W odwecie dwa miesiące później niemiecka Luftwafe przeprowadziła Operację Wunderland, atakując polarne wyspy z powietrza. Z nastaniem okresu zimnej wojny władze radzieckie przekształciły Nową Ziemię w wielki poligon, na którym dokonywano i dokonuje się prób nuklearnych (strefy A, B i C: Cziornaja Guba, Matoczkim Szar i i Suczoj Nos). Amerykańskie satelity szpiegowskie ostatnią próbę wykryły w 2023 roku. Żeby móc odwiedzić Nową Ziemię, wymagane jest specjalne zezwolenie.
Jeśli wierzyć danym ostatniego spisu ludności, przeprowadzonego w Rosji w roku 2020, na Nowej Ziemi mieszkało wówczas 3.576 osób. Na Wyspie Północnej nie znajdziemy żadnego osiedla zamieszkanego przez ludzi. Żyją tam jedynie białe niedźwiedzie, lisy polarne i niewielkie lemingi, zaś kąpieli w morskich wodach zażywają foki, morsy i białuchy. Największym osiedlem ludzkim arktycznego archipelagu jest BIELUSZJA GUBA, założona w roku 1897 na południu Wyspy Połydniowej, na półwyspie Gusinaja Ziemlia. W roku 2020 miasteczko liczyło 1.972 mieszkańców, w zdecydowanej większości funkcjonariuszy wojskowych i ich rodzin. W centrum miasteczka, nieopodal siebie stoją niewielkie centrum administracyjne, szkoła podstawowa i średnia, w której naukę pobiera mniej więcej pół setki uczniaków, centrum sportowe z 25-metrowym basenem, jeden hotel, a dalej na północ szpital z dwustoma łóżkami. O wojskowym charakterze miasta przypominają zabudowania dawnego Garnizonu Założycieli oraz Dom Oficerów. Na głównej ulicy, niemal naprzeciw siebie, stoją prawosławny kościół pw. św. Mikołaja, na który ze swojego pomnika, jednego z ponad piętnastu tysięcy w Rosji, spogląda Władimir Iljicz Lenin. Pojąć nie potrafię, jak Mikołaj, patron miasta Sankt Petersburg i Włodzimierz, który tam właśnie rozpoczął bolszewicką rewolucję, wzajemnie nie kolą się w oczy? Dziewięć kilometrów na północny zachód od centrum stołecznego miasteczka zbudowano bazę lotniczą Amdierma 2, a przy niej wojskowe osiedle ROGACZEWO. To na jej lotnisko przylatują z Archangielska samoloty, dostarczające na Nową Ziemię potrzebne towary, a też szczęśliwców, którym Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej łaskawie zezwoliło tu przyfrunąć. Dawnymi, aktualnie całkowicie opuszczonymi osiedlami na Wyspie Południowej, są Stołbowoj nad cieśniną Matoczkin Szar i Krasino, na samym południu – tu stacjonują okręty podwodne z nuklearnymi ładunkami. Gdyby wolno było tam pojechać, warto byłoby zobaczyć latarnię morską. Najdalej na południu archipelagu Nowej Ziemi położone są wyspy WAJGACZ, z jedynym osiedlem o nazwie Warniek, w którym w roku 2020 rezydowały 102 osoby oraz KOŁGUJEW, gdzie w miasteczku Bugrino żyło takich 347. Niemal wszyscy mieszkańcy są tam Nieńcami – Eskimosami zamieszkującymi obszar północnej Syberii. Tym odpalacze jądrowych głowic nie są potrzebne, przeto się ich stamtąd nie odpala. Nieńców przez całe stulecia bardziej interesowały ryby, foki, polarne biełuchy, a na stałym lądzie renifery – w kołchozach Bugrino hodują ich kilka tysięcy! Co stanowi niezwykłą ciekawostkę: nienieccy artyści do malowania wizerunków swoich świętych postaci używali wielu barwników roślinnych, jak również krwi zabijanych reniferów. W obu przed chwilą wspomnianych miejscowościach można na pamiątkę kupić sobie takowe osobliwe ikony.
*
ZIEMIA FRANCISZKA JÓZEFA – Przepraszam cesarza Franciszka Józefa. „Mówili, że Austria ma na północy jakieś kolonie, jakąś tam ziemię cesarza Franciszka Józefa czy coś takiego” – opowiadał dobry wojak Szwejk, kiedy dwaj austriaccy żołnierze, w cywilu będący parobkami prowadzili go, a wraz z nim jednorocznego ochotnika Marka do więzienia garnizonowego w węgierskim Kilaryhíd. Współosadzony ochotnik, podchwyciwszy temat zaraz dodał, że pewna firma z Pragi zaczęła na cesarskiej ziemi wycinać wielkie bloki lodowe i zaopatrwywać w lód wszystkie praskie lodownie, a wkrótce eksportować go będzie również do innych krajów, bo lodu z Franciszka Józefowej Ziemi wystarczy dla całego świata. Jedynym problemem są „te gałgany Eskimosy”, bo nie chcą się uczyć języka niemieckiego. Wiedeńskie ministerstwo oświaty chciało wznieść dla Eskimosów szkołę, niestety z zimna zmarło przy tym pięciu architektów. Szwejk dodał od razu, że prości murarze ocaleli, bo zamiast zwyczajnych papierosów wszyscy palili fajki, a te dawały im więcej ciepła. Doprawdy, wielce mnie owa historyjka ubawiła i pewnie Państwa także.
Podobno do arktycznego archipelagu pierwszy dotarł, w roku 1865, niejaki Nils Fredrik Rønnbech, norweski łowca fok. Oficjalnie jednak odkrycie Ziemi Cesarza Franciszka Józefa przypisuje się austro-węgierskiej ekspedycji z lat 1872-1874, krórą kierował niejaki Julius Johannes Ludovicus Ritte von Payer, sam pochodzący ze znacznie cieplejszego Wiener Neystadt. To on zadedykował lodowate wysepki cesarzowi Franciszkowi Józefowi I, choć tamten nawet małym palcem nie przyczynił się do owej ryzykownej wyprawy. Zorganizował ją i wszelkie koszty poniósł zacny Hans Nepomuk Wilczek, mieszkający w Wiedniu, ale wywodzący się z Polski badacz obszarów arktycznych – dwie z wysp archipelagu noszą jego imię. Kiedy wojak Szwejk i jednoroczny ochotnik Marek opowiadali eskortującym ich parobkom w mundurach niestworzone historie o austriackiej kolonii gdzieś na najdalszej północy, Ziemia Franciszka Józefa rzeczywiście należała do cesarstwa austro-węgierskiego. Rosja, już radziecka, odebrała wyspy Austrii w kwietniu 1917 roku, kiedy trwała jeszcze Wielka Wojna, a naddunajska monarchia zbierała w niej przesławne lanie. Cesarz Franciszek Józef już tego nie doczekał, zmarł był bowiem 21 listopada w 1916 roku, po 67 latach i 35 dniach sprawowania władzy na tronie w Wiedniu. W roku 1927 już poleninowski Związek Radziecki założył na arktycznym archipelagu pierwszą stałą stację meteorologiczną, zaś w roku 1931 przeprowadził na różnych jego wyspach serię badań naukowych, korzystając z pomocy lodołamacza Małygin. Wówczas to pojawiły się propozycje zmiany nazwy polarnych wysp na Ziemię Fridtjofa Nansena (niedawno zmarłego norweskiego badacza Arktyki) albo Ziemię Michaiła Łomonosowa (rosyjskiego uczonego, założyciela uniwersytetu w Moskwie). Ostatecznie wszak oryginalna nazwa pozostała i przetrwała do dziś. W okresie drugiej wojny światowej Niemcy założyli na Ziemi Aleksandry stację meteorologiczną Schatzbraber (Poszukiwacz skarbu), ale ta działała tylko niespełna rok. Dwa lata po zakończeniu wojny Związek Radziecki zakończył budowanie na tej samej wyspie bazy wojskowej Nagurskoje z lotniskiem o pasie startowym liczącym 2.600 metrów długości. W nazwie bazy uhonorowano zaginionego w roku 1917 rosyjskiego pilota Iwana Nagurskiego, którym okazał się ciągle jeszcze żyjący Alfons Jan Nagórski, polski inżynier i pilot, uznawany za najlepszego w świecie specjalistę lotów nad Arktyką. W poniedziałek 23 grudnia 1996 roku, w czasie nocy polarnej, przy podchodzeniu do lądowania lecący z Workuty transportowy AN-72 z 24 osobami na pokładzie nie zdołał wyhamować na pasie lotniska i roztrzaskał się o zlodowaciałe skały. Z powodu owej katastrofy bazę zamknięto, żeby ponownie otworzyć ją w roku 2017, przedłużając pas lotniska do 3,5 kilometra. W roku 2009 na terenie Ziemi Franciszka Józefa oraz części Nowej Ziemi utworzono Park Narodowy Rossijskaja Arktika (Rosyjska Arktyka). Dwóch zatrudnionych dla jego ochrony mężczyzn to jedyni cywilni mieszkańcy arktycznego archipelagu. Mieszkają oni wszak na terenie bazy wojskowej.
Ziemię Franciszka Józefa tworzą 192 wyspy o łącznej powierzchni 16134 kilometrów kwadratowych. Obszar ośmiu z nich przekracza 500 km². Największą (2821 km²) okazuje się Ziemia Jerzego. Prawdopodobnie brytyjki badacz Frederic George Jackson nadał jej taką nazwę dla uhonorowania księcia Jerzego, później Jerzego V, monarchy Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Ziemia Wilczka – usytuwana na wschodzie archipelagu jest drugą co do wielkości jego wyspą. Zacny Hans Nepomuk Wilczek dał swe imię jeszcze Wyspie Wilczka, drugiej z najdalej na południe wysuniętych wysp polarnego archipelagu. W nazwach innych wysp przypomnieni zostali również: uznawany za wynalazcę telefonu Alexander Graham Bell, amerykański fizyk Edwin Herbert Hall, takoż amerykański geolog Rolin Salisbury, irlandzki badacz Arktyki Francis Leopold McClintock oraz wspomniany przed chwilą Frederic George Jackson. Osobny komentarz należy się Wyspie Aleksandry, czwartej pod względem powierzchni w archipelagu i jedynej na nim zamieszkanej, choć niemal w całości przez osobników umundurowanych. Do dziś historycy spierają się, o którąż Aleksandrę chodzi. Większość staje po stronie Aleksandry Pawłownej, rosyjskiej księżniczki, która w roku 1799 poślubiła austriackiego arcyksięcia Józefa, podczas gdy innym bardziej przypada do gustu Aleksandra Duńska, małżonka brytyjskiego króla Edwarda VII. Obie były urocze. Niechajże w takim razie wybierają nasi szanowni Czytelnicy! Na wysepce o bardziej geograficznej nazwie Wiener Neustadt dumnie prezentuje swój urok szczyt o takiej samej nazwie, najwyższy spośród wszystkich innych na archipelagu (620 metrów ponad poziomem oceanu). Ot, i taka jest dawna austriacka kolonia na najdalszej północy, dostarczycielka lodu dla wszystkich lodowni w Pradze, a nawet na całym świecie. Ubywa tam tylko „tych gałganów Eskimosów”, przez co austriackie ministerstwa nie mają dla kogo budować szkół, przy których wznoszeniu zamarzaliby architekci. Pomimo tego ufam, że dzisiejszy artykuł był interesujący. A wkrótce się przekonamy, że biel może być jeszcze bielsza.
30 stycznia 2025
Jerzy Leszczyński
P. S. Pragnę wyrazić ogromną wdzięczność svalbardzkiemu Urzędowi Gubernatora. Zasługuje na nią zwłaszcza Pani Eva Therese Jensen, za przesłanie mi niezwykle cennych informacji dla wykorzystania ich w dzisiejszym artykule.
(autor)
Zdjęcie ilustracyjne: Spitsbergen w sierpniu. Domena publiczna https://en.wikipedia.org/wiki/Svalbard#/media/File:Spitzbergen-2_hg.jpg