Pogoda w Melbourne

Polecane Strony

2023-04-12

HALO, HALO!

Na scenie Basenu Artystycznego Warszawskiej Opery Kameralnej pod dyrekcją dr hab. Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd nowa premiera sezonu. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to muzyczny i inscenizacyjny eksperyment, bo dwie jednoaktówki - "Telefon" oraz "Medium" - łączy pozornie tylko nazwisko twórcy. Gian Carlo Menotti (1911-2007), amerykański kompozytor i autor libretta, podobno skomponował pierwsze opery jako siedmiolatek. Potem było ich wiele. "Medium" powstało w 1946 roku; "Telefon" rok później. Lubił artystyczne wyzwania, na przykład podjął się napisania libretta do...zaledwie 9-minutowej mini-opery Lukasa Fossa "Introductions and God-Byes". Wyobrażam sobie jak słuchacze byli zadowoleni, bo z pewnością nie zdążyli się znudzić. W Basenie Artystycznym publiczność też się nie nudzi. Motywem przewodnim wieczoru jest komunikacja międzyludzka ukazana w różnym aspekcie. Od początku przedstawienia do przerwy bawimy się doskonale, obserwując zmagania bohaterów z... telefonami komórkowymi, które wciąż dzwonią. Absolutnie zawładnęły przestrzenią i bohaterami.

Ben próbuje oświadczyć się Lucy, ale okazuje się to prawie niemożliwe, skoro telefon bezustannie dzwoni w najmniej pożądanym momencie i burzy cały nastrój. Aż trudno uwierzyć, że ta zwariowana komedia liczy niemal 80 lat: wraz z upływem czasu nabrała jeszcze bardziej sensu. Chociaż na scenie występują tylko dwie osoby, oglądamy z podziwem solistów, którzy wykonują perfekcyjnie swoje zadania wokalne i aktorskie. Do tego pomysłowe, nowoczesne kostiumy projektu słynnego kreatora mody Tomasza Ossolińskiego i awangardowa scenografia Witolda Stefaniaka. A po przerwie czeka nas całkowita, nawet dość szokująca zmiana nastroju. "Medium" to dramat jednostek, uwikłanych w komunikację...z zaświatami. Madame Flory organizuje seanse spiritystyczne. Bazując na dramatach ludzi, wyłudza od gości pieniądze, w zamian za rzekome wywołanie duchów ich nieżyjących najbliższych. W rzeczywistości w roli zjaw występują w przebraniu jej córka i chłopak, którego kiedyś przygarnęła. Wreszcie niesmaczna zabawa wymyka się spod kontroli i kończy tragicznie. "Medium" to popisowa rola solistki (w podwójnej obsadzie: Roksana Wardenga oraz Alicja Węgorzewska), która jako Madame Flory musi dać sobie radę z wyjątkowo trudnym w interpretacji materiałem muzycznym. Na koniec pozostaje widzom refleksja: czy epokowy wynalazek Bella i jego nieustanne doskonalenie przybliża ludzi do siebie, czy może raczej oddala? A może jest tylko instrumentem do przekazywania komunikatów? Wreszcie - jak sugeruje "Medium" - z tęsknoty za tymi, którzy odeszli, jesteśmy gotowi dać sobie wszystko wmówić, nawet możliwość konwersacji z duchami. Ciekawy wieczór.

 

WIDOK Z OKNA

"Z twojej knajpy nie widać nic, Parlamentu jedynie drzwi. Na Victorii zwykły ruch, Big Ben dzwonił już razy trzy, można wreszcie do domu iść". To fragment piosenki "Okno z widokiem na Parlament" w wykonaniu Stanisława Wenglorza, popularnej w latach 8-tych. Wtedy Londyn był Mekką polskich emigrantów, magicznym miejscem - tak blisko i zarazem tak daleko. Ten szlagier przypomniał mi się z okazji premiery o bardzo podobnym tytule: "Okno na Parlament" w Och-Teatrze (reżyseria: Krystyna Janda). Autor - Ray Cooney - urodził się w 1932 roku w Londynie i rzec można dorastał w cieniu Parlamentu. Swoją karierę teatralną rozpoczął bardzo wcześnie, bo już jako nastolatek, Najpierw występował na scenie w epizodach, niewielkich rólkach w spektaklach teatrzyków sezonowych, ale konsekwentnie realizował swoje plany. W 1956 roku został przyjęty do grupy aktorów w londyńskim Whitehall Theatre i zaczął robić to, co było dla niego najważniejsze: pisać sztuki. To była dobra decyzja: jego teksty zaczęto wystawiać na West Endzie, a Ray Cooney zajął się także reżyserią i produkcją.

Wkrótce zdobył popularność jako "mistrz farsy". Niezbyt ambitne, lekkie, błahe, ale zabawne komedyjki tego autora przetłumaczono na ponad 40 języków i grane są na całym świecie. Także w Polsce cieszą się dużym uznaniem i pojawiają na scenach od Bałtyku do Tatr. Widocznie trafiają do widzów, którzy chcą spędzić w teatrze rozrywkowy, komediowy wieczór. "Okno na Parlament" to jeden z najlepszych utworów Cooney'a, podobnie jak "klasyka" gatunku w jego dorobku, czyli "Mayday". Światowa premiera sztuki odbyła się w 1990 roku w Surrey. Banalna intryga: parlamentarzysta uwikłany w romans z sekretarką przeciwnego ugrupowania; on żonaty, ona mężatka. Wpada w niezłe tarapaty; jest tam i wątek kryminalny, i niedyskretni pracownicy hotelu, i dziwne sploty okoliczności.  Chociaż scenariusz wydaje się dość przeciętny, na jego podstawie siedem lat po premierze nakręcono na Węgrzech film, który cieszył się sporym powodzeniem. Zapewne inspiruje możliwość pokazania schematycznej sytuacji w atrakcyjnym miejscu. Tytułowe okno znajduje się bowiem w luksusowym apartamencie Hotelu Westminster w Londynie, oczywiście z widokiem na Parlament i Tamizę. Brawurowe zwroty akcji, szalone tempo, czarny humor w angielskim stylu, barwne postacie - widzowie to lubią. Ray Cooney mówi, że zawsze marzył o pisaniu scenariuszy i jest szczęśliwy, że może realizować swoją pasję jako w pełni profesjonalny autor. A dzięki nowym technologiom wielu czytelników w różnych stronach świata może dotrzeć do jego tekstów i bawić się razem. Co może się wydarzyć, kiedy przelotny romans uruchamia lawinę nieprzewidzianych sytuacji, które grożą kompromitacją? Rozwiązanie tej zagadki należy do widzów Och-Teatru.

 

MARCOWE ŚWIĘTO

Dzień Wyzwolenia jest świętem narodowym Bułgarii, upamiętniającym wydarzenia historyczne: traktat pokojowy z San Marino, podpisany 3 marca 1878 roku. Na jego mocy po trwającej pięć wieków niewoli Bułgaria odzyskała wolność spod ucisku osmańskiego. Ten dzień obchodzony jest bardzo uroczyście nie tylko w Bułgarii, ale także w placówkach dyplomatycznych w różnych krajach. Pani Ambasador Republiki Bułgarii w Polsce, J. E. Margarita Ganeva zaprosiła w tym roku na wyjątkowe spotkanie, podczas którego zaznaczyła, że to jedna z najważniejszych dat w dziejach narodu bułgarskiego. Drogę do wolności wspierało wiele europejskich narodów - swoją solidarnością, poświęceniem, siłą słowa, dyplomacją i osobistymi wysiłkami.

Wśród znaczących postaci, którzy wspierali swoim autorytetem, byli m. in. Oskar Wilde, Victor Hugo, Lew Tołstoj, Giuseppe Garibaldi, Karol Darwin i Dmitrij Mendelejew. Dziś - 145 lat później - jak zauważyła pani Ambasador, znaczenie wolności i niepodległości jest wciąż tak samo aktualne. W dalszym ciągu uroczystości Konsul Honorowy Bułgarii w Białymstoku, Witold Karczewski otrzymał Medal Honorowy Prezydenta Bułgarii za wkład w rozwój kontaktów bułgarsko-polskich. Wieczór uświetnił recital fortepianowy młodego, utalentowanego pianisty. Simeon Goshev mieszka i pracuje w Wiedniu i specjalizuje się zarówno w interpretacji dzieł klasyków wiedeńskich, jak i kompozytorów współczesnych. Ostatnio z powodzeniem koncertował w Niemczech, na Węgrzech, w Austrii, we Włoszech i Bułgarii. Podczas koncertu wykonał utwory Roberta Schumanna, Karola Szymanowskiego i Pancho Vladigeroffa, tak więc była to muzyczna podróż po Europie. Marzec to również okazja do pielęgnowania bułgarskiej tradycji powitania nadchodzącej wiosny. Martenice to bardzo sympatyczny zwyczaj wykonywania małej ozdoby z białej i czerwonej przędzy, która przybiera różne formy. Mogą to być miniaturowe figury chłopca i dziewczynki, wstążki, frędzle, plecionki, pompony. Podobno ta tradycja ma swoje korzenie w roku 681, będącym datą ustanowienia Wielkiej Bułgarii. Nazwa pochodzi - jak łatwo się domyślić - od słowa "mart" czyli "marzec". Zgodnie z kalendarzem marzec symbolizuje czas nadejścia wiosny. Jak mówią Bułgarzy, Baba Marta jest złośliwa, kapryśna i trzeba ją nakłonić do tego, by jak najszybciej przegoniła zimę. Noszenie martenic, przypinanych do ubrania ma zapewnić zdrowie i szczęście oraz pomóc w wypatrzeniu oznak wiosny: bociana, jaskółki lub kwitnącego drzewa. Od 2017 roku ta wciąż żywa tradycja została wpisana na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Martenicami zostali obdarowani oczywiście goście, zaproszeni na uroczysty wieczór Dnia Wyzwolenia Bułgarii.

 

ŚWIĘTY

W marcu 1986 roku Polskę obiegła lotem błyskawicy bulwersująca wiadomość, że włamano się do bazyliki prymasowskiej w Gnieźnie i skradziono elementy sarkofagu Świętego Wojciecha. Sprawcy zniszczyli relikwiarz, odrąbali srebrne zdobienia, w tym figurę świętego. W wyniku żmudnego śledztwa udało się po jakimś czasie zatrzymać sprawców kradzieży i odzyskać część drogocennego kruszcu, jednak niektóre fragmenty rzeźby zostały bezpowrotnie zniszczone i najprawdopodobniej przetopione. Ta autentyczna historia, od której minęło prawie 40 lat, jest kanwą filmu "Święty" w reżyserii i według scenariusza Sebastiana Buttnego, z Mateuszem Kościukiewiczem w roli porucznika milicji, prowadzącego śledztwo.

Twórcom filmu zależało, aby maksymalnie odtworzyć realia Polski lat 80-tych, jednocześnie pokazać metody tropienia przestępców w tamtych czasach, kiedy nie dysponowano jeszcze techniką z dziedziny kryminologii. Wreszcie sprawą niezwykle istotą jest zwrócenie uwagi na znaczenie zdewastowanej rzeźby. Zabytkowy relikwiarz z XVII wieku ma nieoszacowaną wartość materialną - jako dzieło sztuki i jako cenny kruszec, a także jako dobro kultury polskiej. I może najważniejszy aspekt: wartość duchowa, bezcenna dla wiernych. Na wykryciu sprawców dewastacji zależało nie tylko duchownym, ale również ówczesnej władzy, która dążyła do unormowania poprawnych kontaktów między państwem a Kościołem. Toteż do rozwiązania sprawy skierowano najlepszych specjalistów z tzw. dochodzeniówki. Filmowy porucznik Milicji Obywatelskiej Andrzej Baran bada różne tropy. Sprawcy mogą ukrywać się wśród robotników, remontujących katedrę; księży, kleryków pobliskiego seminarium. Mogą to być równie dobrze prymitywni zbieracze złomu, jak wyrafinowani złodzieje, działający na zlecenie kolekcjonerów sztuki. Wreszcie mogła to być prowokacja funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którym zależy na destabilizacji i chaosie społecznym. Porucznik Baran próbuje umiejętnie połączyć wszystkie ślady i odkryć prawdę. Czy mu się to w pełni uda - to pytanie zostaje zawieszone w próżni, chociaż złodzieje zostają ujęci i przyznają się do przestępstwa. A może był jeszcze ktoś, kto zlecił to zadanie i pozostał anonimowy? Ciekawym wątkiem w filmie jest legenda słynnych Drzwi Gnieźnieńskich. Majestatyczne, kunsztowne, inspirują do porównywania faktów z włamania z postępami w śledztwie. Jak w otwartej księdze, w brązie wykuta jest potęga przeznaczenia: tak miało się stać, zgodnie z planem wypełniło się proroctwo.

BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA

Powyższe felietony ukazały się w drukowanym wydaniu "Tygodnika polskiego" nr 06 07/23 z dnia 29 marca 2023, rok 72. 

 

Redakcja:
19 Carrington Drive,
Albion Vic 3020
Australia
Tel. + 61 3 8382 0217
E-mail

Polecane Strony

Redakcja:
19 Carrington Drive,
Albion Vic 3020
Australia
Tel. + 61 3 8382 0217
E-mail

© Tygodnik Polski 2020   |   Serwis Internetowy Sponsorowany przez Allwelt International   |   Admin